Kultura
kochamradzyn.pl
kochamradzyn.pl

Zdarzyło się w Watykanie

Za Spiżową Bramą mieszkała 16 lat, a jej najbliższymi sąsiadami byli Jan Paweł II, Benedykt XVI i Franciszek.

O swojej codzienności w najmniejszym państwie świata opowiedziała radzynianom Magdalena Wolińska-Riedi. Korespondentka TVP oraz autorka książek o Watykanie i Rzymie była gościem 48 edycji Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami. Wydarzenie i jego bohaterka przyciągnęły tak wiele osób, że na widowni sali widowiskowo-kinowej Radzyńskiego Ośrodka Kultury trudno było znaleźć wolne miejsce. Trudno się dziwić, bo na to spotkanie - jak przypomniał dyrektor ROK Robert Mazurek - czekali ponad trzy lata, ponieważ M. Wolińska-Riedi do Radzynia miała przyjechać 8 marca 2020 r. Jednak plany pokrzyżowała pandemia.

Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Podczas lockdownu dziennikarka napisała kolejne książki, przeprowadziła mnóstwo wywiadów, więc radzynianom mogła zdradzić jeszcze więcej tajemnic Watykanu i Wiecznego Miasta.

 

Za Spiżową Bramę z… miłości

Słoneczną Italią zafascynowała się jako 15-latka podczas Światowych Dni Młodzieży w Loreto w 1995 r. – Ostatniego dnia Jan Paweł II zaprosił nas do Rzymu na przełom tysiącleci. Te słowa były dla mnie tak przekonujące, że zapragnęłam pojechać w 2000 r. do Rzymu, by razem z naszym papieżem ten próg nowego tysiąclecia symbolicznie przekroczyć – opowiadała M. Wolińska-Riedi. Wtedy też postanowiła, że chce studiować italianistykę, by podczas tych przełomowych ŚDM dobrze mówić po włosku. Nie przypuszczała, iż wydarzenie to zmieni jej życie. Ostatniego dnia poznała szwajcarskiego gwardzistę, który nie uwierzył, że jest umówiona z sekretarzem papieskim ks. Stanisławem Dziwiszem. – Odesłał mnie, mówiąc, że musi się upewnić. Kiedy na drugi dzień wychodziłam z Mszy św. w prywatnej kaplicy papieskiej, czekał na mnie i zaczął tak przepraszać, że aż się oświadczył – mówiła z żartem. Trzy lata później jeszcze jako studentka wyszła za mąż i zamieszkała za Spiżową Bramą.

Kiedy wprowadziła się za watykańskie mury miała 23 lata i była jedną z kilkunastu świeckich kobiet, jakie mogą tam mieszkać. Poza żonami gwardzistów przywilej ten ma także małżonka watykańskiego elektryka. Zarówno one, jak i ich dzieci otrzymują obywatelstwo i paszport najmniejszego państwa na świecie.

 

Elitarna służba

Korespondentka TVP przybliżyła też kulisy funkcjonowania Gwardii Szwajcarskiej. – Jej zadaniem jest ochrona papieża i miejsca jego zamieszkania. Wcześniej był to Pałac Apostolski, a teraz także Dom św. Marty, gdzie zamieszkał papież Franciszek – wyjaśniła. Aby zakwalifikować się do tej elitarnej służby, kandydat musi spełnić szereg rygorystycznych warunków: być Szwajcarem i praktykującym katolikiem, ukończyć podstawową służbę wojskową w szwajcarskim wojsku, mieć między 19 a 35 lat i odpowiednią posturę – co najmniej 177 cm wzrostu.

