…zaliś swej dawnej przepomniał cnoty?
Obrazy przekazane z Nicei rzeczywiście przerażają. Jednakże nie tylko te, które ukazują wjeżdżającą w tłum spacerujący na deptaku ciężarówkę, ale i te, które pokazują bezradność ludzi wobec szaleństwa zafundowanego nam przez umocowanych we wszelkiej maści władzach piewców społeczeństwa multikulturowego.
Naprzeciwko człowieka, który z zimną krwią rozjeżdża bezbronnych ludzi, w tym dzieci i kobiety, a także naprzeciwko szaleńca ganiającego po bawarskim pociągu z nożem i siekierą, który z okrzykiem Allah jest wielki naciera na spokojnie podróżujących ludzi, a więc naprzeciwko takim postaciom potrafimy w naszej dzisiejszej europejskiej rzeczywistości zdobyć się jedynie na kolorowanie jezdni świecowymi kredkami, składanie kwiatków zakrywających plamy po krwi naszych braci i sióstr, zapalnie świeczuszek (bo nie porządnych świec czy zniczy) i płaczliwe westchnienia typu: „Jak to mogło się stać?”. Być może pytanie płynie z rozchwianej emocjonalności stawiających je osób, bo dzisiaj o trzeźwym namyśle za pomocą logicznych narzędzi intelektu raczej mówić nie można. Lecz dla mnie stanowią tylko jeszcze jeden przejaw mazgajowatości naszych społeczeństw. Są udrapowaną szatą taniego aktorzyny, który swój strach odziewa w togę rozpaczy i łamiąc ręce wraz z głosem, litość nad sobą chce wzbudzić. Gdyby w momencie nagrywania wywiadu do jakiejś telewizji rozległy się w pobliżu strzały lub kolejny samochód chciałby staranować jakichś ludzi, to wszyscy ci, którzy z taką żałością opowiadają o swoich przeżyciach, uciekaliby gdzie pieprz rośnie, nie zważając na ginących pobratymców. Jak do tego doszło? Ano po prostu dlatego, że w imię nowoczesności i socjalistyczno-liberalnych idei gremialnie odstąpiliśmy od odwagi i męstwa, będących skutkiem silnego charakteru, na rzecz pobłażania sobie, sprytu jako sposobu na życie i apoteozy instytucji pomocowych jako starszego brata, który ma za zadanie wlać wszystkim naszym wrogom. Buczenie tłumu, gdy w Nicei pojawił się prezydent Francji, to właśnie symptom tego zniewieścienia naszej społecznej tkanki.
„Ześlij nam obrońcę!”
Patrząc na te obrazki medialne, nie wiem czemu wspomniałem kazanie księdza Kamińskiego, które w trzeciej części „Trylogii” Henryk Sienkiewicz umieścił jako zakończenie pogrzebu pułkownika Jerzego Michała Wołodyjowskiego. W pamięci stanął mi również i film oraz dźwięk werbla, którym kaznodzieja chciał podnieść zmarłego i wezwać go do obrony granic Rzeczypospolitej. Przecież na tej promenadzie w Nicei byli mężczyźni. Rozumiem, że kobiety (zgodnie z przepisem pewnej pani premier) z natury ratują potomstwo i siebie (lub w odwrotnej kolejności). Być może byli tam również mężowie i ojcowie, którzy rzeczywiście pragnęli ochronić powierzone ich opiece istoty ludzkie. Ale przecież widziałem młodych mężczyzn, którzy raczej tych obowiązków nie mieli. Za to z równą młodym kotom zręcznością salwowali się ucieczką. Dwa kilometry jechał zabójca! 2000 metrów – na tym dystansie nie znalazł się nikt, kto rzuciłby się w stronę samochodu. Ponoć strzelał z pistoletu. Cóż, być może jeden z tych młodych oberwałby, ale inni MOGLI ZATRZYMAĆ (!) samochód, zanim dokonał krwawego dzieła. Woleli jednak chronić własne czcigodne zakończenie pleców. Właśnie w tym tkwi cały problem naszych europejskich społeczeństw. Kultywowana już od małego słabość charakteru, rekompensowana brawurową quasi-odwagą w postaci różnorakich challenges, dodatkowo osłabiana przez nadopiekuńczość rodziców, instytucje chroniące prawa dziecka i ustawodawstwo, nakręcania mediami sycącymi indywidualistyczną pogoń za własną przyjemnością, tworzy dzisiejszego Europejczyka, który jest po prostu niezdolny do poświęceń i ze słabości własnego charakteru uczynił bożka. I kto ma obronić tę kulturę? Emo w rurkach?
