Zostaliśmy oszukani!
Grupa pikietujących pojawiła się przed urzędem miasta ok. 10.00 z transparentami, na których widniały napisy: „Żądamy zapłaty za wykonane prace” oraz „Oszukani podwykonawcy: tak się buduje w Radzyniu Podlaskim”.
Zainteresowali się nimi jedynie dziennikarze, nie doszło do spotkania z włodarzami – burmistrzem Witoldem Kowalczykiem i jego zastępcą Mirosławem Kałuskim. Pikietujący twierdzili, że widzieli, jak wiceburmistrz w pośpiechu opuszcza urząd. Przedsiębiorcy próbowali rozmawiać w obecności mediów z urzędnikami, jednak ci skierowali ich do rzecznika, który tego dnia był nieobecny. Pracownica sekretariatu informowała telefonicznie zwierzchników o sytuacji, jednak dziennikarze nie doczekali się spotkania z żadnym z nich.
Zostali na lodzie
Przypomnijmy: w ramach opróżniania pałacu Potockich miasto postanowiło wyprowadzić stamtąd Miejską Bibliotekę Publiczną. Znaleziono obiekt w pobliżu – budynek po Państwowej Straży Pożarnej przy ul. Armii Krajowej. Jego adaptacja miała kosztować 1,7 mln zł. Opozycja zwracała uwagę na wysoki koszt przeprowadzki. Jednak władze miasta podjęły prace. Jako wykonawcę w konkursie wyłoniono PBH Cezar. Trwające od czerwca 2012 r. prace miały być zakończone do końca lipca 2013 r. Część wynagrodzenia zapłacono w 2012 r. ze względu na dofinansowanie ministra kultury (508 tys. zł). Pozostałe 1,1 mln miało być wypłacone w 2013 r., jednak tak się nie stało, ponieważ prace nie zostały ukończone.
Miasto zerwało umowę z firmą Cezar z powodu niedotrzymywania kolejnych terminów ukończenia prac, a ostatecznie ich przerwania. To postawiło w dramatycznej sytuacji podwykonawców, którzy nie dostali wynagrodzenia za prace wykonane w pierwszym etapie budowy ani zwrotu pieniędzy zainwestowanych w zakup materiałów. Obecnie prace adaptacyjne kończy radzyńskie Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych.
Podwykonawcy z pierwszego etapu budowy zostali na lodzie.
Powinni nas wyrzucić
Podczas styczniowej sesji rady miasta można było usłyszeć z ust wiceburmistrza M. Kałuskiego, że podwykonawcy nie zostali zgłoszeni do generalnego inwestora, czyli urzędu miasta, ponieważ zawarta z firmą Cezar umowa nie przewidywała podwykonawców. I dalej: zabezpieczenie dla nich środków jest niemożliwe, ponieważ jako niezgłoszeni przez wykonawcę nie są stroną w sprawie, nie ma umów, na podstawie których miasto mogłoby z nimi rozmawiać.
– W tym problem, że nikt nas nie poinformował, że nie zostaliśmy zgłoszeni jako podwykonawcy – odpowiada Marcin Wilk, jeden z poszkodowanych przedsiębiorców. – Główny wykonawca – PBH Cezar zapewniał nas, że jesteśmy zgłoszeni. Nie mieliśmy wglądu do dokumentów. Nikt z nas nie podejrzewał też problemów, bo mieliśmy codzienny kontakt z urzędnikami. Jeśli urząd miasta nie wyraził oficjalnie zgody na podwykonawców, nikt z nami nie powinien rozmawiać, powinni nas wyrzucić z urzędu. Obowiązkiem było zgłosić przestępstwo do prokuratury – podkreśla.
Albo to świetni aktorzy…
Przedsiębiorcy twierdzą, iż mają dowody na to, że urzędnicy wiedzieli o ich podwykonawstwie. – Są zapisy w dzienniku budowy, mam pisma kierowane do mnie z urzędu, gdzie jestem nazwany wykonawcą – mówi Włodzimierz Kulenty, prezentując odpowiednie dokumenty, m.in. listę obecności na posiedzeniu rady budowy, gdzie widnieje jego nazwisko i podpis. Inni wspominają o zdjęciach na budowie robionych im przez inspekcję pracy.
– Nie podejrzewaliśmy nieprawidłowości, wcześniej kontaktowaliśmy się z urzędnikami co dzień, dwa. Relacje były bardzo dobre. Rozmawialiśmy, ustalaliśmy, przekazywaliśmy dokumentację. Ponaglali nas, żebyśmy szybciej uporali się z pracami. Teraz okazuje się, że nas nie znają, nie wiedzą o naszym istnieniu! Albo to świetni aktorzy, albo nie mają bladego pojęcia o tym, co robią – uskarża się jeden z przedsiębiorców.
– Dopiero dziewięć miesięcy po skończonych robotach, podpisaniu protokołów odbioru mówią, że nie będą nam wypłacać pieniędzy, bo nas nie znają, nie wiedzą, kim jesteśmy – dodaje W. Kulenty.
Będziemy walczyć
M. Wilk ma umowę opiewającą na 400 tys. zł. – Zaciągnąłem kredyt, by móc wykonać instalację, to generuje mi koszty. Jestem zmuszony sprzedać dom, żeby to spłacić i zacząć życie od nowa – mówi przedsiębiorca. Nie stać go na wniesienie sprawy do sądu, bo musiałby mieć na to ok. 20 tys. zł.
– Jesteśmy tak zdeterminowani, że będziemy walczyć do końca. Będą za to płacić podatnicy – mieszkańcy miasta – za prawników, odsetki, koszty związane z dokumentacją – mówią przedsiębiorcy. I dodają: – Dbając o swoich przed wyborami, burmistrz powinien zadbać o to, żeby się z nami porozumieć, a nie ma takiej woli.
20 maja na stronach urzędu pojawiło się oświadczenie burmistrza W. Kowalczyka, który tłumaczy, że „trudności finansowe, o jakich mówiły osoby pikietujące pod Urzędem Miasta, nie wynikają ze złej woli Miasta Radzyń Podlaski, a z faktu nieuiszczenia tym osobom wynagrodzenia przez P.B.H. „CEZAR” Agnieszka Matuła, będące wykonawcą inwestycji. Osoby nazywające siebie podwykonawcami zawarły umowy z Agnieszką Matułą, a Miasto, w toku realizacji inwestycji, nie miało wiedzy o zawarciu takich umów, ich zakresie, wartości czy okresie obowiązywania… Od dnia podpisania umowy z wykonawcą, w trybie ustawy prawo zamówień publicznych, oczywistym było, że wykonawca nie może zatrudniać podwykonawców dla wykonania umowy – gdyż takie były jasne zapisy umowy”.
W związku z tym „odpowiedzialność za swą trudną sytuację ponoszą same osoby pikietujące oraz wykonawca inwestycji P.B.H. „CEZAR” Agnieszka Matuła”.
Całość dostępna na stronie http://www.radzyn-podl.pl/
Anna Wasak