Zemsta na rodzinie Szymona Pawluka
Zziębnięta starszyzna kozacka odeszła do najbliższych domów w Drelowie, wojsku rozdano ciepłą kolację z mięsa zabitych we wsi bydląt, wokół cmentarza rozpalono ogniska i tak stali żołnierze na swoich pozycjach do białego dnia. 18 stycznia 1874 r. naczelnik Kotow przyszedł obejrzeć miejsce zajść poprzedniego dnia. Lud z odkrytymi głowami klęczał wokół cerkwi, modlił się i śpiewał godzinki. Kotow kazał wojsku wejść na cmentarz i wypędzić wiernych spod kościoła.
Obecny przy tym oficer ros. opowiadał księdzu później, że drżał z trwogi i przerażenia jak w febrze, że się odwrócił i zamknął oczy, aby nie patrzeć na tę scenę. Gotów był cisnąć na ziemię swoją szablę i rzucić się na żołnierzy i starszyznę. Potem ten żołnierz znalazł się w szpitalu, aby uniknąć dalszej służby i nie mieć odpowiedzialności za krew niewinnie przelaną. Po wywleczeniu biednego ludu za cmentarz przywieziono dwie fury rózeg, poczęto unitów kłaść na ziemi i smagać wszystkich bez wyjątku. Płk Mansfield, konsul angielski w Warszawie, donosił swemu rządowi, pisząc: „Milordzie! Z ubolewaniem przesłać muszę Waszej Ekscelencji wiadomość… Przyszło do rozlewu krwi, utraty życia z powodu prawdziwie barbarzyńskiego obejścia się rządu z ludnością wiejską… W okręgu międzyrzeckim włościanie otoczyli cerkiew i nie dozwolili wojsku wprowadzić księdza, nareszcie włościanie zostali poskromieni i otoczeni wraz z dziećmi i żonami. Dano im do wyboru albo podpisanie, że przyjmują księdza, albo plagi. Gdy podpisać nie chcieli, każdy dorosły mężczyzna dostał 50, kobieta 25, a każde dziecko bez różnicy płci i wieku dziesięć nahajek, a jedna kobieta… aż 100”. Konsul francuski baron Finot donosił: „We wsi Drelów położonej na tym samym terenie, proboszcza, który w swej słabości dał swój podpis… chłopi nie zgodzili się wpuścić do świątyni. Wtedy naczelnik powiatu zażądał kompanii piechoty, aby wspomóc księdza. Wszyscy chłopi przed bramą kościoła sprzeciwili się temu. Wtedy druga kompania, która przybyła dla wzmocnienia pierwszej, otworzyła ogień. Sześciu chłopów zostało zabitych, a wielu rannych. Wszyscy zostali aresztowani przez wojsko i natychmiast otrzymali kary cielesne… 15 chłopów, których uznano za podżegających… zostało następnie odprowadzonych do więzienia siedleckiego”. Bardziej dokładne dane podał sekretarz francuskiego konsulatu w Warszawie Theodor Meyer. Stwierdził on, że unici drelowscy mieli być bici nahajkami, ostrzelani i ponownie batożeni. Na miejscu wykonano taką karę wobec 150 osób, a 60 zaaresztowano i powieziono do więzienia. A tak o tych wydarzeniach relacjonował później Sylwester Panasiuk „… Przez noc nas trzymali na cmentarzu, nie dając nikomu wyjść, a rano wypędzili nas za wieś i był sąd nad nami. 14 z nas skazano do więzienia, czterech na rózgi, innym wyznaczono kontrybucję. Wiem, że rózgami pobity Damian Łuciuk z Zahajek zmarł” (zmarł również po czterech dniach w międzyrzeckim szpitalu pobity kolbami karabinów Szymon Olesiejuk z Pereszczówki – J.G.). Grzegorz Juchimiuk dodał do tego: „Gruszka był bity rózgami… Ja sam również byłem bity, dali pod kościołem ok. 70 rózeg”. Sylwester Panasiuk uzupełnił opis: „Nas osądzonych na więzienie wepchnięto na furmanki. Dziesięciu kozaków otoczyło furmanki i przewieziono nas do Międzyrzeca. Skąd na drugi dzień do Siedlec, gdzie cztery dni siedzieliśmy w ratuszu. Potem zaprowadzili nas do więzienia”. Wg ostatnich ustaleń historyków na miejscu pod kościołem padło sześć osób, a rannych było wg najniższych szacunków 50 osób i ok. 60 osób zabrano do więzień. Zginęli: Szymon Pawluk, Teodor Ołtuszyk, Andrzej Charytoniuk, Jan Romaniuk, Paweł Kozak Symeon Olesiejuk. Zmarli później z ran: Jan Kościuczyk, Teodor Kościuczyk, Wincenty Bazyluk, Trochim Charytoniuk, Onufry Tomaszuk, Andrzej Kubik, Jan Kubik i Jan Łuciuk. Należy tu jeszcze dodać okrutne morderstwo na rodzinie przywódcy drelowskich unitów Szymona Pawluka, dokonane w Gajówce k. Pereszczówki, o którym to fakcie nie wspomina się w literaturze przedmiotu. Oprócz zemsty zbrodnia ta zapewne miała na celu załamanie i odciągnięcie Szymona od świątyni i zaprzestanie oporu przez unitów. Tak o tym relacjonowała Teodora Szabaciuk z Pereszczówki, której o tym opowiadali mieszkańcy tej wsi ok. 25 lat po wypadkach: „16 stycznia 1874 r. pod wieczór dwóch uzbrojonych kozaków pojechało na gajówkę. Tam żonę Pawluka Mariannę i 28-miesięczną córkę porąbali toporami w kuchni na podłodze, a siedmiomiesięcznego syna zastrzelili w kołysce w pokoju. Ludzie we wsi widzieli, jak kozacy jechali. We wsi zostali tylko staruszkowie i dzieci, reszta ludzi była z Pawlukiem pod kościołem. Żona Szymona miała przyjść z dziećmi do swoich rodziców na noc, ale nie przyszła. Rodzice myśleli, że duży mróz i dlatego bała się z dziećmi iść… 17 stycznia, kiedy Szymon Pawluk postrzelony przez kozaków umierał pod kościołem, to ostatnie słowa wyszeptał do swego szwagra Pawła Olesiejuka: „Paweł do domu”. Paweł wydostał się cudem z placu przy kościele i przez łąki przyszedł do Pereszczówki. Wszedł do domu, martwiąc się, jak powiedzieć siostrze, że jej mąż nie żyje. Ponieważ siostry nie zastał, od razu w nocy poszedł do gajówki. Zastał ją zbryzganą krwią, wokół na śniegu były ślady kopyt końskich i butów kozackich. Rano poszedł po śladach i szybko znalazł miejsce, gdzie kozacy wrzucili ciała w bagna”. Unicki dziekan międzyrzecki ks. F. Hannytkiewicz zanotował: „Nie mamy dokładnych wiadomości o poległych śmiercią męczeńską, również o rannych przy cerkwi drelowskiej i o ich nazwiskach. Mieliśmy tylko najwiarygodniejsze doniesienia, że… mnóstwo ludzi płci obojej, a nawet małe wyrostki przy tej świątyni i po drogach do niej wiodących przez dzicz kozacką było ćwiczone pałkami i do krwi batożone. Ranni poumierali w szpitalu międzyrzeckim, dziękując Bogu…”.
Józef Geresz