Kazano im złamać przysięgę, wydać zamek i żyć
Patrząc na zabitych w Nicei, próbowałem w myślach przypomnieć owe panienki z austriackiej granicy, które rzucały się na pograniczników, strzegących przejść granicznych, a w rączętach trzymały kartony z napisami: „Refugees welcome!” Osobiście to im właśnie nakazałbym sprzątanie promenady po tym strasznym wydarzeniu. Choć nie mam żadnych złudzeń. Dzisiejsza Europa po prostu jest niezdolna do jakiejkolwiek obrony. Zamiast przeciwstawienia się najazdowi (a właściwie już okupacji, bo – jak się dowiedziałem – we Francji choć imigranci stanowią 10%, to w więzieniach stanowią już 70% osadzonych). Marsze milczenia nie są żadną bronią. To zwykłe artystyczne przedsięwzięcie, które nie rodzi żadnych konsekwencji. Kobietom molestowanym w Szwecji przez „uchodźców” rozdaje się jako broń… opaski z napisem „Nie dotykaj mnie”. Prezydent Francji oświadcza swojemu społeczeństwu, że musi przyzwyczaić się do życia w zagrożeniu terrorystycznym, co dość dosadnie podsumowali Mariusz Pudzianowski i Zbigniew Boniek (sprawdźcie w internecie). A pani Merkel, która odpowiada za zaproszenie owych „gości” do Europy, dzisiaj chce systemu nakazowo-rozdzielczego dla wszystkich krajów unijnych, lokującego kulturowe bomby we wszystkich krajach EU. Powiedzmy sobie wprost: to jest zabijanie europejskiej kultury. Sąd w Niemczech pozwala na stosowanie szariatu wobec muzułmańskiej żony i dzieci, kapitulując kulturowo wobec najeźdźców. We Francji tatuś przy śniadaniu rani prawie śmiertelnie żonę i trzy córki, bo jego zdaniem ubrały się niestosownie i zbyt wyuzdanie, po prostu niezgodnie z prawem koranicznym. I nic nie robi sobie z prawem. Sprawców gwałtów w Kolonii w sylwestrową noc nie spotyka żadna sankcja prawna, bo policja nie stara się nawet wykryć sprawców. A podobne przypadki w innych miastach są tuszowane przez media i organa ścigania, bo taki nakaz mają z kręgów rządowych. Przecież jak na dłoni widać, że ta kultura, ta państwowość, to społeczeństwo już padło. Na kolana przed nowym panem.
Salvator!
Często spotykam się dzisiaj z jawnie pojawiającymi się twierdzeniami, że ta sytuacja musi skończyć się po prostu otwartym konfliktem. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy tak rzeczywiście się stanie. Modlę się słowami suplikacji, by Bóg zachował nas od wojny. Ale też jasno muszę stwierdzić, że jeśli w nas samych nie nastąpi odbudowanie kulturowego i cywilizacyjnego dziedzictwa chrześcijańskiego, jeśli nie nastąpi odnowa rozumienia człowieczeństwa jako zadania, a nie możliwości degenerującego pościgu za przyjemnością, jeśli nie przypomnimy sobie o odpowiedzialności za własne życie i innych, jeśli nie przywrócimy szacunku dla religijnych korzeni naszej cywilizacji, a więc jeśli tego nie dokonamy, to los nasz jest marny. Nie dlatego, że zginiemy. Dlatego, że żyć może i będziemy, ale w pohańbieniu,
Ks. Jacek Świątek