Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Zapiski ukryte w ziemi

Dzień 1 sierpnia 1914 roku będzie dniem pamięci na zawsze, gdyż tego dnia przebudziłem się ze snu. Usłyszałem głos rozkazujący rosyjskiego żandarma, że na jutro stawią się wszyscy wojskowi do komendy na placu. (…) Za kilka dni już słychać było po stronie południowej huk armat. Wojna, wojna szalała. Zaczynały się dni przykre.

Tak zaczynają się zapiski Józefa Pachały, żyjącego na przełomie XIX i XX w. mieszkańca Wrzosowa w powiecie radzyńskim. Uczestnik wojny polsko-bolszewickiej i Bitwy Warszawskiej, członek i twórca lokalnych struktur działającej na terenie zaboru rosyjskiego tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej (POW) w swoim pamiętniku wspomina nie tylko początki formowania POW w powiecie radzyńskim czy działania wojenne na szlaku bojowym jego jednostki w latach 1914-1920, ale także żołnierską codzienność. Całość dopełniają refleksje na temat rodziny, wojny, a także opisy ówczesnych miejscowości w regionie, m.in. Wrzosowa, Dęblina, Kobylan, Wohynia, Radzynia, Międzyrzeca. Materiał okazał się na tyle ciekawy, że postanowiono go opublikować. Tak powstał „Pamiętnik Józefa Pachały”, którego wydawcami są Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Borkach zs. w Woli Osowińskiej oraz gmina Borki.

 

Skromny człowiek, aktywny społecznik

– W naszej gminie często realizujemy oddolne inicjatywy. Tak właśnie było w tym przypadku. Zgłosił się do mnie wrzosowianin Marek Korulczyk i powiedział, że jego krewny zostawił po sobie zapiski, które warto byłoby upublicznić i ocalić od zapomnienia – mówi wójt gminy Borki Radosław Sałata. – W 2017 r. odsłoniliśmy we Wrzosowie tablicę pamiątkową poświęconą J. Pachale. Następnie postanowiliśmy wydać książkę. Już planujemy drugie wydanie, które będzie wzbogacone, m.in. o mapę – dodaje. Zdaniem wójta ta publikacja jest cenna przede wszystkim dlatego, że opowiada o ludziach, którzy żyli na tych terenach. – Tworzyli tradycję, kulturę, naszą tożsamość. Poza tym to nasi przodkowie, więc warto wiedzieć, kim byli, jak żyli i co robili. W J. Pachale ujęło mnie to, że był bardzo skromnym człowiekiem. Działał społecznie i pomagał innym, służąc najpierw dużej ojczyźnie – Polsce, a potem tej małej, czyli swojej wsi Wrzosów. Warto poznać tę postać – zachęcał.

 

Walczył o ojczyznę, a nie korzyści materialne

J. Pachała – jak pisze w „Pamiętniku…” M. Korulczyk – „urodził się 103 lata po trzecim rozbiorze Polski, to jest w dzień po Bożym Narodzeniu 1898 r. w wielodzietnej rodzinie chłopskiej we Wrzosowie”. Od najmłodszych lat był ciekawy świata i lubił się uczyć. Starszy brat Aleksander nauczył go czytać, rachować i pisać. Dzięki pomocy nieznanego z nazwiska księdza z parafii pw. Świętej Trójcy w Radzyniu Józek mógł kształcić się w Szkole Rolniczej Niższego Stopnia w Brzozowej k. Sobieszyna. Trafił tam na mądrych nauczycieli, którzy, omijając zakazy carskich władz oświatowych, przekazywali uczniom prawdziwą historię naszego narodu, a obok wiedzy rolniczej podsuwali lektury wielkich romantyków i pozytywistów, rozbudzając u młodych chłopców poczucie wartości narodowej i patriotyzmu. Miało to ogromny wpływ na dalsze życie Józefa, który zaangażował się w walkę o odzyskanie niepodległości, tworząc najpierw w swoim środowisku struktury POW, a potem czynnie biorąc udział w walkach wokół Radzynia. Następnie po przeszkoleniu w twierdzy Dęblin został skierowany na wschodnie pogranicze. Z jego datowanych wspomnień można odtworzyć szlak bojowy jednostki, w której służył. Wrzosowianin brał udział także w Bitwie Warszawskiej. Zapiski urywają się w lutym 1920 r. Był to czas odwrotu wojsk polskich.

Po odzyskaniu niepodległości za udział w wojnie polsko-bolszewickiej J. Pachała został nagrodzony przez Józefa Piłsudskiego aktem nadania ziemi na Kresach Wschodnich. Daru jednak nie przyjął, bo jak tłumaczył, walczył o wolną ojczyznę, a nie o korzyści materialne. Po wojnie osiadł na ojcowiźnie, prowadząc gospodarstwo. Był też lokalnym społecznikiem. Dostrzegając powszechny analfabetyzm, uczył mieszkańców wsi pisania i czytania. W latach 30 pełnił funkcję radnego w lokalnym samorządzie, współorganizował ochotniczą straż pożarną. W czasie II wojny światowej wstąpił do Armii Krajowej.

 

Pasją był teatr

Wielką pasją Józefa był teatr. Przez blisko 30 lat, bo aż do połowy lat 60, z amatorską grupą wystawiał przedstawienia, w których promował wiedzę i wartości etyczne oraz uczył patriotyzmu. Dobierał repertuar postromantyczny i pozytywistyczny, możliwy do pokazania w warunkach wiejskiej remizy. Był reżyserem, suflerem, scenografem, a przedstawienia wystawiano nie tylko we Wrzosowie, ale również w okolicznych wsiach. Dochód z każdego spektaklu po rozliczeniu przekazywał na potrzeby wsi. Teatr we Wrzosowie skończył się w latach 60. Jednak Józef nie byłby sobą, gdyby nie zaangażował się w kolejną rzecz. Tym razem w budowę kościoła w Borkach.