 

Absolutnie wyjątkowe miejsce

Jak podkreśliła M. Wolińska-Riedi, otoczony dziewięciometrowym murem Watykan to jedno z najbardziej niezwykłych miejsc na świecie i absolutnie wyjątkowe państwo. – Totalnie niedostępne dla osób z zewnątrz. By tam wejść, trzeba mieć specjalne przepustki, legitymacje ze zdjęciem. Wszędzie są kamery – w sumie jest ich 360. To państwo autonomiczne. Posiada niezależne źródło prądu, wody. Ma swoją flagę, hymn, walutę. Mieszka tam ok. 400 osób z całego świata i wszyscy są tam przejściowo – opowiadała.

M. Wolińska-Riedi przyznała, że zanim została mamą, z uwagi na restrykcje i kontrolę traktowała Watykan jako tzw. złotą klatkę. Jednak kiedy na świat przyszły dzieci, doceniła, jak ogromne poczucie bezpieczeństwa gwarantuje to miejsce. – Mogłam liczyć na ogromną życzliwość i wszelką pomoc. Raz z kilkumiesięczną córeczką jechałyśmy nawet karetką na sygnale do szpitala Bambino Gesu. Watykańska rejestracja ułatwiała wiele spraw – stwierdziła.

Mieszkanie za Spiżową Bramą dawało poczucie przynależności do wspólnoty. – W każdą sobotę wieczorem lub w niedzielę o 9.00 gwardziści z rodzinami gromadzili się na Mszy św. Potem była wspólna kawa, śniadanie, a raz w miesiącu obiad. W okresie adwentowym wspólnie z dziećmi plotłyśmy wieńce, które potem zanosiły papieżowi. W ten sposób odbywało się religijne wychowywanie dzieci we spólnocie – zaznaczyła.

 

Być sąsiadką papieży

Posiadanie adresu w sercu Kościoła katolickiego wiązało się z bliskimi relacjami i codziennymi spotkaniami z najwyższymi dostojnikami. W domu Riedich gościli m.in. papiescy sekretarze ks. S. Dziwisz i ks. Mieczysław Papieski, dziś arcybiskup i metropolita lwowski, czy kard. Joseph Ratzinger. Wsparcie Polce dawały polskie siostry sercanki. Nie brakowało też spotkań z papieżami, np. na dziedzińcu Pałacu Apostolskiego czy w Ogrodach Watykańskich. Jan Paweł II, Benedykt XVI czy Franciszek zawsze zatrzymali się, pozdrawiając czy zagadując Polkę i ich córki.

Polka w Watykanie przyznała, że miała szczególne względy u Jana Pawła II. Przed ślubem ze szwajcarskim gwardzistą, zapytał, czy jest tego pewna. Opowiedziała też o słynnych wtorkach Papieża Polaka, kiedy samochodem jednego z żandarmów czy po zmianie watykańskich tablic rejestracyjnych Ojciec Święty wymykał się w góry. – Wszystko odbywało się w totalnej tajemnicy. Pod białą sutanną miał flanelową koszulę w kratę i dżinsy. Zimą natomiast jeździł na nartach. Raz zdarzyło się, że, kiedy nasz papież stał w kolejce do narciarskiego wyciągu, rozpoznał go mały chłopiec. Szybko musieli uciekać do Watykanu, by nie było afery – opowiadała.

Ostatnie pożegnanie

Polskiej dziennikarce najbardziej zapadło w pamięć ostatnie spotkanie z Janem Pawłem II. Gdy w połowie marca 2005 r. Ojciec Święty na własne życzenie został przewieziony z kliniki Gemelli do Watykanu, pozwolono jej pożegnać się z Papieżem Polakiem. – Był już w bardzo złym stanie, po tracheotomii. Nie chciał być leczony, pragnął wrócić do domu. Kiedy wyniesiono go z samochodu, podeszłam z tulipanami. Widać było, że cierpiał, ciężko oddychał, ale bardzo się ucieszył, pobłogosławił mnie. Był autentycznym pontifexem – pomostem między niebem a ziemią – wyznała. W ostatnich trzech dobach życia Jana Pawła II Polka ze swojego domu obserwowała apartament papieski z rozświetlonymi przez całe noce oknami, co oznaczało, że ktoś nieustannie czuwa przy chorym. – Na Placu Świętego Piotra gromadziły się tłumy, a Watykan trwał jakby w zawieszeniu, niedowierzaniu, że kończy się coś wyjątkowego – dodała.

