Rozmaitości
Źródło: archiwum
Źródło: archiwum

Zastanawiam się nad stworzeniem azylu dla ptaków

Rozmowa z Katarzyną Kozłowską, ornitologiem z Kołacz w powiecie włodawskim

W większości przypadków sowom, które znajdziemy wiosną i latem podczas spacerów, nic nie dolega. Czasem są atakowane przez ptaki krukowate, ale to naturalne zjawisko występujące w przyrodzie i nie należy w nie ingerować. Pomoc człowieka nie jest potrzebna, a może wręcz zaszkodzić. Nad pomocą możemy zastanowić się, jeśli młoda sowa krwawi, jest ranna czy chora. Trzeba po prostu zostawić ptaka w danym miejscu i poinformować odpowiednie służby. Ja pomagałam niejednokrotnie rannym ptakom. Wiem, w jaki sposób je się bierze i jak wypuszcza. Któregoś razu, idąc łąką, zauważyłam bażanta, który odwrócił się do góry nogami. Okazało się, że został zaatakowany przez kota. Przyniosłam go do domu, ale spostrzegłam, że skulił się ze strachu, dlatego odniosłam bażanta w to samo miejsce.

Pani pasją jest obserwacja ptaków. Zdarza się, że również opiekuje się Pani ptakami. Proszę powiedzieć, co zrobić, kiedy znajdziemy rannego ptaka.

 

Najlepiej skontaktować się z weterynarzem. Udzielenie pierwszej pomocy to w zasadzie obowiązek władz miasta czy gminy. Powinniśmy się tam zgłosić, ale z doświadczenia wiem, że nie jest to łatwe. Istnieją oczywiście ośrodki rehabilitacji ptaków, a ponadto: Poleski Park Narodowy, Fundacja Lubelska Straż Ochrony Zwierząt czy Mazowiecki Zespół Parków Krajobrazowych. Od ok. 30 lat sama podejmuję się zapewnienia ptakom pomocy medycznej i doraźnej. Ważna jest ocena ich stanu zdrowia, znajomość anatomii oraz analiza sytuacji, tzn. czy jest możliwość dowozu np. do PPN. Ja najczęściej zwracam się do weterynarza z Urszulina, pytając o radę, szczególnie jeśli zdarzenie dotyczy ptaka drapieżnego. Możemy też zawieźć ptaka do weterynarza.

 

Czy poradzimy sobie z takim dowozem?

 

Kiedy znajdziemy rannego ptaka, możemy go delikatnie włożyć do pudełka i przewieźć do weterynarza. Któregoś razu, kiedy wracałam z nocnej obserwacji ptaków, zauważyłam sowę leżącą na jezdni. Gdybym zostawiła ją w tym miejscu, najprawdopodobniej zostałaby przejechana przez samochód. Wzięłam ją i rano zawiozłam do PPN.

 

Czy są gatunki ptaków, którym interwencje nie są potrzebne?

 

W większości przypadków sowom, które znajdziemy wiosną i latem podczas spacerów, nic nie dolega. Czasem są atakowane przez ptaki krukowate, ale to naturalne zjawisko występujące w przyrodzie i nie należy w nie ingerować. Pomoc człowieka nie jest potrzebna, a może wręcz zaszkodzić. Nad pomocą możemy zastanowić się, jeśli młoda sowa krwawi, jest ranna czy chora. Trzeba po prostu zostawić ptaka w danym miejscu i poinformować odpowiednie służby. Ja pomagałam niejednokrotnie rannym ptakom. Wiem, w jaki sposób je się bierze i jak wypuszcza. Któregoś razu, idąc łąką, zauważyłam bażanta, który odwrócił się do góry nogami. Okazało się, że został zaatakowany przez kota. Przyniosłam go do domu, ale spostrzegłam, że skulił się ze strachu, dlatego odniosłam bażanta w to samo miejsce.

 

Wiedzę zdobyła Pani podczas studiów. A co z praktyką?

 

Nabywałam ją, działając m.in. w Lubelskim Towarzystwie Ornitologicznym. Była to okazja do badań w terenie, obserwacji i poznawania życia ptaków. Współpracując z kolei z Ogólnopolskim Towarzystwem Ochrony Ptaków z Wrocławia, zajmowałam się populacją bocianów na terenie gminy Stary Brus. Był to okres pasjonujących obserwacji oraz interesujących spotkań z ludźmi. Ubogacające były rozmowy ze starszymi mieszkańcami Nowin czy Wielkiego Łanu, którzy mieli dużo informacji z życia ptaków. Od nich dowiedziałam się na temat np. walki bocianów o gniazdo i zachowania tych pięknych ptaków przy budowania „domu”.

