Zgon „Panie Kochanku”
Mieszkańcom nieposiadającym poddanych pozwolono zamiast rekruta zapłacić po 2 zł z dymu dóbr dziedzicznych i po 4 zł z dymu dóbr królewskich. Wiadomo, że 10 lutego burmistrz Łosic Bazyl Rumik „całym swym i całego urzędu imieniem, za zezwoleniem pospólstwa, na pilne potrzeby miasta w czasie sprawy z wojskową komendą Krasnodębskiego, rotmistrza i posła na sejm warszawski, z trzech ćwierci komunalnych miejskich ćwierć jedną w dwóch poletkach, tj. od Szanikowa i w Dalekim Polu, między dwoma ćwierciami miejskimi i ćwiercią zwaną Hawrylukowską, Wawrzyńcowi Domoszczukowi za 200 złp sprzedał”. Podniesiono pogłówne żydowskie o 50%, ustanowiono nowy podatek w naturze – po dwa garnce żyta i cztery garnce owsa z każdego rolniczego dymu. Szlachta, która nie posiadała żadnych poddanych i sama uprawiała grunt, płaciła po 1 zł pogłównego, a od żon i dzieci po 50 gr. Dla zilustrowania – w ziemi bielskiej na 6 300 gospodarstw drobnej szlachty 5 811 nie miało poddanych.
12 lutego odbyły się sejmiki, na których dokonano wyboru komisarzy do komisji porządkowych cywilno-wojskowych dla ziem i powiatów. Zadaniem tych komisji było przeprowadzenie poboru, a zarazem dbanie o porządek i bezpieczeństwo w okolicy. Stworzyły one pierwszy szczebel władzy administracyjnej, zastępując czynności dawnych sejmików gospodarskich, na których decydowali magnaci i dowódcy wojskowi podlegli hetmanom.
W lutym 1790 r. powstała komisja cywilno-wojskowa w Łukowie. W jej skład weszli m.in. Józef Kalasanty Szaniawski – regent grodzki łukowski, Karol Łaski – chorążyc łukowski, Jakub Szaniawski – wiceinstygator grodzcki łukowski. Komisarzem prezydującym komisji został Antoni Łaski – chorąży ziemi łukowskiej. Siedzibą komisji był ratusz, a kasa została umieszczona w klasztorze bernardynów. Komisja zaleciła wybudowanie w Łukowie magazynów na zboże z uwagi na konieczność gromadzenia furaży dla wojska. Nakazała magistratowi, aby zajął się naprawą nawierzchni ulic i aby mieszkańcy oczyścili podwórza swych posesji. Ponieważ władze miejskie nie kwapiły się do wykonania postulatów komisji, na sesji 19 marca postanowiono jeszcze raz upomnieć magistrat.
Aby zapobiec dezercji żołnierza i „bezczynnemu hultajstwu”, komisja przystąpiła w porozumieniu z garnizonem do wydawania przepustek i paszportów. Dezerterów kierowano do najbliższych jednostek wojskowych, a ludzi wałęsających się do zakładów przemysłowych. Wkrótce komisja zaczęła ściągać furaż i pilnować poboru rekrutów. Wiadomo, że z każdego dymu miano dostarczyć do magazynu w Łukowie cztery garnce żyta, 16 owsa, dwa kamienie siana i jeden słomy. W celu obrony chłopów przed wygórowanymi świadczeniami ograniczono nakaz podwód dla żołnierzy i ich zasięg. Do swej dyspozycji komisja otrzymała 12 żołnierzy.
