Życie
Być może pytanie wydawać się będzie Państwu trywialne wobec ogromu podejmowanych w kontekście świąt działań. Można wykorzystać je w kazaniu świątecznym jako doskonały przykład spłaszczenia religijnego wymiaru Świąt Wielkanocnych albo też uśmiechnąć się tylko nad merkantylizacją obchodów pamiątki Zmartwychwstania Jezusa.
A jednak, wbrew instynktowi duszpasterskiemu, wyrwany z poetyckiej zadumy nad Chrystusowym powstaniem z martwych, które sprowadzone zostało do jednego z wielu powrotów w kalejdoskopie przyrody, pytanie to stało się dla mnie początkiem pytań o Zmartwychwstanie.
Panie, dzięki Ci składam za cały ten kram życia
Nie sposób nie dostrzec, żeśmy spoetyzowali całą prawdę o zmartwychwstaniu, żeśmy ją ubrali w tony alegorii, przenośni, porównań, poszukując nie tego, co twarde jak kamień, ale lekkich i miłych przypowiastek o iście reinkarnacyjnej wymowie. Nasza mowa o zmartwychwstaniu koncentruje się najczęściej wokół poprawy życia rozumianej najczęściej jako dojście do jakiejś „poprawności teologiczno-moralnej” z domieszką marzeń o niebiańskiej Arkadii – krainie bez trosk i konieczności pracy, z iście końskim zdrowiem w tle. Co bardziej biegli w poetyckich porównaniach domagają się uduchowienia połączonego z negacją materii. Tak – negacją, bo chociaż jeszcze cokolwiek o niej mówimy, to jednak z rumieńcem wstydu na policzkach duszy. Na wszystko możemy się zgodzić, byle tylko zabrano nasz niezgrabny nos, pokiereszowany los, chorobę czy grzech, który tylko słabością umiemy nazwać. Cóż, przykro to przyznać, ale właśnie to nasze myślenie o zmartwychwstaniu jest doskonałą negacją… życia. Lecz ono nie pozwala o sobie zapomnieć. I może właśnie dlatego pojawia się w formie styropianowego jajka, które i tak wyrzuca się we wtorek po świętach, słusznie uznając je za fałsz i marność. Wbrew naszemu myśleniu życie musi znaleźć swoje miejsce w te święta. Nie jako jakaś siła przenikająca całą rzeczywistość, ale jako nasze własne i jedyne, niepowtarzalne i nie do podrobienia. Zmartwychwstanie to nie ucieczka przed własnym życiem, ale jego totalna afirmacja.
Siedzi na ramieniu gotowa do lotu
Zróbmy stopklatkę. Co właściwie wydarzyło się w noc zmartwychwstania? Czy z grobu powstała jakaś efemeryda, uduchowiony człowiek pozbawiony ciężkawej materii, inny całkowicie od tego, który wisiał na krzyżu i został złożony w grobie? Nie, po tysiąckroć nie. Powstał TEN SAM. Owszem, pokonanie grzechu i śmierci dokonało zmian w Nim (już więcej nie umiera, śmierć nie ma nad Nim swej władzy), ale jednak nie zanegował swego dotychczasowego życia. Zmartwychwstanie nie stało się radykalnym przecięciem tego, co działo się dotychczas, ani też nie stanowiło odwrotności. Nie zanegował swojej tożsamości, bo uczniom mówił: To ja jestem. Rany się nie zasklepiły, bok nie został naprawiony z boską znajomością chirurgii. Nawet po wodzie chodzić nie chciał, tylko czekał, aż łódź podpłynie do brzegu. Nawet nakaz powrotu do początków galilejskich można odczytać jako chęć wskazania, iż to życie, które trwało dotychczas, miało swoją jedyną i niepowtarzalną wartość. On nie uciekał przed sobą, ale siebie ukazał w całej pełni i rozpiętości. Uczniowie tego właśnie się przelękli. Chcieli odnowy Izraela jako krainy mlekiem i miodem płynącej, o której opowieści słyszeli w każdy szabat i w każde święto Paschy. W gruncie rzeczy ich marzenia o odnowionym Izraelu były marzeniami o pozbawieniu ich dotychczasowej egzystencji i przeniesieniu do mitów i legend. Tylko jeden Bóg tego nie chciał.
Zakon Przenajświętszej Subtelności i Wniebowstąpienia
Przepraszam co bardziej rozanielone głowy chrześcijańskie, ale ten cytat wziąłem z Herberta. I nie jest to żadna drwina z chrześcijańskiego myślenia o niebie ani też podważanie dogmatów wiary. Raczej jest to prośba lub żądanie, by w imię prawdy o Zmartwychwstałym nie dokonywać negacji życia. Zresztą ono nie pozwoli sobie na to, by zapomnieć o nim na kanwie poranka wielkanocnego. Wszak toczy się dokoła nas „rumiane jak rzeźnia o poranku”. I przypomina o sobie właśnie styropianowymi jajkami. Gdy odrealniamy naszą egzystencję, szukając poetyzacji w radosnych śpiewach ptasząt oraz świeżości kiełków owsa i rzeżuchy, ono przypomni o sobie dość dokładnie i dosadnie. Być może właśnie dlatego zapominamy dzisiaj o całej chrześcijańskiej nauce o cnotach, zwalczaniu wad, wadzeniu się z własnym istnieniem, akceptacji ograniczoności naszego bytu oraz odpowiedzialności za kształtowanie naszego istnienia, bo chcemy po prostu zapomnieć o naszym własnym życiu. Uciec w nirwanę poetyckiego zmartwychwstania. A tymczasem pierwszą próbą przekonania uczniów o realności zmartwychwstania była prośba o chleb i rybę, o prosty (wręcz prostacki) posiłek. Tak jak żył, tak też zmartwychwstał. Nowość zmartwychwstania nie leżała w inności istnienia, ale w nowych możliwościach kształtowania go. W nowości perspektywy nieograniczonej już domkniętym czasem. W możliwości wiecznego bycia sobą. Bo jeśli potraktować zmartwychwstanie jako ucieczkę przed własną egzystencją, wówczas byłaby to największa marność. W imię własnej przyjemności trzeba by było zanegować siebie.
Napełnia świat, powiększa świat
Wdzięczny byłem za to kolejkowe pytanie o styropianowe jajka. Dorwało mnie życie. Wbrew pozorom to właśnie tutaj doznałem swoistego zmartwychwstania. Przypomniałem sobie, że życie zmienia się, ale się nie kończy. Nawet po zmartwychwstaniu będę tym samym człowiekiem. Ciągłość mego życia nie zostanie przerwana. Dzięki Bogu moje życie pozostanie jedno i to samo. Bo zmartwychwstanie to ciąg dalszy. Wieczny.
Życzę więc Państwu radości własnego życia w te Święta Zmartwychwstania.
Ks. Jacek Świątek