Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Zwierciadło codziennego życia wsi

Teatr obrzędowy to zwierciadło życia codziennego lokalnej wsi, ziemi ojców - podkreślił podczas przeglądu widowisk obrzędowych członek jury, wicedyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Kultury w Lublinie Józef Obroślak. Na scenie zaprezentowały się cztery zespoły.

Widowiska oceniało jury w składzie trzyosobowym: Józef Obroślak, Iwona Niewczas z WOK z Lublina i Danuta Głouszek ze starostwa powiatowego we Włodawie. Zespół Obrzędowy z Gminnego Ośrodka Kultury w Hańsku przedstawił widowisko „Kusaki”. To zwyczaj obchodzony w ostatnie dni karnawału. tuż przed Środą Popielcową. Autorem scenariusza jest Barbara Puacz-Mazurek. Natomiast zespół folklorystyczny Jutrzenka ze wsi Dołhobrody pokazał widowisko „Czarownycia”. Autorkami scenariusza są: Anna Kazimieruk i Karolina Demianiuk.

Widowisko reżyserowała A. Kazimieruk. W wielopokoleniowym zespole występują też młodzi aktorzy. – Chciałabym zachęcić wszystkie dzieci, by rozwijały swoje pasje. Przedstawienia i wyjazdy dają nam wiele radości i satysfakcji – zapewnia Ania, jedna z młodych aktorek

Widowisko „Darcie pierza” w reżyserii Ewy Kozłowskiej pokazali Seniorzy z Urszulina. – Tworząc scenariusze, opieramy się na dawnych zwyczajach, które pamiętamy – mówią panie z zespołu. – Wiedzę przekazują nam także najstarsze członkienie: Sabina Szczepańska, Janina Chrzaniuk, Maria Kędzierska czy Marianna Choma. W swoim repertuarze mamy przedstawienia wesela, zaduszek czy Wigilii – dodają.

Zespół teatralny Koral z Zespołu Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego z Korolówki zaprezentował „Chrzciny Jagny” w reżyserii Katarzyny Bajdek-Tetiurki i Ewy Krzywani. Młodzież pokazała zwyczaje towarzyszące chrzcinom. Nie zabrakło też rad przekazywanych rodzicom dziecka i życzeń.

Na zakończenie przeglądu zostały wręczone równorzędne nagrody rzeczowe. Jury poinformowało, że nominacje na Międzywojewódzki Sejmik Wiejskich Zespołów Teatralnych odbywający się w Tarnogrodzie zostaną ogłoszone po przeprowadzeniu wszystkich eliminacji powiatowych. J. Obroślak, przekazując kierownikom zespołów i scenarzystom wskazówki i uwagi, zaproponował, aby za rok – w związku z 100 rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości – grupy wprowadziły do widowisk wątki patriotyczne.

Organizatorami przeglądu byli: wójt gminy Hańsk oraz miejscowy GOK, a także starostwo powiatowe we Włodawie.


Bez przeszłości nie ma przyszłości

Rozmowa z Barbarą Puacz-Mazurek z Gminnego Ośrodka Kultury w Hańsku.

 

Jak to się stało, że zainteresowała się Pani obrzędami i zwyczajami ludowymi?

Jako dziecko, kiedy oglądałam film „Chłopi”, byłam zafascynowana strojami, śpiewami i tańcami polskimi. Zaczęłam interesować się obrzędowością ludową, a wiedzę zgłębiałam, m.in. wypytując swoją babcię Wiktorię Smolarczyk. Po maturze moja fascynacja wróciła ze zdwojoną siłą. Spotykałam się ze starszymi osobami, chłonąc ich opowieści o dawnych czasach i oglądając np. studzienne żurawie, drabiniaste wozy. To wszystko napełniało moją wyobraźnię. Potem były studia na Świętokrzyskim Uniwersytecie Ludowym w Łodzi, w Studium Gospodarstwa Domowego, Studium Kultury i Oświaty Dorosłych w Lublinie. Pracę dyplomową pisałam na temat obrzędów i zwyczajów dorocznych w Hańsku. Tematyka ta była mi bliska.

 

Kiedy rozpoczynała Pani pracę w Gminnym Domu Kultury w Hańsku, była już Pani specjalistką w dziedzinie obrzędowości. Jak powstało pierwsze widowisko?

