Komentarze
Źródło: www.fatima
Źródło: www.fatima

Zawstydzeni przez dzieci

Pielgrzymka papieża Franciszka i całość obchodów 100-lecia objawień fatimskich obfitowała w wiele wydarzeń o charakterze emocjonalnym i głęboko wnikającym w serce niejednego człowieka, niezależnie od tego, czy jest wierzący, czy też nie.

Spoglądając na wizerunki siedmioletniej Hiacynty i dziewięcioletniego Franciszka, wywieszone nad ołtarzem w czasie Mszy św. kanonizacyjnej, doznałem pewnego zadziwienia i zawstydzenia. Dzieciaki, które miały tylko kilka lat, są większymi herosami życia prawdziwie ludzkiego, aniżeli niejeden po przeżyciu 50 czy więcej. Są bardziej ludzcy i zarazem mocniej ugruntowani w wierze. I to jest chyba jeden z wielu fenomenów Fatimy. Jeśli nie najważniejszy.

Spoglądając tylko przez pryzmat apokaliptycznych przepowiedni i poszukując wciąż nowych „tajemnic fatimskich”, zapominamy, że zasadniczym przesłaniem Pani z Fatimy było ratowanie ludzkości. I co jeszcze bardziej ciekawe – ratowanie jej przed nią samą. Znowu jednak możemy popaść w błędne mniemania, iż jedynym ratunkiem dla ludzi jest ich ocalenie gatunkowe. To zakładałoby możliwość poświęcania poszczególnych, indywidualnych osób na ołtarzu całej ludzkiej rasy. Nie o to jednak chodzi w Fatimie. Ratunek dla ludzkości jest ratunkiem człowieczeństwa poszczególnych ludzi. Być może właśnie dlatego w fenomenie tych objawień centralne miejsce zajmują małe dzieci, by inni mogli dostrzec, że bycie człowiekiem nie jest poza naszym zasięgiem, skoro dostępne jest już kilkulatkom. Warto więc tę lekcję odrobić.

Słuchajcie głosu niewiniątka

Pierwszym elementem owego, objawianego w małych świętych, człowieczeństwa jest przywiązanie do prawdy. To jest jakoś wpisane w psychikę małego dziecka. Nie umie ono mówić o tym, czego nie widziało, ale też nie umie nie mówić o tym, co widziało. Nawet jeśli się myli, to z odwagą będzie powtarzać własną wersję. Nie oznacza to, że dziecko nie może kłamać. Może jak najbardziej. Jednakże każdy rodzic doskonale umie rozpoznać kłamstwo w ustach swojego dziecka, bo o nim mówią i zaczerwienione policzki, i uciekające oczy. Tamte dzieci nie umiały przystać na nalegania, by powiedzieć, że widzenia sobie zmyśliły. Mówiły to, co widziały. Nie sposób nie zauważyć, że ten sposób przedstawiania tego, co przez nas poznane, jest całkowicie różny od naszego, ponoć dorosłego, sposobu mówienia o własnych przekonaniach. Być może dlatego, że im starsi jesteśmy, tym więcej w nas ideologicznego zaciemnienia prawdy. Świat dzisiejszych ludzi dorosłych to świat przekonań uznających nie to, co jest prawdą, ale to, co wynika z takiego ulepienia naszych umysłów, że nie wyobrażają sobie możliwości zanegowania interpretacji świata przez nas posiadanej. Najlepiej widać to w dziedzinie argumentacji, gdzie przestają liczyć się logiczne argumenty, a na plan pierwszy wysuwają się stwierdzenia typu: „bo tak wszyscy mówią”, „bo tak wszyscy robią”, „bo przecież to wszyscy wiedzą”. Kwantyfikator ogólny, nadużywany przez nas w celu zasłonięcia nędzy logicznej, staje się oskarżycielem prawdy w naszych umysłach. Być może jednak jest tak, ponieważ ideologiczne marzenia po prostu uniewinniają każde ludzkie świństwo, dając mu wytłumaczenie. Ideologia po prostu nas tłumaczy, a prawda przede wszystkim od nas wymaga.

