Znaczenie słów przemijające…
Ja przynajmniej taki syndrom u siebie zauważam: otwieram laptopa pełen obaw. Zamach, strzelanina, siekiera, maczeta, ciężarówka, pucz bądź nóż? Dziesięć, pięćdziesiąt czy sto ofiar? Setki albo tysiące rannych? Terrorysta, uchodźca czy - jak to ostatnio jest często przedstawiane - szaleniec?
Poranne pytania pełne obaw, ale, niestety, w pełni uzasadnione smutnymi informacjami dnia poprzedniego.
Z przyczyn zapewne bardzo złożonych doszło do sytuacji, w której gospodarze czują się zagrożeni we własnym domu. Tragiczne zdarzenia w Nicei, Monachium i wielu innych miejscach to zagrożenie mnożą wielokrotnie. Ludzie – po prostu i najzwyczajniej w świecie – boją się o siebie i bliskich. Boją się, bo dostrzegają wyraźnie, że nawet stany wyjątkowe, tysiące policjantów na ulicach i służby pracujące na maksymalnych obrotach nie są w stanie zapewnić spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Nie zmienią tego trwające nawet godzinami minuty ciszy, kilometrowe marsze milczenia czy tysiące kwiatów w miejscach tragedii. Nie pomogą uspokajające wystąpienia możnych tego świata czy genialne stwierdzenia typu: do zamachów musimy po prostu przywyknąć. Łatwo wypowiadać takie „mądrości” z kuloodpornej limuzyny, w otoczeniu setek ochroniarzy.
Tragicznie i krwawe zdarzenia, których negatywnymi bohaterami są często ludzie pochodzenia raczej mało europejskiego, powodują, że zmienia się również znaczenie słów. Gościnność, pomoc, tolerancja… Można wymieniać dalej, ale po co? Mądry to wie, a mądrzy trochę inaczej i tak będą brnąć w bezsensowność swoich wywodów. Prosty przykład: aby wmówić ludziom brak związku pomiędzy zamachami a problemem tzw. uchodźców, podkreśla się bardzo często fakt, że zamachowiec urodził się w Europie. To jednak dowodzi tylko i wyłącznie tego, że ogromna większość przybyszów wcale nie chce asymilacji z kulturą europejską. Jest to zresztą widoczne gołym okiem i każdy, kto klapek na oczach nie posiada, wie to z pewnością. Czy przyjmując do domu gościa i wypowiadając magiczne: „czuj się jak u siebie”, pozwolimy mu zburzyć ściany, powybijać okna i spalić meble? Tak, zdaje się, rozumują niektórzy, chociaż słowo „rozumują” jest tu chyba mocno nie na miejscu.
Wydaje się, że to piękna idea wielu kultur funkcjonujących razem i obok siebie. W praktyce jednak idea całkiem utopijna. Szczególnie utopijna, gdy jedna z tych kultur sama siebie pozbawia fundamentów, odchodzi od dziedzictwa, tradycji i staje się, siłą rzeczy, całkiem bezbronna. W konflikcie świata zasad ze światem, którego zasadą jest brak zasad, ten drugi – prędzej czy później – poniesie porażkę. Niestety, jesteśmy tego świadkami.
Jedna z posłanek uważa, że prawdziwym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Europejczyków są polscy patrioci, a nie „arabskiego pochodzenia” kierowcy ciężarówek. Cóż… kolejki do specjalistycznych przychodni są jednak rzeczywiście spore. Co więcej można stwierdzić po takim wystąpieniu? Budzące się odruchy samoobrony narodów są przecież rzeczą całkiem naturalną. W tym przypadku nawet całkiem usprawiedliwioną. Są konsekwencją bezmyślności i braku wyobraźni polityków, którzy, podejmując decyzje w imieniu milionów, mają jednocześnie te miliony w głębokim poważaniu.
Co znaczy dzisiaj być tolerancyjnym? Trudno odpowiedzieć na to pytanie bez budzenia emocji. Pozwolić się zabić? Wręczać kwiaty w odpowiedzi na gwałt i przemoc? Może to i piękne, ale z roztropnością wspólnego ma raczej niewiele.
Janusz Eleryk