Znaczy się, doświadczony był…
Istotnie, kiedy popatrzymy na życie św. Pawła, widzimy człowieka całkowicie oddanego Chrystusowi. Tak mocno, że w pewnym momencie Apostoł Narodów mógł porwać się nawet na stwierdzenie, które w ustach kogoś innego mogło zakrawać wręcz na bluźnierstwo: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). A wszystko to – przypomnijmy – zaczęło się pewnego dnia pod murami Damaszku. Prześladowca zamienił się w Apostoła. Tak jak gorliwie wcześniej zwalczał Kościół, tak gorliwie zaczął głosić że Jezus żyje i że jest Mesjaszem. Całe jego dotychczasowe życie, wykształcenie, pochodzenie, rzymskie obywatelstwo okazało się przygotowaniem i przydatnym wyposażeniem „warsztatu apostoła”. I zwróćmy uwagę, że owo głoszenie Ewangelii dokonywało się środkami o wiele bardziej ubogimi, niż te, które posiadamy dzisiaj. Tak sobie pomyślałem, czytając relację z Targów Sacroexpo, na których prezentuje się różnego rodzaju „artykuły sakralne”: co z tego, że mamy coraz bardziej doskonałe systemy ogrzewania kościołów, podgrzewane i wygodne klęczniki – skoro te kościoły robią się (może powoli, czasem wręcz niezauważalnie) – puste. Co z tego, że można kupić sobie elektroniczny różaniec, skoro nie ma kto się na nim modlić, albo ta modlitwa jest pusta i płytka… Święci Piotr i Paweł, których czcimy w nadchodzącym tygodniu mieli do dyspozycji swoje ręce, nogi i głos… a jednak zdziałali wiele, bo pozwolili, by porwał ich i kierował nimi Duch Święty. Św. Ignacy Loyola, pisząc nad rzeką Cardoner pierwszą wersję „Ćwiczeń Duchownych”, nie potrzebował podgrzewanego klęcznika czy też „duchowych dopalaczy” – on po prostu wziął na serio to, co mówił do niego Bóg.
I kolejna sprawa – czy Piotr, czy Paweł, czy Ignacy, czy wielu innych znanych i nieznanych świętych spotkało się w swoim życiu z przeciwnościami. Świat nie głaskał ich po główce za to, kim są i jak żyją. Wręcz przeciwnie – byli oni dla świata niewygodni. Byli znakiem sprzeciwu. Ich słowa i zgodny z nimi sposób życia kłuł oczy i niepokoił sumienia. Stąd też przeciwności i prześladowania. Pewnie znamy to uczucie rozgoryczenia – gdy chcemy dobrze, staramy się – a zamiast pochwał spotykają nas kpiny, ktoś rzuca nam kłody pod nogi czy wręcz spotykamy się z agresją. I co? Usiąść? Płakać? Zrezygnować? A może uświadomić sobie to, co św. Paweł zrozumiał doskonale: „Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” (2 Kor 12, 10).
Na koniec pozwolę sobie na mały osobisty wątek. Gdy piszę te słowa, mija dokładnie 13 lat od momentu, w którym wraz z moimi 19 kolegami – diakonami leżeliśmy krzyżem na posadzce siedleckiej katedry i przez posługę śp. biskupa Jana Wiktora Nowaka przyjęliśmy święcenia kapłańskie. Przez te 13 lat różnie układały się nasze losy. Trzech naszych kolegów pracuje poza granicami Polski (w Peru, Niemczech i Szkocji). Jeden, niestety, porzucił kapłaństwo. Pozostali pracują w różnych miejscach diecezji i poza nią. Jutro wieczorem spotkamy się, by dziękować Bogu za nasze kapłaństwo i prosić, by nas wspierał i umacniał. By dawał nam tę gorliwość, odwagę i moc Ducha, której przykładem był św. Paweł. A tak już całkiem prywatnie – ośmielę się z tej okazji prosić o modlitwę w intencji nas – kapłanów diecezji siedleckiej, rocznik 1998….
Ks. Andrzej Adamski