 

Pamiętał nawet o drobnostkach

Po śmierci Jana Pawła II nastąpił czas żałoby i jednocześnie oczekiwania na wynik konklawe. M. Wolińska-Riedi nie wyobrażała sobie wtedy życia w Watykanie bez Papieża Polaka, z którym była zżyta, bez jego polskiego otoczenia. – Pomyślałam, że jedyną opcją, by było jakoś znośnie, byłby wybór kard. Ratzingera. On prowadził nasze nauki przedmałżeńskie, udzielał nam ślubu, chrzcił nasze dzieci. Mieliśmy serdeczne relacje. Pamiętam, jak poszliśmy na jego pierwszą audiencję po wyborze. Podczas krótkiej rozmowy, zapytał, czy obroniłam pracę magisterską. Wcześniej mówiłam mu o jej temacie, a on wyrecytował go na pamięć. To było niesamowite. Pamiętał o takiej drobnostce wśród tak wielkich spraw, jakimi się zajmował – wspominała.

 

Czas rewolucji

Dziennikarka przyznała też, że pontyfikat Franciszka jest zupełnie inny niż jego poprzedników, których łączyła pewna kontynuacja. – Nie w sposobie bycia, bo Jan Paweł II był otwarty, otaczały go tłumy. Benedykta XVI cechowała powściągliwość. Jednak obaj kontynuowali tradycje: w Watykanie panowała stabilizacja, atmosfera domu rodzinnego, w którego centrum jest papież. Franciszek zaś jest samodzielny: sam odbiera pocztę, sam wszystko załatwia, sam decyduje i osobiści dzwoni do redakcji, gdy chce udzielić wywiadu – mówiła, dodając, że rewolucyjne było także niezamieszkanie w Pałacu Apostolskim. Rzymianie wieczorami przychodzili na Plac Świętego Piotra, by zobaczyć światła w apartamencie papieskim. – Od dziesięciu lat jest tam pusto i ciemno – stwierdziła, dodając, że przyzwyczaić trzeba się też do zmian personalnych, zmian w Kurii Rzymskiej, a także do tego, że letnia rezydencja papieska w Castel Gandolfo została otwarta dla turystów. – To bolesna zmiana, to jakby wtargnięcie z butami do prywatnych przestrzeni papieskich – oceniła.

 

Wiedziałam, co jest prawdą

Nie zabrakło opowieści o papieskich pielgrzymkach i o tym, jak udało jej się połączyć to, że była mieszkanką Watykanu, a jednocześnie dziennikarką informacyjną obcego kraju. Jak podkreśliła wszystkie newsy, które niekoniecznie Watykan chciał od razu ujawniać, miała podane na talerzu. – Jednak nie goniłam za sensacją. Zawsze stawałam po stronie miejsca, które przyjęło mnie z takim sercem. Poza tym mogłam weryfikować informacje. Gdy mówiono o aferze z papieskim kamerdynerem czy Vatileaks, miałam to szczęście, że wiedziałam, co jest prawdą, a co nie – zastrzegła.

Była uprzywilejowana także podczas papieskich pielgrzymek. Towarzyszącą Ojcu Świętemu ekipę stanowili bliscy M. Wolińskiej-Riedi ludzie, których spotykała na co dzień. Dzięki temu mogła przygotowywać materiały z miejsc, do których inni dziennikarze nie mieli dostępu, np. kiedy Franciszek lądował w Krakowie przed ŚDM, ona nadawała z papieskiego samolotu.

Na koniec opowiedziała o swojej najnowszej książce „Mój Rzym”, zapraszając jednocześnie wszystkich do Wiecznego Miasta.

DY