Pracę zawodową w domu kultury rozpoczęłam w 1986 r. Miałam bogaty materiał badawczy. Powstał on m.in. dzięki spotkaniom ze starszymi mieszkańcami, którzy podzieliły się wiedzą o zwyczajach i obrzędach. Rozmawiałam z takimi paniami, jak: Maria Paśkiewicz, Marianna Podgórska, Julia Leśniewska, Leontyna Łobaczuk, Adela Grzeszczuk, Bronisława Polak, Regina Redde. Pierwsze widowisko było zupełnie niezaplanowane. W 1990 r. pojechałam na spotkanie do Chełma, gdzie dowiedziałam się, że pracownicy

Wojewódzkiego Domu Kultury poszukują miejsca, gdzie będą mogły odbywać się przeglądy widowisk obrzędowych. Zaproponowałam naszą placówkę w Hańsku i tak to zaczęło. Przygotowania ruszyły. Uczyliśmy się darcia pierza, poza tym potrzebny był zespół pokoleniowy. W przedsięwzięcie zaangażował się miejscowy zespół śpiewaczy – Kapela Obejściowa, artyści ludowi oraz dzieci z teatru Maluch.

 

Zajmuje się Pani pisaniem scenariuszy do widowisk obrzędowych. Co jest najtrudniejsze w Pani pracy?

Widowisko to nie tylko teksty mówione czy śpiewane, ale także tańce. Z powodzeniem udało się np. odtworzyć taniec – zabawę o nazwie reczka. Pochodzi on ze wschodniej Lubelszczyzny. Powstał do melodii walca, mazura lub oberka. Tańczące pary tworzą w pewnym momencie koło i wykonują różne figury w formie korowodowej. Oczywiście najtrudniejsze są widowiska związane z obrzędami rodzinnymi, np. wesele czy narodziny. Tu nie może być odstępstw od tradycji. Trzeba zachować najdrobniejsze szczegóły obrzędowości. Pomocą służą starsze panie, które – gdy nawet scenariusz jest gotowy – przypominają sobie jakieś szczegóły i wtedy uzupełniam tekst. Za to pewne pole dajemy wyobraźni np. w przedstawieniu swatów. Trochę pofantazjować można też przy sporach o majątek. Dużym wsparciem hańskiego zespołu obrzędowego jest kierownik i reżyser widowisk Halina Radecka. Moim zdaniem to ona ma najtrudniejsze zadanie do wykonania. Niełatwo jest bowiem pokierować grupą ponad 20 osób, z czego połowa to dzieci i młodzież.

Do tej pory powstało18 scenariuszy. Autorami dwóch z nich są Bronisława Polak i Antoni Śledziewski.

 

Młodzi ludzie chętnie uczestniczą w przygotowaniach do wystawienia widowiska obrzędowego?

Dzieciom podoba się taka forma pokazania swoich umiejętności. Co więcej – nasza młodzież jest rozpoznawalna. Od kilkunastu lat np. zespół z Hańska pokazuje „Wilię św. Jana” w lubelskim skansenie. Jedna z dziewcząt z zespołu prowadzi w naszym domu kultury zajęcia z grupami teatralnymi. Inna śpiewa w parafialnej scholi przy kościele, reżyseruje misterium drogi krzyżowej, która przechodzi ulicami miejscowości oraz hański Orszak Trzech Króli.

 

Z których widowisk jest Pani szczególnie dumna?

Na pewno z tych, które zostały uhonorowane nagrodą ministra kultury lub Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Najczęściej wystawiane było „Oborywanie kozy” pokazujące żniwny zwyczaj skupiony wokół ostatniej kępy niezżętego zboża, nazywanej – zależnie od regionu – kozą, brodą, pępkiem czy babą. Zboże to przystrajano polnymi kwiatami i zielem. Towarzyszyła temu modlitwa, a na ziemi hańskiej dodatkowo zwyczaj oborywania kozy lub przeciągania przez kozę gospodarza.

 

Czy ma pani już pomysły na kolejne widowiska?

Na dobre nie zmierzyłam się jeszcze z obrzędami rodzinnymi, np. weselem. Myślę też o zwyczajach pogrzebowych. W wielu nadbużańskich miejscowościach praktykowane były charakterystyczne lamenty. Jednak towarzyszyły one nie tylko wtedy, kiedy ktoś umierał. Były obecne, gdy w rodzinie rodziło się dziecko, córka wychodziła za mąż, ludzi dotykało jakieś nieszczęście – pożar, choroba. Starsze panie pamiętają ten zwyczaj i mogłyby go przypomnieć szerszej publiczności.

Wszystkie obrzędy należałoby zachować. Bez przeszłości nie ma przyszłości. Weźmy kalendarz liturgiczny: kiedyś młodzież musiała zachować ciszę w okresie Wielkiego Postu, a dziś w miastach są organizowane zabawy, dyskoteki. Najstarsze pokolenie, ludzie, którzy jeszcze żyją, są skarbnicą wiedzy. Od nich uczymy się historii. Bez tej wiedzy nie można budować przyszłości.

 

Dziękuję za rozmowę.

Joanna Szubstarska