Komentarze
Żywi, a już między mity

Żywi, a już między mity

Od roku już bez mała z okładem byliśmy przygotowywani przez media, że nadchodzące dwa lata (2014 i 2015 r.) stanowić będą swoisty maraton wyborczy.

Najbliższa taka „zbitka wyborcza”, przy normalnym biegu wypadków, szykuje się nam dopiero w latach 2030/2031, kiedy to w jednym roku będziemy mieli trzy elekcje i jedną w następnym. Oczywiście coś zawsze może się zdarzyć, ale raczej nie ma co liczyć na jakieś fajerwerki losowe.

Nie dziwota więc, że taki „zbieg planet wyborczych” powoduje, iż nie tyle obywatele, ale raczej polityczni macherzy starają się wykorzystać go do swoich celów. Wygrana bowiem może ustalić trendy rozdziału synekur na najbliższe ładnych parę lat. A jak się okazuje w tej konkurenci wszystkie chwyty stają się coraz bardziej dozwolone. O ile jednak w przypadku politycznych działaczy jakoś można jeszcze próbować uzasadnić ich poczynania (w końcu tonący brzytwy się chwyta), to jednak bliższe zaznajomienie się z tymiż działaniami odsłania niesłychaną pogardę, z jaką traktują oni elektorat. Enigmatyczny termin określający ogół wyborców może cokolwiek zwodzić. Nie można jednak zapomnieć, że grupa ta składa się z ludzkich jednostek, samych w sobie stanowiących świat naznaczony godnością. Tej godności sprzeciwiają się nie tylko akty bezpośredniego gwałtu na ciele czy sumieniu, ale również traktowanie człowieka jak ciemną masę lub mięso armatnie elekcyjnych urn. Powie ktoś, że nic takiego się nie dzieje. Być może wygląda to tak na pierwszy rzut oka. Jednak sam fakt, że w szranki wyborcze stają nie prawnicy czy specjaliści z poszczególnych dziedzin, ale osoby nazywane „celebrytami”, jest jasnym dowodem, że politycy traktują elektorat jak stado napalonych facetów śliniących się na widok odsłoniętego ciała kobiecego w czasie wyborów tej czy tamtej miss. Innymi słowy – odnoszą się do nas, jak do ludzi, którzy nie używają do myślenia głowy, tylko innej części ciała.

Bylebyśmy się wznieśli ponad ludzkie lamenty

Obserwując prezentowane postacie kandydatów do foteli europarlamentu, doszedłem do wniosku, że gdy chodzi o owo gremium, to już nie o jakieś sprawy ekonomiczno – społeczne, ile raczej rzeczywiście o rozgrywanie polityki wewnętrznej i zdobycze materialne. Dlaczego tak sądzę? Zastanawiam się np. nad postacią pewnej artystki, co to znana mi jest z tego, że była żoną pewnego aktora (z którym zresztą się rozeszła), umie tańczyć (a przynajmniej oceniać taniec innych), była aresztowana pod zarzutem korupcji przez „najbardziej znienawidzony medialnie rząd”, a następnie wypuszczona na wolność w blasku fleszy i przy wtórze zawodzących nad jej ciężkim zniewoleniem „autorytetów”. Koniec. Kropka. Szlus. Pytanie za 100 punktów: czy pani ta zna meandry Traktatu Lizbońskiego? Czy wie, co to są rozporządzenia i wytyczne Komisji Europejskiej? Czy potrafi wyliczyć i nazwać frakcje w Parlamencie Europejskim poza tą, w której jej partia nakaże zasiadać? Czy wie, nad jakimi sprawami pracowali dotychczasowi eurodeputowani? Czy potrafi powiedzieć, jak się wysyła petycje i uruchamia wysłuchania publiczne? Jakoś nie jestem pewien, że odpowiedzi na te pytania choć po trosze będą pozytywne. Albo inny przykład: pewna pani dyrektor przybytku Melpomeny i Talii, która zasłynęła dość „oryginalnym” określeniem nowego Następcy św. Piotra, nagle też rusza na podbój parlamentu UE. Czyżby facebookowa tuba była zbyt słaba, by świat usłyszał jej przemyślenia na temat Watykanu? A może wielkopolski teatrzyk okazał się zbyt mały dla przerośniętego ego pani artystki, że poszukuje innych miejsc do wystawiania swoich spektakli nowoczesnych? Albo inny przykład: pewna partia postanawia wystawić w szrankach wyborczych znanego sportowca, co to dobrze piłkę podbija lub kopie. Z jednej strony może to i dobrze, bo spoglądając na otłuszczone fragmenty obecnych naszych eurodeputowanych można przyjąć, że jakiś trening na europejskich salonach się przyda. Ale cóż takiego potrafi ów człowiek wnieść do walki o pakiet klimatyczny czy wydobycie gazu łupkowego w Polsce, nie mówiąc już o problemie polskich portów i rybołówstwa, o handlu z Rosją nie wspominając. Przykłady można mnożyć.

Z wynajętych cokołów w gwarze głupim i próżnym

Niestety, mam wrażenie, że wszystkimi wspomnianymi wcześniej sprawami owe „gwiazdy sezonu” zajmować się nie będą. A czym więc parać się będą pomiędzy jedną a drugą wypłatą diet deputowanych? Otóż pozostanie im tylko ideologia. Mając w pamięci słowa, jakimi Polaków uraczyła całkiem niedawno Meryl Streep, należy przyjąć, że będą lecieć na lep wszystkiego, co zostanie okrzyknięte nowoczesnym i trendy. Bo nawet i w tej dziedzinie będą dyletantami, jak zresztą większość ich „pobratymców z ław parlamentarnych”. Pozwoli to doskonale rozgrywać ich w przepychankach ideologicznych, przy czym za argumenty wystarczy rozwinięty czerwony dywan i wywiadzik w jakieś telewizji. Problem w tym, że nie do końca wiem, na co liczą wszyscy, którzy popierają lub popierać będą przy urnach owych namaszczonych? Być może tylko na to, by samemu znaleźć się w gronie „światowych i nowoczesnych”, by nie zostać posądzonym o zaściankowość czy ciemnogrodztwo, a może tylko wyrażają swój akces z czystej przekory. No cóż, logiki w tym większej nie ma. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy warto narażać nasz kraj na prawdopodobny zalew pseudopostępowej miazgi lewackiej, niszczącej z natury to wszystko, co polski naród wypracował w toku swoich dziejów? I co właściwie zyskamy w wyniku tej lekcji? Obraz gwiazd sportu, ekranu i estrady, występujących na deskach naszego rodzimego sejmu, mogliśmy już obserwować. Nie przyniosło to nic dobrego, wręcz przeciwnie. Co najwyżej, dzięki koteriom i kolesiom może coś jeszcze udało się im załatwić dla lokalnej społeczności, lecz w większości zainteresowani byli (poza nielicznymi wyjątkami) inkasowaniem diet i spokojnym życiem przez klika lat z możliwością ustawienia się na jakiś czas potem. Niestety, w parlamencie UE pozostanie im tylko to ostatnie. Dlatego niech mementem dla nas, elektorów, będą słowa Jacka Kaczmarskiego: „Może być, że niedługo, po śmierci – za chwilę/ Kiedy tam znowu zmieni się władza/ Do wolnego już kraju (za ile? na ile?)/ Naszych zwłok nikt nie będzie sprowadzał/ Nawet to nas nie wzrusza, myśmy dawno wybrali/ Sen o wierzbie płaczącej sczezł/ W testamentach, przy winie, krewni będą czytali:/ Chciałbym spocząć na Pére Lachaise…”.

Ks. Jacek Świątek