Żywią i bronią
Wspomniana wyżej bawiła się wtedy nadzwyczaj dobrze i zaśmiewała do łez z chłopskiego zacietrzewienia. Z rozbrajającą szczerością deklarowała, że rozumie ciężką pracę rolnika, a mówiąc o tym spaniu, chciała tylko sprowokować.
Przypomniała mi się ta sytuacja na okoliczność licznie obchodzonych i kończących się już uroczystości dożynkowych. Do dziś mają one w sobie coś z chłopskiego majestatu, wiekowej tradycji i poszanowania wartości. Szanując opinię i postawę ludzi, którzy doceniają pracę rolnika, nie mogę jakoś uwolnić się od przekonania, że tak naprawdę tylko ten może ją do końca zrozumieć, kto sam spędził czas na polu. I to nie w ramach wakacyjnego wyjazdu do rodziny czy modnych obecnie pobytów w gospodarstwie agroturystycznym, ale przy codziennej, ciężkiej, brudnej i męczącej pracy. O zapachu niesionego przez starostów dożynek bochna chleba może powiedzieć tylko człowiek, który siał ziarno, pochylał się nad kłosami zbóż, rozgniatał je w dłoniach, z troską patrzył w niebo w przewidywaniu pogody.
Wrzesień to też zaduma nad grobami. Nie ta, listopadowa, która przywołuje najbliższych, ale taka z podtekstem patriotycznym. Miłość do ziemi to jedna z najtrudniejszych miłości. Zarówno ta miłość do pola, do łanów zbóż i rzędów kartoflisk, jak i ta do terytorium zajmowanego przez kraj. Do swojej małej ojczyzny: wsi, miasta, regionu. Jedna i druga muszą być pozbawione egoizmu, mieć świadomość wyrzeczeń i zwykłej niewdzięczności. Świadomość nieprzewidywalności i nagłych zmian sytuacji.
Z czasów dzieciństwa (może niezbyt bogatego w sensie materialnym, ale szczęśliwego) przywołuję dwa obrazy. Pierwszy, letni, to stojąca na progu domu niedołężna już fizycznie babcia, błogosławiąca nas, idących w pole, znakiem krzyża i słowami „Boże, z Twoich rąk żyjemy, choć naszymi pracujemy. My Ci dajem trud i poty, Ty nam daj urodzaj złoty”. „Trud i poty” dawaliśmy zawsze, z urodzajem różnie bywało.
Drugi obraz – to zimowe „nocne Polaków rozmowy”. To głos dochodzący z postawionej przy piecu ławki, opowiadający o leżących na wiejskim cmentarzu 240 żołnierzach 1 Dywizji Piechoty Legionów, którzy wpadli w zasadzkę. O „Smukłym”, „Orle”, ucieczkach do lasu, łapankach, rozstrzelaniach za wsią i wywózkach na przymusowe roboty i w kazamaty. O butnych enkawudzistach i pokornych, prostych ludziach. Pełnych odwagi, honoru i niezłomności. Pełnych wewnętrznej siły. Niektórzy mówią, że nie ma co wracać do minionego, że trzeba patrzeć w przyszłość, racjonalnie kalkulować, a nie potrząsać szabelką. Nie dokarmiać mitów.
A jednak chciałoby się, nie tylko z okazji dożynek czy rocznicowych uroczystości, pamiętać, że „chłop potęgą jest i basta”, że „żywią i bronią””, że strzegą honoru i granic. Chciałoby się wierzyć w prawdę i siłę moralną narodu. Chciałoby się…
Anna Wolańska