Życie i wiara zapisane w strofach
Teresa Domarecka-Szewczyk mieszka w Rykach i od 40 lat zmaga się z postępującym stwardnieniem rozsianym. Ostatnio porusza się wyłącznie na wózku inwalidzkim, nie mogąc samodzielnie wykonywać codziennych czynności. Ale - jak sama mówi - wszystko można znieść dzięki głębokiej wierze, modlitwie i pomocy życzliwych osób. To właśnie opieka ludzi i niebios pozwoliła jej w pełni poświęcić się poezji, bez której nie wyobraża sobie życia. Dwa tygodnie temu światło dzienne ujrzał najnowszy zbiorowy tomik zawierający również jej wiersze.
Mimo że przez lata pani Teresa napisała dziesiątki rymowanych utworów, początki wcale nie były łatwe. – O poezji myślałam od dzieciństwa. Mijając w drodze do szkoły pola i łąki, widząc ich piękno, marzyłam, by utrwalić je w wierszu. Niestety, nie potrafiłam wtedy rymować, a utworów bez rymów jakoś sobie nie wyobrażałam – mówi T. Domarecka-Szewczyk. Miłość do poezji nie dała jednak o sobie zapomnieć i zaprowadziła panią Teresę na studia polonistyczne. Ale podczas nauki i w następnych latach też nie było czasu na twórczość. – Wyszłam za mąż, wychowywałam dzieci, a wiersze omawiałam tylko na lekcjach z młodzieżą – opowiada pisarka.
Eksplozja talentu przyszła dopiero na emeryturze. – Ogarnęła mnie wręcz pasja rymowania. Patrzyłam na świat i wszystko układało mi się w wiersz – tłumaczy pani Teresa. Ulubionym tematem stała się przyroda. Ale powstawały też inne utwory. To choćby opisy czasów szkolnych i uroczystości rodzinnych. – Pisywałam także wierszowane życzenia przyjaciołom, w których ujmowałam cały przebieg naszej znajomości – wspomina poetka.
Jak zrozumieć?
Wraz z postępującą chorobą początkowo radosne wiersze z czasem ustąpiły miejsca bardziej refleksyjnym. Wtedy coraz częściej w twórczości pani Teresy zaczęły się pojawiać odniesienia do Boga. Ona sama zaczęła zagłębiać się w Pismo Święte, co znalazło odzwierciedlenie w jej twórczości. Nie były to już jednak wiersze, a utwory prozatorskie. Tematy dotyczyły najczęściej miłości, małżeństwa, cierpienia, sensu życia i miłosierdzia. Autorka starała się też odpowiedzieć na pytanie: kim jest dla niej Bóg, jak rozumie własną drogę krzyżową i jakie relacje łączą Stwórcę i człowieka. Spisane rozważania jeszcze nie ujrzały światła dziennego i wciąż czekają na uporządkowanie i publikację.
Pan mym światłem i zbawieniem
– W moich utworach staram się pokazać, że mimo choroby i trudności w wierze i modlitwie można znaleźć odrobinę radości. Bo nawet w najtrudniejszej sytuacji da się zachować równowagę i optymizm – przekonuje poetka. Jako dowód podaje przykład własnego życia. – Podczas choroby zaczęłam inaczej patrzeć na świat. Zrozumiałam, że wszystko można przetrzymać. Dlatego jako motto wybrałam sobie fragment psalmu: „Pan jest moim światłem i zbawieniem moim” – tłumaczy T. Domarecka-Szewczyk.
Dziś poetka już nie pisze. – Stwardnienie tak postępuje, że nie mogę utrzymać w dłoni długopisu – wyznaje kobieta. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsza jest samotność i brak poruszania się. Na szczęście pani Teresa stale może liczyć na odwiedziny syna, opiekunki i wolontariuszek. To inni podnoszą ją z łóżka, pomagają się ubrać i przygotowują posiłki. – Jestem im za to bardzo wdzięczna. Bez nich życie było trudne – przyznaje pisarka.
Tomasz Kępka