Zatankowali za miliardy
Powierzanie swoim stołków w państwowych spółkach. Łamanie parlamentarnych konwenansów. Zatrzymania legalnie wybranych parlamentarzystów. Bezustanne poszukiwanie podstaw prawnych mających uwierzytelnić te i szereg innych działań. Kilka dni temu do klasyki politycznej tragikomedii zatytułowanej „Wysokie standardy” dołączyła dymisja nieznanego szerszej publiczności wiceministra sprawiedliwości Bartłomieja Ciążyńskiego. Jak doniosły media, minister w drodze na wakacje służbowym samochodem zapłacił służbową kartą za płyn do spryskiwaczy oraz niespełna 70 l paliwa.
Wiadomo, że polityk to nie senior kradnący batonik w markecie, a stosunek obywatela do polityków jest bardzo surowy, stąd też sprawa natychmiast urosła do gigantycznej afery. Ostatecznie wiceminister został zmuszony do dymisji. Dodatkowo, niczym smarkacza za ucho, szef Lewicy Włodzimierz Czarzasty przyciągnął go na konferencję prasową i po publicznym skarceniu pokazał, co grozi innym za niestosowanie się „do najżywszych standardów”.
W tym miejscu nie zamierzam bronić zdymisjonowanego ministra i bagatelizować tego, co się stało. Okradanie obywatela przez polityka jest czymś szczególnie nagannym. Ale chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, że za takie samo „głupstwo” w wykonaniu np. marszałka Hołowni, ministrów Bodnara, Leszczyny czy Nowackiej nikt nie odważyłby się żądać od nich natychmiastowego opuszczenia stanowisk. Z piedestału spadł natomiast pionek, który popełnił drobne wykroczenie. Zapewne wielu się tu oburzy, ale jeśli przyjmiemy, że litr paliwa kosztuje nawet 7 zł (wiadomo, że swojej obietnicy, iż paliwo będzie po 5,19 zł, Tusk do dziś nie zrealizował), to z prostego rachunku wychodzi, że koszty, na jakie wiceminister naciągnął społeczeństwo, wynoszą ok. 500 zł. W związku z tym – zgodnie z obowiązującym w Polsce stanem prawnym – wiceminister nie popełnił przestępstwa. Kradzież lub przywłaszczenie do kwoty poniżej 800 zł – co doskonale wiedzą sklepowi złodzieje – są u nas kwalifikowane jako wykroczenie. Ponadto korzystanie z auta służbowego do celów prywatnych jest regulowane prawnie i jak najbardziej możliwe, jeśli tylko pracodawca wyraził na to zgodę.
Kiedy w mediach trwał szum na temat występku wiceministra sprawiedliwości, niemal bez echa przeszła prawdziwa afera w wykonaniu uśmiechniętej ekipy Tuska. Jak się okazało, po pół roku rządów nowej władzy i nowego zarządu Grupy Orlen przynosząca olbrzymie dochody spółka skarbu państwa zaczęła niebezpiecznie zbliżać się do skraju bankructwa. Przychody Orlenu w pierwszym półroczu 2023 r. wynosiły 194,8 mld zł, a w analogicznym okresie 2024 r. spadły o 43 mld zł. Jeszcze gorzej wygląda porównanie zysków netto. Za Obajtka było to 15,5 mld zł, za Tuska i nowego prezesa spółki – wybitnego ekonomisty i menadżera Fąfary – zysk spadł do zaledwie 2,8 mld zł.
Gdzie wyparowały 43 mld zł, na razie nie wiadomo. Nie ma też winnych popełnienia – tym razem już nie drobnego wykroczenia, a grubego przestępstwa. Niewykluczone, że uśmiechnięte dziewczyny, radośni chłopcy i pogodni przedstawiciele pozostałych płci z rządzącej ekipy całą kasę wydali na paliwo do służbowych limuzyn, którymi objeżdżają kraj w poszukiwaniu natchnienia do realizacji wciąż niespełnionych 100 obietnic.
Leszek Sawicki