Umiejętność znalezienia miejsca

A tym, co jest podstawowym wymogiem prawdy, jest posłuszeństwo. To kolejny rys dzieci z Fatimy. Usłyszawszy orędzie i prośby Pięknej Pani, nie wahały się ani sekundy, by być im posłusznymi. Być może w trochę niewprawny i przerysowany sposób, ale jednak. Istotnym dla dzisiejszego, wprowadzanego w życie człowieka sposobu jego istnienia w świecie jest element rewolucji, rozumianej jako podporządkowanie wszystkiego, łącznie z prawdą, ludzkiej woli. Nie tylko chcemy ulepszać świat, ale chcemy decydować o tym, czym on jest. A wszystko w celu odnalezienia siebie na szczytach rzeczywistości. Nie jest dziwnym, że w takim świecie człowiek pragnie detronizacji Boga, ponieważ On właśnie jest największym „zagrożeniem” dla ludzkiej pierwszoplanowości. Tam, gdzie przed prawdą stawia się wolę, tam rozkwitają złote cielce na potęgę. Wbrew pozorom jest to jednak degradacja człowieka, bo jak pisał w „Mistrzu i Małgorzacie” Bułhakow: „Jak człowiek może czymkolwiek kierować, skoro pozbawiony jest nie tylko możliwości planowania na choćby śmiesznie krótki czas, no, powiedzmy, na tysiąc lat, ale nie może ponadto ręczyć za to, co się z nim samym stanie następnego dnia?”. Megalomania przekraczania granicy bóstwa to prosta droga do wprowadzenia potwora na piedestał. Znajomość własnego miejsca w hierarchii bytów jest ochroną człowieka właśnie przed nim samym, by nie dokonał największej degradacji siebie – wolności od prawdy i taplania się w fałszu. Równocześnie właśnie uznanie własnego miejsca w szeregu daje możliwość rozpoznania tzw. ubogich środków do przemiany ludzkości i świata, do których w pierwszym rzędzie należy zaliczyć nawrócenie własnego serca oraz odpowiedzialność modlitewną i czynnej miłości bliźniego. Takie patrzenie na świat pozwala bowiem rozpoznać dobro, a nie tylko hodujące egoizm przepisy.

Tkacze pajęczego fałszu

Istotnym dla dzisiejszego świata jest również fakt przerostu biurokracji. Nie piszę jednak w tym momencie manifestu politycznego. Gołym okiem widać, że w naszym świecie istnieje potężna armia urzędnicza, która jakoś musi uzasadnić własne istnienie. Każde państwo potrzebuje jednak urzędników, bo oni pozwalają rozstrzygać spory i żyć w miarę spokojnie. Biurokracja jest jednak naznaczona innym grzechem. Biorąc pod uwagę samą strukturę prawa stanowionego, nie sposób nie zauważyć, że jest ona oparta na uznaniu naprzód dobra, które ma chronić norma prawna, a ta z kolei uzasadnia przepisy, stanowiące ujęcie sposobów realizacji normy. Innymi słowy wszystko, co dzieje się w świecie prawnym, winno być oparte na dobru, jakie chcemy osiągną bądź zachować. Tymczasem grzech biurokracji polega na tym, że broni ona przepisów, a jest ślepa na dobro, które ma być ochronione przez prawo. Dzieci z Fatimy, być może dzięki światłu łaski, potrafiły przełamać ową urzędniczą machinę, bo pokazały brak strachu przed nią. Ważniejsze dla nich było dobro, a zwłaszcza dobro wieczne, aniżeli poprawność polityczna tamtych czasów. Być może tym właśnie najbardziej nas dzisiaj zawstydzają. Bo my wolimy roztrząsać przypiski, byle tylko nie wychynąć z własnego egzystencjalnego ciepełka.

Ks. Jacek Świątek