Ziemio moja!
Badania CBOS wskazują, iż gospodarowanie stanowi główne źródło dochodu jedynie dla 18% mieszkańców wsi (dane z 2017 r.), zaś wyłącznie lub głównie w rolnictwie indywidualnym pracuje 10,5% („Polska wieś 2016. Raport o stanie wsi”, s. 55). A reszta? Czasem żartobliwie się mówi, że polską wieś utrzymują listonosze przynoszący jej mieszkańcom co miesiąc emerytury i renty. To oczywiste uproszczenie, ale sporo w nim racji: nasze podlaskie, mazowieckie sioła (szczególnie te popegeerowskie, ulokowane szczególnie na wschodzie) starzeją się. Zdecydowana większość ich mieszkańców to jedynie rezydenci. W miejscowym sklepiku (albo niedalekim dyskoncie) kupuje się wszystko, co potrzebne do życia, także mleko, warzywa, owoce. Paradoksalnie niektóre wiejskie gospodynie rezygnują nawet z kawałka przydomowej grządki, bo, jak mówią, „nie opłaci się”. Dziwna logika, ale też pokazująca kierunek zmian.
Fragment dialogu proboszcza niewielkiej parafii naszej diecezji z miejscowym gospodarzem przed parafialnymi dożynkami, jakie odbyły się tam niedawno:
– Może by pan chciał zostać dożynkowym starostą. Posiada pan największe gospodarstwo, pięknie by było… – zaczął miejscowy duszpasterz. – Trzeba by Panu Bogu podziękować za plony, błogosławieństwo, jakim darzy pana i pańską rodzinę.
– Proszę księdza, nie będę się ośmieszał! Niech inni się tym zajmą. Ja nie mam czasu – odparł rozmówca.
Na dożynkach go nie było. Nie dlatego, że – jak mówił – zabrakło czasu. Po prostu nie dostrzegł sensu obecności w takiej uroczystości. Nie było też innych osób. „Tematu nie czują”. Nie mają ziemi albo przekazali ją w dzierżawę. Nie widzą więc potrzeby dziękczynienia za plony, bo z nich nie żyją. Nieczytelne, szczególnie dla młodszego pokolenia, są też obrzędy typu poświęcenie pól. Coraz częściej na majowej procesji w plenerze za księdzem drepce zaledwie kilka osób. ...
Ks. Paweł Siedlanowski