Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Żeby tradycja nie zginęła

Choć to wielowiekowa tradycja na polskich wsiach, coraz mniej osób posiada tę umiejętność. Dlatego w niektórych miejscowościach tuż przed końcem żniw organizuje się zarówno warsztaty, jak i konkursy wicia wieńców. Ich organizatorom zależy, by zwyczaj ten przetrwał.

Podczas święta plonów jednym z ważniejszych akcentów jest prezentacja dożynkowych wieńców. Misternie sporządzone korony zwykle budzą niekłamany zachwyt uczestników imprezy. Koła gospodyń wiejskich, panie z ludowych zespołów nawet tygodniami pracują nad kształtem plecionek, zbierają kwiaty i zioła, ścinają kłosy na różnych etapach dojrzewania, potem sortują i suszą. To żmudna praca, której tajniki nie są już tak powszechnie znane jak przed laty. - Jesteśmy samoukami. Jak powinien wyglądać właściwy wieniec, nikt nam nie mówił - przyznaje Krystyna Kędzierska, która kieruje zespołem Ale Baby z Berezy w gminie Międzyrzec Podlaski.

– Wszystko zaczęło się w 2002 r., kiedy jedna z pań kupiła wieniec dożynkowy w Częstochowie i przywiozła do Berezy. Stwierdziłyśmy, że też spróbujemy. Wszystkiego uczyłyśmy się same, na wyczucie, bo w moim domu takich tradycji nie było. Mama miała nas 13, więc nie było czasu na wyplatanie – dodaje.

Ale Baby szybko doszły do wprawy i zaczęły zajmować czołowe miejsca w przeróżnych konkursach na dożynkowy wieniec, m.in. drugie miejsce podczas dożynek wojewódzkich w 2018 r. – Niektórzy nawet nam zazdrościli, że tylko Bereza stale coś wygrywa, ale nie mamy sobie nic do zarzucenia, bo tylko my wiemy, jaki ogrom pracy musiałyśmy wykonać – mówi K. Kędzierska.

Wszystko zaczyna się od pomysłu, który panie wspólnie uzgadniają nawet kilka miesięcy wcześniej. Najczęściej jest to tradycyjny wieniec dożynkowy w kształcie korony. Potem w odpowiednim czasie, czyli zanim kombajny wyjadą w pole, trzeba zebrać kłosy. – Na początku cięłyśmy zboże kosą, ale wtedy trzeba było je jeszcze przebierać. Dlatego od jakiegoś czasu robimy to nożyczkami, bo wówczas natniemy to, co chcemy, a nie wszystko. Najczęściej wykorzystujemy żyto, pszenicę, np. ostkę czy orkisz, pszenżyto, owies, ale najefektowniej wygląda jęczmień. Wszystko odpowiednio suszymy i ponownie przebieramy. Do wieńca trafiają tylko najpiękniejsze zboża. Do tego zbieramy zioła, warzywa, kwiaty, które mocujemy dopiero w dniu dożynek – opowiada.

K. Kędzierska podkreśla, że – wbrew pozorom – wyplatanie to żmudna i ciężka praca. – Takie korony to podziękowanie Panu Bogu za plony, więc muszą być piękne. Dlatego wymagają czasu. Samo plecenie trwa naprawdę długo. Poza tym ręce bolą i nie da się robić więcej niż trzy godziny dziennie – zaznacza.

 

Byłoby szkoda

W wiciu dożynkowych wieńców specjalizuje się też zespół Echo z położonych w międzyrzeckiej gminie Przychód, czego dowodem są wysokie lokaty w konkursach. Z tradycyjną koroną pojechały też kilka lat temu na Ogólnopolskie Dożynki do Częstochowy. – W tym roku miało nie być dożynek, więc nie szykowałyśmy się do wyplatania. Tymczasem okazało się, że jednak się odbędą. Nie zdążyłyśmy zrobić wieńca z prawdziwego zdarzenia, będzie raczej symboliczny – mówi Pelagia Pawlikowska, kierowniczka zespołu, zwracając uwagę, iż zbieranie zbóż trzeba zacząć już na początku czerwca, kiedy jęczmień jest prawie zielony. – Następnie zboże należy zawiesić kłosami w dół, bo wtedy ładnie się ułożą. Kiedy już wyschnie i mamy przygotowany stelaż, możemy zacząć wicie. Dobrze plotą się owies i pszenica. Tylko muszą być wcześniej przygotowane, by były miękkie, ułożone. Przed pleceniem zboża wiążemy je w małe wiązeczki i dopiero wtedy umieszczamy na stelażu. Kiedyś ozdabiałyśmy wieniec kwiatami z bibuły, ale potem wszedł przepis, że sztuczne dekoracje są niepunktowane, więc zaczęłyśmy używać żywych roślin – wspomina P. Pawlikowska. – Przygotowywanie dożynkowych wieńców to piękna tradycja, która, niestety, w wielu miejscach zanika. Już w moim domu nie była ona obecna, dlatego wspólnie z koleżankami z zespołu Echo wszystkiego uczyłyśmy się same. Nikt nam nie mówił, co i jak mamy robić. Czy obecne pokolenie będzie chciało kontynuować ten zwyczaj, poświęcając mnóstwo czasu i swoje ręce? Jeśli nie, to będzie wielka szkoda, bo przecież tradycja kształtuje człowieka – wyznaje liderka zespołu Echo.

