…że mnie aż tak nienawidzisz?
Trochę też było dyskusji na temat domniemanych nowych okoliczności śmierci ks. Jerzego. Jednak nawet, gdyby te hipotezy potwierdziły się, nie zaprzeczają w żaden sposób heroizmowi i wielkości poświęcenia tego zamordowanego kapłana. Wręcz przeciwnie – gdyby okazało się, że przed śmiercią próbowano go kilkudniowymi torturami zmusić do współpracy z SB, byłoby to dowodem jeszcze większej niezłomności.
Niestety, publikacje na ten temat były też okazją do komentarzy w zupełnie innym duchu – od gazet, kreujących się na „opiniotwórcze” i „jedynie słuszne”, aż po rzeszę anonimowych osobników, zaśmiecających internetowe fora wpisami w stylu „Nie wiem, za kogo on umarł, ale za mnie na pewno nie”. Wiadomo, że są na świecie tylko 2 rzeczy nieskończone: Boże miłosierdzie i ludzka głupota. W takich sytuacjach zastanawia mnie tylko fakt, skąd biorą się ci wszyscy, którzy za wszelką cenę próbują udowodnić, że to drugie jest jednak większe.
Do tych ludzi z pewnością nie trafi jako argument powiedzenie, że krew męczenników jest posiewem chrześcijaństwa. Przedłużając tę myśl – ofiara ks. Jerzego nie tylko przyniosła duchowe owoce Kościołowi, ale była wydarzeniem, które wywarło wpływ na morale całego narodu. Ks. Jerzy w swoich działaniach nie koncentrował się na Kościele jako instytucji, ale stawał w obronie zwykłych ludzi. Dawał im nadzieję, podtrzymywał na duchu, rodził wiarę w to, że kiedyś nadejdzie wolność.
Wierzę w to, że jest już zbawiony i popiskiwania internetowych i gazetowych karzełków nie są w stanie go dosięgnąć, ani sprawić mu przykrości. Jednak dla nas, żyjących na ziemi, niesmak pozostaje. I przypomina się stare chińskie przysłowie: „Co dobrego dla ciebie zrobiłem, że aż tak bardzo mnie nienawidzisz?”.
Ks. Andrzej Adamski