 

W polski pejzaż wpisane są bociany, u których najczęściej dochodzi do urazów dzioba, złamań kości skrzydeł czy porażenia prądem. Czy spotykała Pani ranne bociany?

 

Tak i bardzo dużo bocianów uratowałam. Były to ptaki albo zranione, albo wyrzucane z gniazd. Zdarzały się przypadki, kiedy sama wzywałam strażaków, aby pomogli zdjąć bociana z wysokości. Pamiętam sytuacje z dzieciństwa, kiedy całą rodziną je karmiliśmy. Oswoiliśmy w ten sposób trzy osobniki. Mój szwagier, który łowił ryby nad jeziorem Wytyckim, karmił nimi jednego ptaka, dwa pozostałe też zaczęły zbliżać się coraz bardziej do naszego domu.

 

Czy ptaki można oswajać?

 

Jeśli się jakieś zwierzę, a także ptaka, oswoiło, to jest się za niego odpowiedzialnym do końca jego dni. Pamiętam taki przypadek z młodości. Podczas koszenia zboża znaleźliśmy małe zajączki bez matki. Zaopiekowaliśmy się nimi, karmiliśmy mlekiem rozcieńczonym z wodą. Zające te żyły razem z nami w domu. Kiedy podrosły, kilkakrotnie odprowadzałam je w stronę lasu, aby tam pobiegły, ale się nie udawało. Dopiero, gdy poczuły zew natury, odeszły same. Myślę, że było to zasadne, aby się nimi zaopiekować, ponieważ straciły matkę. W domu był też dzięcioł, który szczególnie zaprzyjaźnił się z moim tatą. Ptak został znaleziony na poboczu drogi, najpewniej leżał tam po uderzeniu o szybę samochodu. Razem z tatą wierciliśmy dziury w starym drewnie i wkładaliśmy pokarm: mięso, larwy czy jaja mrówek. Dzięcioł chętnie się nimi żywił. Ptak wchodził po ramieniu mojego taty i przysiadywał. Żył długo, choć nie mógł fruwać. Pamiętam też rannego bociana, któremu weterynarze nie pomogli, a zaopiekowałyśmy się nim razem z mamą. Unieruchomiłyśmy patyczkami i zabandażowałyśmy mu nogę. Całe lato był z nami. Gdy noga była sprawniejsza, odleciał z innymi bocianami. Mieszkał ze mną także kulczyk. Mój kuzyn znalazł go w Lublinie i przywiózł do Kołacz. Kulczyk był samcem o pięknym ubarwieniu i śpiewał arie o świcie.

 

W jakim momencie zrodziła się pasja do obserwowania ptaków, a potem pomagania im?

 

Od dzieciństwa mieszkałam w otoczeniu przyrody i zwierząt. Jest tu las, łąki, środowisko wodne. Bardzo lubiłam naturę, podobnie jak mój dziadek, który nazywał ptaki po swojemu. Oglądałam np. pobliskie gniazdo bocianie, obserwując zajmowanie się sobą i wzajemną miłość między samcem i samicą, a potem opiekę nad dziećmi – małymi bociankami. Od ok. 30 lat zajmuję się przede wszystkim ptakami. Chyba im zazdrościłam możliwości latania i patrzenia z góry na świat. Do dziś obserwuję ptaki, np. na terenie stawów w Brusie. W tym miejscu, gdzie łowi się ryby, można zauważyć np. żerujące orły bieliki. Są sowy czy ginący gatunek – wodniczka. Jeśli ktoś lubi przyrodę, zawsze miło spędzi czas.

 

Czy obok pomagania rannym ptakom możemy jeszcze coś dla nich zrobić?

 

Latem ptaki narażone są na wichury, które niszczą gniazda, zimą – giną z wychłodzenia i braku pokarmu. Zagrożenie stanowią też bezdomne psy. Chcąc pomóc ptakom, możemy budować budki lęgowe. Na pewno wiedzę na ten temat przekażą nam leśnicy. Inna bowiem powinna być budka dla kosa, szpaka, dzięcioła czy dudka. Sama to robię i mam już kilka ptaków. Zastanawiam się nad stworzeniem azylu dla ptaków, tj. miejsca, gdzie mogłyby przebywać na „rehabilitacji”. Nie ma takiego sezonu w ciągu roku, żeby ptaki nie potrzebowały pomocy.

 

Dziękuję za rozmowę.

Joanna Szubstarska