 

Wiedza i integracja

Mimo że wyplatanie dożynkowych wieńców to zwyczaj znany w Polsce od stuleci, to jednak coraz mniej osób posiada te umiejętność. Dlatego w wielu miejscach organizowane są warsztaty, których uczestnicy poznają tajniki tej poniekąd ludowej sztuki. Na szczęście chętnych nie brakuje. – W tym roku po raz pierwszy po bardzo długiej przerwie odbędą się u nas dożynki gminno-parafialne. W związku z tym zorganizowałam spotkanie z kołami gospodyń wiejskich, by ustalić szczegóły. Kiedy zasugerowałam, że dobrze by było, by każda wioska przygotowała wieniec, panie przyznały, że nie do końca wiedzą, jak go zrobić. Owszem, potrafiły odpowiedzieć na pytanie, kiedy i jakie zboża należy zebrać, ale niewiele więcej. Same zaproponowały zorganizowanie warsztatów – opowiada Ilona Niewęgłowska, dyrektor Gminnego Centrum Kultury w Konstantynowie. – Na początku próbowałyśmy znaleźć kogoś z naszej gminy, bo wiadomo, że najpiękniejsze wieńce wyplatają najstarsi mieszkańcy. Niestety, nie udało się. Tak trafiłyśmy na Andrzeja Wrzecionkę, rękodzielnika z Bielska Podlaskiego – dodaje.

Okazało się, że wyplatanie jest nie tylko czasochłonne i wymaga precyzji, ale także zachowania pewnych reguł, np. w wieńcu powinny znaleźć takie elementy, jak zboża, kwiaty, warzywa i chleb. – Zależy nam na tym, żeby tradycja została podtrzymana, by było komu ją przekazać. Jednocześnie warsztaty to sposób na integrację mieszkańców – podkreśla I. Niewęgłowska.

 

Wieniec ma być wieńcem

A. Wrzecionko na co dzień zajmuje się plecionkarstwem, jednak ostatnio coraz częściej prowadzi warsztaty wyplatania wieńców. – Też jestem zaskoczony, że ta tradycja ginie. Myślę, iż wynika to z tego, że dzisiaj za człowieka większość prac wykonują maszyny, dlatego odszedł on od przysłowiowego snopka czy ziemniaka – twierdzi, dodając, iż to znak czasów. Zmiany widoczne są także w formie wieńców, które przeważnie nie mają wiele wspólnego z tradycyjnym kształtem. Różnią się nie tylko rozmiarami, ale i formą. Coraz częściej oglądamy okazałe modele kościołów, monstrancji, kapliczek, symboli narodowych, a także koszy, wiatraków itp. – Prowadząc warsztaty, nawiązuję do dawnych technik i prostych form, gdy wieniec robiono ze zbóż i tego, co było dostępne w gospodarstwie. Wykorzystywano wówczas żyto, pszenicę, owies, słomę czy wiklinę, zioła, np. tymianek, wrotycz, krwawnik, dziurawiec, a także warzywa. Kwiaty również się pojawiały, ale nie tak często jak dzisiaj. Zamiast metalowego stelaża używano brzozę czy leszczynę, które łatwo się wyginają. Elementem obowiązkowym był chleb otoczony zbożem. Umieszczano go w środku wieńca. W tradycji staropolskiej plotło się w stożki przypominające snopki. Z czasem zaczęły przyjmować kształt korony uwitej ze zbóż. Obecnie ta forma jest najpopularniejsza – mówi A. Wrzecionko, przypominając jednocześnie w pigułce historię dożynkowych wieńców. – Kiedy mieszkałem na Podkarpaciu, wyplatano je w co drugim domu. Niektóre elementy, jak np. wyklejanki, panie przygotowywały już zimą. Wiosną w ogródkach niektóre rośliny, np. len, proso czy kwiaty, sadzono wyłącznie z myślą o wieńcach. Chodziło o oryginalność, o to, by zaskoczyć innych. Ja natomiast daleki jestem od wprowadzania jakichś nowoczesności. Wieniec ma być wieńcem, koniec kropka – podkreśla A. Wrzecionko.

 

Towar deficytowy

Dożynkowe wieńce to dziś towar deficytowy. Okazuje się, że w wielu miejscowościach nie ma już nikogo, kto potrafiłby je wyplatać. Praktykuje się więc rozwiązanie komercyjne, zlecając przygotowanie wieńców wyspecjalizowanym firmom lub kupując w internecie. Na popularnych serwisach aukcyjnych pod hasłem „dożynkowe wieńce” aż gęsto od ogłoszeń „sprzedam, kupię”, nie brak też oferujących wykonanie wieńca na zamówienie. Ceny od 200 do ponad 2 tys. zł. Na wielu widnieją już plakietki „sprzedane”. Widać, że interes kwitnie. – Sam otrzymuję propozycje przygotowania wieńca za pieniądze, ale zawsze odmawiam. To nieuczciwe, zwłaszcza jeśli potem ma brać udział w konkursie podczas dożynek – oświadcza A. Wrzecionko.

„To kompletny upadek obyczajów. Jeżeli dochodzi do takich rzeczy, to po co w ogóle odgrywać tę całą dożynkową szopkę? Po co organizować wokół owego wydarzenia tę całą cepelię? Komercyjne rozwiązania nie idą w parze z zachowaniem kulturowego dziedzictwa. Za moment dowiemy się, że najtaniej wychodzi sprowadzenie dożynkowej korony z… Chin. Nasze prababki pewnie poprzewracałyby się w grobach” – komentuje handel wieńcami jeden z internautów.

– Wieniec to mozolna praca, to tradycja, to spotkanie ludzi, których wiele łączy. Kupowanie go po to tylko, żeby był, to chory zwyczaj, o nieuczciwości już nie wspomnę – podsumowuje K. Kędzierska.

MD