
Zastrzyk łaski ojca Tytusa
Uroczystościom przewodniczył o. Wiesław Strzelecki stojący na czele Polskiej Prowincji Karmelitów pw. św. Józefa. Wybór daty rozpoczęcia nowenny jest nieprzypadkowy. W 1633 r. Ludwik z Krasnego Kraśnicki, starosta płocki i kasztelan ciechanowski oraz dziedzic na Adamowie, Gułowie i Woli Gułowskiej, postanowił ufundować w Woli Gułowskiej klasztor oo. karmelitów zwanych w Polsce trzewiczkowymi.
Akt fundacji spisany został właśnie 25 października.
Na początku Eucharystii rozpoczynającej nowennę wprowadzono do sanktuarium relikwie św. o Tytusa Brandsmy, holederskiego karmelity, męczennika obozu Dachau i współpatrona dziennikarzy katolickich.
Znaki czasu
Rozpoczynając homilię, prowincjał karmelitów nawiązał do Ewangelii mówiącej o odczytywaniu różnego rodzaju znaków – od znaków na niebie i ziemi, po znaki czasu mówiące o Bożej obecności. Zwrócił uwagę, że jak dawniej w historii zbawienia Bóg mówił przez słowa i czyny, podobnie i teraz mówi do nas poprzez wydarzenia. Znaki czasu chrześcijanin odczytuje zmysłem wiary i z pomocą Ewangelii.
– Teologia znaków czasu uczy, że każdy z nas powinien mieć otwarte oczy wiary i być czujny, aby poprawnie odczytać te znaki, które dostrzega. Takim znakiem czasu jest dla nas dzisiejsze wydarzenie, kiedy rozpoczynamy dziewięcioletnią nowennę przed obchodami 400-lecia przybycia karmelitów do Woli Gułowskiej. Z tym wydarzeniem związany jest konkretny znak, obecność św. Tytusa Brandsmy w postaci jego relikwii – akcentował o. W. Strzelecki, zwracając uwagę, że o. Tytus stawia przed nami pytania, które nurtowały jego samego, m.in. dlaczego ludzie tak licznie oddalają się od Boga i dlaczego obraz Boga jest tak bardzo zaciemniony, że do wielu już nie dociera.
Pełny dom to dom z Bogiem
W dalszej części nauki ojciec prowincjał mówił o dwóch ważnych rysach wiary świętego męczennika. Pierwszy to maryjność. Nabożeństwo do Maryi o. Tytus porównywał do słonecznika, który „idzie” za słońcem. Podobnie dusza ludzka może czerpać światło hojnej dobroci Boga. Tak czyniła Maryja. O. Brandsma nazwał Ją kwiatem żyjącym dla Boga i przez Boga, a ludzi – kwiatami z ogrodu Matki Bożej.
Kolejna cecha jego religijności to idea domu, czyli „sanktuarium duszy indywidualnej”, miejsca „osobistego oddania i intymnej modlitwy”. Dla o. Tytusa przestrzeń, którą nazywał domem, warunkowały stół, łóżko i ołtarzyk. Potrafił ją odnaleźć zarówno w klasztornej celi, jak i w celi więziennej. – Dlaczego tak ważna jest ta przestrzeń dla Tytusa i dlaczego dom, miejsce, gdzie żyjemy, jest tak ważny dla nas? Dlatego, że współcześnie bezdomność dotyka także tych, którzy mają cztery ściany – mówił ojciec prowincjał. Wymienił też przykłady bezdomności, która dotyka nas dzisiaj. Pierwszy to brak miłości, zrozumienia, akceptacji, dialogu i spotkania. Innym jest bezdomność we wspólnocie Kościoła. Największa i najstraszniejsza w skutkach bezdomność polega na odrzuceniu Boga i wszelkich wartości, na budowaniu domu bez Boga. – Pełny dom to dom z Bogiem, wokół Boga. Dlatego trzeba Go odnaleźć i postawić na właściwym miejscu. Dlatego nasz dom woła o Boga, o mądrość, która nam sprowadzi Boga żywego.
Umierając, dawał życie
Kaznodzieja przywoływał wątek ostatniego etapu ziemskiego życia św. Tytusa Brandsmy. W obozie pomagał więźniom bardziej wycieńczonym niż on. Poniósł dobrowolną śmierć, godząc się na zastrzyk z trucizną, który w obozowym szpitalu podała mu na polecenie lekarza młoda pielęgniarka. Jak zeznała podczas procesu beatyfikacyjnego, zakonnik modlił się w tym czasie za nią. – Po latach wspominała ten moment jako swego rodzaju wymianę życia: ona jemu zabierała życie ciała, a on, poprzez swoją ofiarę i modlitwę dawał jej życie duszy. Właśnie wtedy wlewała się w nią łaska, której nawet po latach nie mogła dokładnie opisać. Lekarz obozowy zawsze nazywał ten śmiertelny zastrzyk dawany więźniom „zastrzykiem łaski”. Było to określenie humorystyczne, sarkastyczne. Chodziło o to, że więzień przestawał się męczyć i umierał – na tym niby polegała ta „łaska”. Jednak zastrzyk, który wykonała wtedy młoda pielęgniarka holenderskiemu zakonnikowi, okazał się dla niej samej prawdziwym zastrzykiem łaski, zastrzykiem życia. Wykonała śmiercionośny zastrzyk, ale wzięła też ze sobą różaniec. Po latach, w czasie procesu beatyfikacyjnego ojca karmelity, z tym różańcem w ręku złożyła świadectwo swego nawrócenia – mówił o. W. Strzelecki. – Modląc się do świętego, patrząc na jego relikwie, my również chciejmy doznać za jego pośrednictwem odrodzenia w sobie łaski Bożej, odrodzenia życia duchowego – zakończył ojciec prowincjał.
Modlitwa jubileuszowa
Na zakończenie Mszy św. odczytany została również modlitwa przygotowująca do jubileuszu 400-lecia Karmelu w Woli Gułowskiej, napisana przez o. W. Strzeleckiego. Jej tekst powstał głównie w oparciu o słowa i modlitwy karmelitów pracujących w Woli Gułowskiej w XIX i XX w.: o. Ludwika Cierpisza i o. Franciszka Bizsaka. Dodano również słowa modlitwy związanego z tymi terenami o. Marka Jandowicza. Umieszczono też słowa, które wypowiedział podczas koronacji wizerunku Matki Bożej Gułowskiej mającej miejsce 5 września 1982 r. prymas Polski kard. Józef Glemp.
LI