Zapomniany epizod
Historia ta nieco zatarła się w pamięci miejscowych. Ożyła w 2010 r., kiedy TVP Kultura wyemitowała półgodzinny dokument o życiu dziecięcej kolonii, której organizatorem była Rada Główna Opiekuńcza. Film powstał tuż po wojnie. Nakręcili go żołnierze z armii Berlinga. Przybyli, by pokazać, jak w Stoczku żyją warszawskie dzieci, które latem 1944 r. przyjechały na obóz. Wybuch powstania sprawił, że zamiast miesiąca spędziły w tej miejscowości blisko rok.
Opiekunami na tych wojennych koloniach, które zmieniły się w nieformalną ochronkę, byli znani ludzie teatru Irena i Tadeusz Byrscy – przedwojenni aktorzy, wychowankowie wileńskiej Reduty, współpracownicy Juliusza Osterwy i Aleksandra Zelwerowicza. Dzięki inwencji Byrskich na brakujące zimowe ubrania i jedzenie koloniści zarabiali występami teatralnymi dla mieszkańców miasteczka i stacjonujących żołnierzy Armii Czerwonej, wystawiając m.in. „Pastorałkę” oraz trzeci akt „Wesela”. To wszystko zostało uwiecznione we wspomnianym dokumencie pt. „Gdzie jest nasz dom?”, którego reżyserami byli Byrscy. Oprócz kolonijnego życia w tle widać powojenny Stoczek. Dla współczesnych mieszkańców miejscowości ten film to prawdziwa perełka. Postanawiają przypomnieć zapomniany epizod z historii miasteczka. Udaje im się odszukać byłych kolonistów, którzy po kilkudziesięciu latach przyjeżdżają do Stoczka. Nie jest to jedyna wizyta. Pracownicy Miejskiej Biblioteki Publicznej uznają, że wspomnienia uczestników z wakacji z 1944 r., wśród których jest mistrzyni dziecięcej literatury prof. Joanna Papuzińska, są tak cenne, że trzeba je ocalić od zapomnienia. Postanawiają nakręcić film „Tu był nasz dom”. Jego premierę zaplanowano na 27 listopada. Obraz pełen wspomnień i emocji odkrywa kartę historii widzianej oczyma dzieci.
Tak pobyt w stoczku na kratach książeczki „Asiunia” wspomina J. Papuzińska
Ciocia Ola była prawdziwym tygrysem i miała nawet więcej siły niż tygrys. Opiekowała się aż setką różnych dzieci i to wcale nie swoich rodzonych, tylko takich, które pogubiły się na wojnie. Niektóre z nich przyjechały latem z Warszawy na kolonie do Stoczka, ale nie mogły już wrócić, bo w Warszawie było Powstanie, więc kolonie letnie zamieniły się na jesienne, a później na zimowe. Potem przybywały inne bezdomne dzieci, na przykład tacy przybłąkańcy jak my. Ciocia Tygrys umiała jakoś trafić do ludzkich serc i zdobyć dla swojej kolonii pożywienie i opał. Była tu szkoła, a nawet teatr: dzieci przedstawiały jasełka z aniołami i pastuszkami.
Ale wreszcie nadeszła wiosna. Można było biegać boso po trawie i nie martwić się o buty. Zbliżał się koniec wojny i zaczęło się wielkie czekanie na rodziców. Ci rodzice, którzy przeżyli wojnę i Powstanie, przychodzili po swoje dzieci, nieraz z bardzo dalekich stron. I któregoś dnia przyszedł także nasz tato.
Ta historia wzbogaca naszą tożsamość
Rozmowa z Agnieszką Barej, starszym bibliotekarza Miejskiej Biblioteki Publicznej w Stoczku Łukowskim, koordynatorem projektu „Tu był nasz dom”.
27 listopada odbyła się premiera dokumentu „Tu był nasz dom”. Skąd pomysł, by po latach przypomnieć ten zapomniany w historii miasta epizod?
Wszystko zaczęło się od przypadku. W 2010 r. realizowaliśmy w Miejskim Ośrodku Kultury projekt „Jedna ulica, tysiące wspomnień” w ramach międzypokoleniowego programu „Seniorzy w akcji”. Jego koordynatorami byli Hanna Stosio i Łukasz Szczepańczyk. Hanna reprezentowała starszą część, Łukasz – młodszą. Zbiegło się to w czasie z emisją w TVP Kultura filmu, który przez lata leżał w archiwach i nie był nigdy prezentowany szerszej publiczności. „Gdzie jest nasz dom” autorstwa Ireny i Tadeusza Byrskich opowiadał o warszawskich dzieciach, które przed wybuchem powstania warszawskiego przyjechały do Stoczka na kolonie. W 2008 r. w jubileuszowej publikacji wydanej z okazji XXXV Sejmiku Wiejskich Zespołów Teatralnych prof. Lech Śliwonik w artykule „Stoczkowi w darze. Zapomniany epizod – Scena Dziecięca w Stoczku” przypomniał nam to niezwykłe wydarzenie z okresu II wojny światowej, podkreślając rolę Byrskich, którzy w naszym mieście spędzili prawie rok, opiekując się kolonistami i organizując teatr. Dzięki wystawianym spektaklom zarabiali na utrzymanie podopiecznych, jedzenie itd. Wspomnienie tego pobytu i Sceny Dziecięcej zatarło się w pamięci mieszkańców Stoczka, choć pięknie wpisywało się w bogate tradycje teatralne naszego miasteczka z okresu międzywojennego i powojennego. W ten sposób przypomnieliśmy sobie tę historię jakby z dwóch stron. Zaczęliśmy szukać śladów tamtych wydarzeń i udało nam się znaleźć zrealizowany w Stoczku w 1945 r. film „Gdzie jest nasz dom”. Zaprezentowaliśmy go mieszkańcom. Dokument budził wiele emocji, ponieważ nakręcono go na potrzeby pozyskania środków wśród Polonii na rzecz powstających wówczas domów sierot. Dzieci zostały pokazane jako biedne, pozostające bez pomocy. Tymczasem nie do końca tak było.