Wiosną 1790 r. w sądzie referendarskim miała miejsce sprawa wsi starostwa kąkolewnickiego przeciwko Kunegundzie z Brzostowskich Rudnickiej i Szlubowskiemu – podstaroście grodzkiemu, krasnostawskiemu dzierżawcy starostwa kąkolewnickiego. Mimo niemocy zdrowotnej i utraty wzroku, właściciel Białej Karol Stanisław Radziwiłł jeszcze latem 1790 r. koncentrował się na pracy nad sformowaniem ofiarowanego Rzeczypospolitej dwubatalionowego regimentu piechoty. Na początku września przez 10 dni zdominowała obrady w sejmie sprawa prerogatyw rozdawniczych króla. Patrioci pod wodzą braci Potockich, wspierani przez K. Czartoryskiego, optowali za zwierzchnictwem sejmu. Obronę prerogatyw królewskich podjął poseł z Liwu Pius Kiciński. Jego płomienna mowa była wyrazem zaufania średniej szlachty do monarchy i nieufności wobec magnaterii. Kicińskiego poparł biskup nominat łucki z Janowa Adam Naruszewicz. Obaj okazali się zwycięzcami. Uchwałami październikowymi postanowiono, że węzeł konfederacji będzie utrzymany, a posłowie zachowają swe mandaty na dalsze dwa lata i że 16 listopada odbędą się sejmiki dla wybrania nowego kompletu posłów, którzy przystąpią do konfederacji i będą obradowali wspólnie z dawnymi pod laską dotychczasowych marszałków.
W czasie, gdy odbywała się kampania sejmikowa, na zamku w Białej dogorywał wojewoda wileński Karol Stanisław Radziwiłł, zwany „Panie Kochanku”, jeden z głównych aktorów polskiej sceny politycznej drugiej połowy XVIII w. Już za życia jego postać była otoczona legendami – czarną i białą. Legenda czarna przejaskrawiała jego charakter, przedstawiając go jako ekscentryka, głupca, opoja, rozrzutnika i łgarza. Prawda jest bardziej złożona. Okazał się on niezaprzeczalnym przeciwnikiem Rosji, ale i padł ofiarą podstępów rosyjskich. Był autentycznym ulubieńcem szlachty, gorliwym katolikiem oraz tradycjonalistą. Jego anegdoty zapłodniły literaturę polską (ciepło pisali o nim Bartoszewicz, Mickiewicz, Słowacki, Krasiński i Kraszewski). W listopadzie 1790 r. wydawał on jeszcze podwładnym polecenia w sprawach majątkowych, prowadził korespondencję, ale już resztkami sił. Przyrzekł np. bp. Naruszewiczowi dać asygnację na kilka kop drzewa z lasów bialskich. Podpisy złożone pod ostatnimi listami i dokumentami są bardzo bezkształtne i niewyraźne, niemal litera na literze. Były złożone przecież słabnącą ręką ślepca, wiedzioną z trudem przez służącego. Książę wcale nie wstawał z fotela, twierdząc, że do leżącego w łóżku szybciej przychodzi śmierć. Nieustannie kazał palić świece, mimo że nic nie widział. Ogień symbolizował według niego życie. 21 listopada 1790 r. wezwał księdza, notariusza i świadków, aby podyktować testament. Jedynym sukcesorem uczynił księcia Dominika Radziwiłła. W bialskim kościele św. Anny zachował się akt zgonu, który w skrócie brzmi: „A.D. 1790 dn. 21 listopada ok. godz. 6-tej wieczorem najjaśniejszy książę Karol Stanisław Radziwiłł, w obecności ks. Kazimierza Moykowskiego, kanonika katedralnego łuckiego, prepozyta kościoła bialskiego i wisznickiego, sędziego surogata, konsystorza janowskiego i wobec innych stojących kapłanów, z wielką pobożnością i wielką skruchą serca prosił, by duszę jego przygotować na drogę do wieczności i na śmierć przez potrzebne sakramenty zaopatrzyć. Po odbyciu więc spowiedzi pobożnie św. Komunię przyjął jako wiatyk z rąk swego proboszcza… prosił o namaszczenie chorych i przyjął z rąk tegoż prepozyta. A boleść skazując, Krzyż Chrystusowy obejmując, poddawane mu akty skruchy powtarzał… Po dokonaniu tego wszystkiego wypełnił dni życia swego. Zmarł w Panu prawie o godz. 12 w nocy… Niech odpoczywa w pokoju”. Zapamiętano jego przedśmiertne słowa: „Przyjaciele i słudzy moi, darujcie, jeśli się wam naprzykrzyłem. Pamiętajcie, żem i ja człowiek”.
Józef Geresz