Zwyciężyłeś, Nazarejczyku!
Ponoć w ostatnich dniach swojego życia gestami (nie mógł już mówić) były szef peerelowskiej policji politycznej prosił o księdza. Żona mu to uniemożliwiła (jak mówiła: zwlekała, a potem nie zdążyła). W maju 2015 r. odszedł na wieczną wartę generał Jaruzelski - pojednany z Bogiem.
Dwa tygodnie przed śmiercią wyspowiadał się, przyjął sakramenty święte. Paradoks historii polega na tym, że tuż przed śmiercią obaj zwrócili się ku Temu, którego za życia z taką zaciekłością zwalczali. Nie oni pierwsi i nie jedyni. O jakości i szczerości nawrócenia zapewne najwięcej ma do powiedzenia Stwórca – my zbyt mali jesteśmy, by to ocenić. Wszak „w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” – mówił Jezus (Łk 15,7). Nie mamy powodów, aby Mu nie wierzyć – choć czasem trudno to po ludzku ogarnąć…
26 czerwca 363 r. w dolinie Maranga (leżącej koło dzisiejszej Samarry) – w dość niejasnych okolicznościach – zginął cesarz Julian. Historycy nadali mu przydomek Apostata, a to ze względu na odstępstwo od chrześcijaństwa, w którym wychował się jako dziecko, i powrót do tradycyjnych rzymskich kultów religijnych. Michel de Montaigne w dziele pt. „Próby” (księga druga, rozdział XIX „O swobodzie sumienia”) tak o nim pisał: „W sprawach religii był na wskroś skażony. Nazywano go Apostatą, ponieważ odstał od naszej wiary: bardziej wszelako prawdopodobne wydaje mi się, iż nie miał jej nigdy w sercu, jeno iż przez posłuszeństwo dla praw maskował się, póki sam nie dostał do rąk władzy. W swojej wierze był tak zabobonny, iż nawet ci współcześni, którzy ją wraz z nim wyznawali, dworowali sobie z niego […]. Miał on podobne widzenie co Markus Brutus, które nawiedziło go pierwszy raz w Galii, później znów w Persji, w chwili zgonu. Owe słowa, które mu przypisują, kiedy się uczuł ugodzonym: „Zwyciężyłeś, Nazarejczyku” lub wedle innych: „Uciesz się, Nazarejczyku”, nie byłyby z pewnością przypomniane, gdyby moi świadkowie byli im dali wiarę: którzy, będąc obecni w obozie, zauważyli wszystko, aż do najmniejszych poruszeń i słów przy jego śmierci” (tłum. Tadeusz Boy-Żeleński).
Nietzsche całe swoje życie wadził się z „Bogiem, który umarł” – a przecież nie walczy się z nicością, pustką, bezsensem, złudzeniem. Nic dziwnego, że finałem jego egzystencji stał się obłęd. Podobnie twierdził Sartre. Ponoć, kiedy złożono jego ciało w grobie, ktoś na tablicy nagrobkowej dopisał ręcznie „Sartre umarł”. Podpisał inskrypcję słowami: Pan Bóg.
Świat zmienia się, faluje niczym sinusoida unoszony pychą tych, którym wydaje się, że o własnych siłach są w stanie ruszyć go z posad i opada pognębiany świadomością nietrwałości wszechrzeczy, przemijaniem, śmiercią, która – jako ta najsprawiedliwsza – zabiera do siebie wszystkich. Bóg jest przedwieczny i nieskończony. Nazarejczyk zwyciężył! To się już dokonało! Jego słowo trwa, a „dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni” (Mt 5,18). Budzący litość byli w swoim zaślepieniu komunistyczni kacykowie, którym wydawało się, że uciszając księdza Popiełuszkę, mordując ks. Zycha czy ks. Suchowolca, rozwiążą „problem”. Naiwni są ludzie, którzy próbują zaklinać rzeczywistość, skazując Boga na banicję na bezludną wyspę. Nawet nie widzą, jak bardzo błądzą. Kiedyś się przekonają, jak bardzo byli śmieszni.
Ks. Paweł Siedlanowski