Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Zamiast pigułki

Mały Książę, bohater powszechnie znanej książki Saint- Exupery’ego, podczas swojej wędrówki spotkał Kupca, który sprzedawał udoskonalone pigułki zaspokajające pragnienie.

Wystarczyło połknąć jedną na tydzień, aby nie chciało się pić. Zaintrygowanemu wynalazkiem małemu wędrowcowi Kupiec wytłumaczył, że to wielka oszczędność czasu - specjaliści wyliczyli bowiem, że pigułka pozwala zaoszczędzić tygodniowo aż 53 minuty. I można z tym zaoszczędzonym czasem robić, co się komu żywnie podoba. „Gdybym miał pięćdziesiąt trzy minuty czasu - powiedział sobie Mały Książę - poszedłbym powolutku w kierunku studni.” Od dawna nie chodzimy powolutku. W kierunku studni też nie. Tych zresztą w cywilizowanym świecie w zasadzie już nie ma. Co prawda, pozostały jakieś atrapy - ale bez kropli wody. I Kupiec już nie roznosi pigułek. Zbudował korporację, zatrudnił setki ludzi. Sam tylko nadzoruje. Ale wygląda na to, że ciągle przekonuje nas do zachwytu nad kolejnymi wynalazkami pozwalającymi zaoszczędzić kolejne minuty. Tylko co z tymi zaoszczędzonymi minutami zrobić?

Łapka w górę, komu się nie śpieszy. Ba – kto zna człowieka, któremu się nie śpieszy. A przecież żyjemy dłużej. Czyli czasu powinno nam wystarczyć nie tylko na powolną wędrówkę w kierunku studni, ale i na spokojne przy niej przycupnięcie i posłuchanie jej śpiewu. Szelestu liści rosnącego obok drzewa. Tyle, że – jako się wyżej rzekło – pozasypywaliśmy studnie. Bardziej niż ich śpiew, bardziej niż szelest liści cieszy nas brzęk miedziaków, szelest bankowych papierków.

„Dziś już […] tyle jest aut, i rakiety unoszą nas w dal…”. Prawda. Tzw. cywilizacja skróciła dystanse. Poza tym najważniejszym – relacją z drugim człowiekiem. Kto zaoszczędzone pięćdziesiąt trzy minuty ofiarowuje w prezencie bliźniemu?

Pośpiech rozpycha się w każdej sferze. Skróciliśmy „Pod Twoją obronę” – nie ma powtarzania początkowych fraz, sekwencji „O Pani […] Pocieszycielko nasza” na koniec modlitwy. Już nie pamiętam, kiedy słyszałam jej śpiewaną wersję. Szybko, niemal w galopie odmawiamy – a może „odfajkowujemy”? – ten piękny akt oddania.

Zaraza przywróciła śpiewanie suplikacji „Święty Boże”. Ale też wedle „znaków czasu” – pośpiesznie i bez powtórzeń. I w ogóle wygląda to tak, jakby wyjątkowość sytuacji już nam spowszedniała. Jakbyśmy się już tym śpiewaniem zmęczyli. A może to tylko maski nam w tym przeszkadzają?

Takie czasy – skwituje ktoś krótko. Ale czasy zawsze jakieś są. Ważne, żeby się w nich nie zagubić. Nie zatracić tego, co najważniejsze. Nie pozostać w świecie pozorów, emocjonalnych atrap.

Tak, wiem – czas jest nieubłagany. I porusza się tylko w jednym kierunku. Temu się nie da zaradzić. Ale może warto się choć na chwilę zatrzymać.

A jeżeli już pośpiech, to „śpieszmy się kochać…”. Ostatecznie przecież właśnie z miłości będziemy rozliczani.

Anna Wolańska