Komentarze
Zgubne skutki słuchania radia

Zgubne skutki słuchania radia

Nadeszły takie wiekopomne chwile, że zasadniczo wstaję rano później od najlepszego z mężów. Z akcentem na zasadniczo. Najlepszy dziarsko się zrywa, uskutecznia poranną gimnastykę i przygotowuje sobie śniadanie.

Mniej więcej z częstotliwością świąt wielkanocnych dopytuje też mnie, czy czegoś w powyższej kwestii nie potrzebuję. Korzystając z okazji, skusiłam się wczoraj na wspólny śniadaniowy poranek. I obiecałam sobie, że nigdy-nigdy więcej! Odnosząc się do wspomnianej obietnicy, doinformować należy, że pierwsze kroki po wygramoleniu się z pieleszy najlepszy kieruje w stronę radia.

Nie cierpię tego, bo chciałabym jeszcze w ciszy ewentualny sen sobie przypomnieć, porozmyślać na ten właśnie albo i inny jakiś temat, a tu łup – wali ci, człowieku, decybelami w nienawykłą jeszcze po nocy do hałasu głowę. Ale co zrobisz? Przyzwyczajenia, co od lat – nie zmienisz. Chociaż – zabełgotało światełko w tunelu.

To, co zdarzyło się wczoraj, reanimowało moją w powyższej kwestii nadzieję. Bo oto nastał moment, w którym najlepszy z mężów – moim zdaniem ni z gruszki, ni z pietruszki – podbiegł do radia i nerwowo je wyłączył. Byłam: 1) zaskoczona, 2) zaintrygowana, 3) zdezorientowana. No i poniekąd zaniepokojona, co się z najlepszym dzieje. Ale nie pytam. Trudne sprawy mają to do siebie, że dobrze jest je przeczekać. No to czekam. – Nie mogę już, nie mogę – zwierza się po dłuższej chwili milczenia najlepszy. Czekam dalej. Nie przerywam. Zamieniam się w słuch. – Ty słyszysz, co oni nadają? Jakie reklamy? I tak codziennie. I zawsze w porze śniadania. Zawsze, żeby mi popsuć apetyt. – Ale – bronię prawa radia do emisji treści niekoniecznie akceptowanych przez najlepszego – jak ostatnio słyszałam, to było reklamowane właśnie coś na apetyt. – A było, było – przyznaje sarkastycznie najlepszy. – Tylko że jak już nawychwalali się tego czegoś na apetyt, to zaraz wyskoczyli z reklamą drugiego – na łatwiejsze wypróżnianie. A po niej wychwalali jakieś antidotum na nietrzymanie moczu i super klej do protez. Szampon przeciwłupieżowy to przy tym takusi pryszczunieczek jest – demonstruje kciukiem i wskazującym palcem. – Rzygać mi się chce – dramatyzuje.

– Uuu – myślę sobie. Znaczy nie jest za dobrze. Chłop gotów mi na starość w histerię jaką popaść. W kompleksowość – można by powiedzieć. Najwyraźniej nie jest jeszcze na takie treści gotowy. Śpieszę więc na ratunek. – Ale – z pewną taką nieśmiałością zaznaczam – mnie się zdaje, że te reklamy to do kobiet głównie skierowane są. – No właśnie – rozpacza dalej najlepszy, który, odkąd sięgnę pamięcią, na uroki kobiet mocno wyczulony był. – Jak ja sobie o tych kobietach pomyślę… – To nie myśl – ucinam, bo już mi i na nerwy to jego jęczenie zaczyna coraz bardziej iść. Esteta się znalazł. – A nie słyszałeś, że nic, co ludzkie, nie powinno być człowiekowi obce? Czyli tobie też?! – z premedytacją odwołuję się do filozoficznych standardów. – Teoria i praktyka mało kiedy w jednym domu mieszkają – podłapuje filozoficzny ton najlepszy. I demonstracyjnie na powrót włącza radio.

Anna Wolańska