 

Nie wypinał piersi do medali

Od końca lat 60 właściwie aż do śmierci J. Pachała wycofał się z życia publicznego. Nie angażował się w inicjatywy propagowane przez władzę ludową. Nie wpychał się na trybuny pierwszomajowe, nie wypinał piersi do medali, a te z lat wojny ukrył w ziemi razem z zapiskami i starymi fotografiami z wojska.

Zmarł 24 kwietnia 1983 r. Spoczywa obok swojej żony Leokadii na cmentarzu w Borkach.


Rozmowa

 

Ludzie nie mieli pojęcia o jego przeszłości

 

Marek Korulczyk, współredaktor „Pamiętnika Józefa Pachały”

 

W jaki sposób trafiły do Pana zapiski J. Pachały?

 

Józef był młodszym bratem mojej babci ze strony ojca. Na jego wspomnienia natknąłem się w domu rodzinnym w latach 90. Okazało się, że córka Józefa – Jadwiga – po jego śmierci znalazła w szufladzie stołu zapiski i przekazała je mojej mamie. Przeleżały u niej kilka lat. Podczas odwiedzin u rodziców znalazłem dwa zeszyty, na których widniała cena w kopiejkach. Notatki były w bardzo złym stanie, ponieważ przez jakiś czas przechowywano je w zakopanym w ziemi słoju. Józef ukrył je tam, bo pewnie obawiał się represji. Przyznanie, że walczyło się z bolszewikami w czasach stalinizmu, nie było raczej czymś, czym należało się chwalić. Zapiski sporządzono ołówkiem kopiowym. Trudno było je czytać bez lupy. W końcu moja siostra przepisała wszystko na maszynie. Maszynopis przeleżał kolejne lata. Kiedy zauważyłem, że obecny wójt interesuje się historią naszej gminy, jej mieszkańcami, opowiedziałem mu o tych zapiskach. W 2017 r. odsłonięto we Wrzosowie tablicę pamiątkową poświęconą J. Pachale.

 

We wstępie do „Pamiętnika…” napisał Pan, że podczas tej uroczystości usłyszał od jednego z mieszkańców, że upamiętnia się człowieka, którym się niczym nie wyróżniał, żył w odosobnieniu.

 

We Wrzosowie wciąż mieszkają ludzie, którzy pamiętają Józefa. Nie mieli jednak pojęcia o jego przeszłości. J. Pachała to nie tylko uczestnik Bitwy Warszawskiej, organizator POW, ale też lokalny działacz społeczny. Jako jedyny człowiek we wsi w czasie I wojny światowej potrafił czytać i pisać. Miał tzw. małą maturę przedwojenną. Organizował też szkołę we Wrzosowie. Bardzo się cieszę, że te zapiski zostały wydane, ponieważ, mam nadzieję, przypomną postać ważną dla Wrzosowa, ale nieco zapomnianą.

 

Czy podczas przygotowywania tej publikacji dowiedział się Pan o Józefie czegoś, co Pana kompletnie zaskoczyło?

 

Dzięki dociekliwości dyrektor GOKiS w Borkach dr Małgorzaty Kulikowskiej okazało się, że Józef posiadał stopień wojskowy podporucznika, o czym nigdy nie wspominał. Świadczy o tym Uchwała Prezydium Krajowej Rady Narodowej z 17 października 1946 r., na podstawie której otrzymał Krzyż Walecznych.

 

Jakim człowiekiem był J. Pachała?

 

Był obecny w moim życiu od najmłodszych lat. Spotykaliśmy się bardzo często, ponieważ Józef miał konia, który w tamtych czasach był popularnym środkiem lokomocji i siłą roboczą. Pomagał nam w polu, a potem my jemu. Często podwoził do kościoła, na targ. To były wspaniałe okazje, by móc posłuchać jego opowieści. Szczególnie zapadła mi w pamięć ta, kiedy mówił o wojnie. Zdaniem Józefa była ona straszna, ale nie dlatego, że można zginąć, ale że samemu trzeba było zabijać. „Kula zabija z daleka, ale kiedy walczysz na bagnety i masz przed sobą wroga na metr, to wiesz, że albo on ciebie, albo ty jego. Wtedy nie ma czasu na myślenie” – mówił Józef. Wspominał też Bitwę Warszawską, w której brał udział: „Tyle już lat minęło, ale kiedy w nocy się obudzę, ciągle go widzę. To był taki sam młody chłopak jak ja. Myślę wtedy: «Po coś ty tu, Iwan, przyszedł, na moją ziemię? Po co?». A przykazanie boskie mówi: «Nie zabijaj» i trzeba jakoś z tym żyć”. W pamięci noszę też naszą ostatnią rozmowę latem 1980 r. Wracając z pola, wstąpiłem do niego, aby napić się wody. Pytał, co robię i gdzie pracuję, a na pożegnanie powiedział: „Trzeba się bardzo cieszyć, że mamy polskiego papieża. Nie spodziewałem się, że tego dożyję. Teraz już wszystko będzie dobrze”.

Od córki Józefa Jadwigi dowiedziałem się, że był też trzeci zeszyt, w którym opisał Bitwę Warszawską. Pamiętam, jak opowiadał, że on, chłopak spod Radzynia, walczył pod Radzyminem 15 sierpnia 1920 r. W latach represji stalinowskich Józef zdeponował zeszyt u znajomego księdza w Radzyniu. Niestety ślad po zapiskach zaginął. Szkoda, ale trzeba się z tym pogodzić.

 

Dziękuję za rozmowę.

Jolanta Krasnowska