Zamiast kariery – służba ojczyźnie
Stalinowscy oprawcy wiosną 1940 r. rozprawiali się nie tylko z oficerami Wojska Polskiego, ale i księżmi służącymi w armii. Wśród nich znalazł się pochodzący z diecezji przemyskiej ks. Mieczysław Janas. O wskrzeszenie należnej duchownemu czci zadbało Stowarzyszenie Pamięć Kapelanów Katyńskich, które od lat w Polsce i poza jej granicami w różny sposób upamiętnia bohaterów. Uroczystość odsłonięcia tablicy nie bez przyczyny odbyła się w dęblińskim kościele Matki Boskiej Loretańskiej.
Ksiądz M. Janas tuż przed wybuchem wojny związał swe losy z tym miastem. Pełnił funkcję kapelana w Centrum Wyszkolenia Lotnictwa nr 1 oraz kapelana Garnizonu Dęblin. Jego postać przypomniał w homilii dziekan Straży Granicznej ks. płk dr Zbigniew Kępa, który odprawił Mszę św. m.in. z proboszczem parafii ks. płk. Mariuszem Stolarczykiem.
Ksiądz Janas przyszedł na świat 2 stycznia 1904 r. w Świerzowej Polskiej k. Krosna. Święcenia kapłańskie otrzymał 29 czerwca 1928 r. z rąk biskupa przemyskiego Anatola Nowaka. W trakcie swojej posługi pracował w kilku parafiach, by w 1934 r. zostać sekretarzem biskupa przemyskiego Franciszka Bardy i drugim notariuszem kurii. Dalsze zaszczyty przyszły po roku. Zwierzchnicy kościelni powołali go na stanowisko sekretarza diecezjalnego instytutu Akcji Katolickiej w Przemyślu i diecezjalnego asystenta Katolickiego Stowarzyszenia Kobiet i Młodzieży Żeńskiej. – Proponowano mu też dalszą karierę w kurii, ale odmówił i postanowił zasłużyć się ojczyźnie, w wojsku w Dęblinie – zauważył podczas Mszy ks. Z. Kępa. 1 lutego 1938 r. otrzymał więc awans na stopień kapelana rezerwy, a 26 marca powołany został do czynnej służby wojskowej.
Jeden z listy katyńskiej
We wrześniu 1939 r. wraz z personelem CWL wycofał się na wschodnie tereny Polski. – Radzono mu, by uciekał na zachód, ale uznał, że bezpieczniej będzie na wschodzie – wspomina kuzynka kapłana Lucyna Kochan. Bezpieczniej jednak nie było. Po 17 września ks. M. Janas w nieznanych okolicznościach dostał się do niewoli sowieckiej. Od października 1939 r. był przetrzymywany w obozie NKWD dla jeńców wojennych w Oranie. 1 listopada przybył do obozu w Kozielsku, a 23 grudnia, znalazł się w 41-osobowej grupie więźniów wywiezionych do obozu NKWD w Ostaszkowie. 24 lub 25 kwietnia 1940 r. odesłano go do dyspozycji naczelnika Zarządu NKWD Obwodu Kalinińskiego. Tam też między 25 a 27 kwietnia został zamordowany w budynku NKWD w Kalininie (obecnie Twer). A jego ciało wrzucono do dołu śmierci w Miednoje.
Władze komunistyczne po wojnie starały się zetrzeć wszelkie ślady po kapelanie. – Dokumenty w archiwach zostały spalone. To samo stało się z czasopismami, do których ks. M. Janas pisał artykuły. Ktoś podpalił nawet jego rodzinny dom – przyznaje krewna kapelana. Dopiero w wolnej Polsce rodzina dowiedziała się, że nazwisko księdza znajduje się na liście katyńskiej.
Wyróżniał się od innych
O pamięć zamordowanych dba Stowarzyszenie Pamięć Kapelanów Katyńskich. Odsłonięta w Dęblinie tablica była kolejną formą jej przywracania. Podobna pojawiła się w kościele św. Piusa V w Dęblinie i rodzinnej miejscowości księdza – Zręcin. W Kalwarii Pacławskiej w 2019 r. powstała aleja dębów dedykowana kapelanom. Niedawno Stowarzyszenie udało się też za ocean, by pamiątkowe tablice zawisły w kilku ośrodkach polonijnych w USA. Znakiem pamięci jest też to, że w 2000 r. ks. M. Janas został pośmiertnie awansowany do stopnia majora. A poza tym od 2009 r. toczy się proces beatyfikacyjny jego i grupy 23 księży, którzy zginęli w takich samych okolicznościach.
Dla rodziny takie formy oddawania czci ks. Mieczysławowi są bezcenne. – To niezwykłe wyróżnienie. Nie znałam księdza osobiście. Moja mama wspomina ks. M. Janasa jako kogoś wielkiego, kto się wyróżniał od innych. Na zawsze zapamiętała, jak mając pięć lat, otrzymała od niego czekoladki. Cały czas gromadzimy po naszym kuzynie strzępki informacji, które z trudem zdobywamy w różnych miejscach – przyznaje L. Kochan. Krewnej ks. M. Janasa nie mogło zabraknąć w sobotę w Dęblinie.
Tomasz Kępka