Jak udało się dotrzeć do kolonistów?
Ł. Szczepańczyk, opowiadając komuś w Warszawie o tym filmie, wspomniał nazwisko Byrski. Okazało się, że ta osoba zna kogoś, kto właśnie tak się nazywa. Skontaktowaliśmy się z prof. Marią Krzysztofem Byrskim, byłym ambasadorem Polski w Indiach. Powiedział, że był uczestnikiem tego obozu, a I. i T. Byrscy to jego rodzice. Przyznał również, iż utrzymuje kontakt z innymi kolonistami. W 2010 r. udało nam się zaprosić kilkoro z nich do Stoczka. Po raz kolejny przyjechali w 2013 r., zresztą sami zainicjowali tę wizytę. Pod koniec 2015 r. pojawił się pomysł, by napisać projekt do programu „Patriotyzm jutro”. To było oczywiste, że zajmiemy się historią z 1944 r., chcąc przypomnieć ją mieszkańcom, a jednocześnie wyjaśnić pewne rozbieżności między dokumentem z 1945 r. a opowieściami samych kolonistów.
Czego dotyczyły te różnice?
Z filmu „Gdzie jest nasz dom?” wynikało, że dzieciom w Stoczku było bardzo źle, cierpiały biedę. Tymczasem koloniści wspominają pobyt w mieście bardzo dobrze. Nasz dokument pt. „Tu był nasz dom” stanowi polemikę z czarno-białym obrazem nakręconym 71 lat temu. Zależało nam również na utrwaleniu wspomnień o tym wojennym epizodzie z historii naszego miasteczka. Złożyliśmy wniosek i otrzymaliśmy na realizację filmu dofinansowanie z Muzeum Historii Polski w Warszawie. Konkurencja była ogromna, ponieważ zgłoszono 1,3 tys. projektów, a środki przyznano jedynie 150. Dzięki tej dotacji mogliśmy rozpocząć pracę nad dokumentem – ważnym nie tylko z perspektywy historii naszej miejscowości, ale również historii teatru czy historii opieki nad dziećmi.
Jak przebiegały prace nad filmem?
O pomoc nad jego realizacją poprosiliśmy zaprzyjaźnioną ekipę filmowców: reżyser Marię Wiśnicką i operatora Andrzeja Wyrozębskiego, twórców nagrodzonego obrazu pt. „Kasanci z Jaty” opowiadającego o partyzantach z naszego regionu. Część zdjęć i wywiadów nakręcono podczas wrześniowej wizyty uczestników obozu w Stoczku. Ponieważ niektórzy mają problemy ze zdrowiem, filmowcy odwiedzili kolonistów w ich domach. W sumie przeprowadzono wywiady z 11 osobami, wśród których jest znana autorka bajek i wierszy dla dzieci prof. Joanna Papuzińska-Beksiak. Swoje wojenne przeżycia wraz z pobytem w Stoczku opisała w książeczce „Asiunia”. Tę niedawno wydaną publikację kupiliśmy do naszej biblioteki i zaproponowaliśmy, by znalazła się ona w kanonie lektur omawianych przez uczniów szkół podstawowych. Warto podkreślić, iż w filmie jest wiele wzruszających momentów. Mnie szczególnie poruszyły słowa J. Papuzińskiej, która przypomniała opiekunkę kolonijną Aleksandrę Majewską, uczennicę Janusza Korczaka. Powiedziała również, że w Stoczku dzieci traktowano szczególnie, kolonijna pedagogika była bowiem bliska korczakowskiej.
Jak długo trwały prace nad dokumentem?
23 czerwca miało miejsce pierwsze spotkanie ekipy filmowej z kolonistami. Odbyło się ono w mieszkaniu J. Papuzińskiej. Wtedy nagrano pierwsze rozmowy. Od tamtego momentu twórcy systematycznie umawiali się z kolejnymi bohaterami w ich domach. We wrześniu uczestnicy kolonii przyjechali na dwa dni do Stoczka. Podczas tej wizyty zakończono część wywiadową, następnie rozpoczął się montaż. Film jest już gotowy. Bardzo się cieszę, że udało nam się go zrealizować, a zapomniana historia ożyła. Dzięki temu kolejne pokolenia mieszkańców Stoczka i okolic będą miały element wzbogacający ich tożsamość.
Dziękuję za rozmowę.
MD