Komentarze
Zegar bije

Zegar bije

Choć wielu ekspertów uważa, że kolejna kampania wyborcza rozpoczyna się nazajutrz po oficjalnym ogłoszeniu rezultatów głosowania, to jednak - w porównaniu z tym, co ma miejsce później - stanowi tylko niewiele znaczące preludium.

Ot, taka subtelna gra wstępna przed etapem właściwym, w trakcie którego znacznie podkręca się tempo oraz dopuszcza wszystkie, nie tylko socjotechniczne chwyty, sztuczki i wybiegi. Wzmożenie właściwe, czyli ostatnia prosta przed kolejnymi, najważniejszymi w III RP wyborami (doskonale znany i powtarzany od ponad dwóch dekad slogan) właśnie zaczyna się urzeczywistniać. Zza węgłów i krzaków co chwilę wyskakują różne sfrustrowane głowy, główki i półgłówki, które można odróżnić jedynie po niechlujnych fryzurach. Pod czaszkami owych potencjalnych kandydatów do pełnienia zaszczytnej roli wybrańców narodu w niewiarygodnym tempie wykluwają się genialne pomysły na lepsze jutro.

Koncepcje na najbliższą przyszłość, które – rzecz jasna, jeśli tylko zagłosujemy, jak trzeba – natychmiast staną się naszym udziałem.

Do wyborów zostało jeszcze ponad pół roku, a już dziś mamy obiecane kredyty z zerowym oprocentowaniem na zakup mieszkań, 600 zł dopłaty do najmu, odpartyjnienie państwa i przywrócenie praworządności, podwyżki dla sfery budżetowej, paliwo po 5 zł, różne dodatki, ulgi i rekompensaty, 300 zł dla sołtysów, samochody na baterie, rekordowe wpływy do budżetu, zwiększone nakłady na oświatę i służbę zdrowia, rozliczanie rządzących, więcej prawa dla kobiet, a nawet darmowe podpaski w szkołach. A to dopiero początek.

Historia rodzimej polityki może być gotowym scenariuszem do nakręcenia niejednego filmu, zarówno w konwencji tragedii, jak i komedii. Jednak do tego, by się powzruszać albo pośmiać do łez, niezbędna jest znacznie dłuższa pamięć od tej, jaką dysponuje dziś przeciętny wyborca. Ugrupowaniom rządzącym w ostatnich latach Polską udała się rzecz bez precedensu. Większość z nas, dzięki owym zanikom pamięci, została przez polityków skutecznie uodporniona na wszelkie przejawy zła, nieuczciwości oraz liczne patologie. W przestrzeń publiczną wciąż wypuszcza się pewne informacje albo robi rzeczy powszechnie nieakceptowane i spokojnie czeka na ich społeczną aprobatę. Proces ów przeprowadzany jest w kilku etapach. Najpierw małymi łyżeczkami, dyskretnie karmi się gawiedź jakąś papką i obserwuje reakcję. Jeśli kolejna dawka brei staje się nie do przełknięcia, akcja jest na chwilę wstrzymywana. Kiedy wszyscy zapomną, że owej mamałygi nie dało się strawić, wznawia się procedurę, ale – uwaga – nie od początku, lecz od momentu, w którym wcześniej wywoływała ona odruch wymiotny. Proces jest powtarzany do chwili, aż towarzystwo gładko łyknie całą strawę i poprosi o dokładkę. Tak było z pandemią, kiedy to również nasze obecne władze testowały, na co mogą sobie pozwolić względem obywateli. Tak jest i dziś, choćby z osobą św. Jana Pawła II, gdy wszyscy wrogowie Kościoła, wespół z jego pseudoobrońcami (z każdej strony sceny politycznej) usiłują dociec, ile na osobie największego z Polaków można ugrać. A działać trzeba rychło, wszak jest już ostatnia prosta, a zegar wyborczy tyka jakby szybciej.

Leszek Sawicki