Komentarze
Źródło: DREAMSTIME
Źródło: DREAMSTIME

Oskarżone słowo

Trudno w dzisiejszych czasach prowadzić jakąkolwiek dyskusję. Nie dlatego, że mało jest osób zdolnych do debaty, ile raczej dlatego, że każde wypowiedziane przez nas w sporze słowo może stanowić potencjalny materiał dowodowy w oskarżeniu o sianie nienawiści.

Modnym dzisiaj staje się powtarzanie oskarżeń o tzw. mowę nienawiści, najczęściej w przypadku, gdy nie posiadamy już żadnych argumentów, aby obronić swoją rację. Wówczas każdy wybieg, każdy chwyt erystyczny jest stosowany, aby pognębić przeciwnika i zamknąć mu usta. Wielu już na to wskazywało, i potwierdza to historia, że spór jest wpisany w istotę cywilizacji łacińskiej. Debata bowiem zrodziła europejską umysłowość i od czasów Sokratesa stanowi jej rdzeń. Największym przeciwnikiem dyskusji nie jest najeżenie wypowiedzi różnymi argumentami czy ferwor polemiki, ale chęć cenzurowania wypowiedzi i niedopuszczanie do wyłożenia racji. Oskarżanie o „mowę nienawiści” jest takim właśnie zabiegiem. I nie mówimy o czymś, co dopiero jest naszą przyszłością, ale o fakcie. Penalizacja „mowy nienawiści” ma swoje miejsce w ustawodawstwie wielu krajów europejskich i nie tylko, ma również swoje odniesienia w polskim kodeksie karnym, jak i w dyrektywach Unii Europejskiej. Oskarżenie zielonoświątkowego pastora w Szwecji, który w kazaniu przypomniał naukę Pisma św. na temat homoseksualizmu, mogło mieć miejsce, ponieważ jego adwersarze powołali się właśnie na paragraf mówiący o „mowie nienawiści”.

Podżeganie do nienawiści czy „mowa nienawiści”?

Problem jest o tyle złożony, że nie ma żadnej dostatecznie jasnej definicji owej „mowy nienawiści”. W literaturze przedmiotu znaleźć można tylko przybliżone określenia, pod które da się podciągnąć wszystko. Opublikowany w Polsce „Raport o mowie nienawiści” definiuje ją jako „wypowiedzi i wizerunki lżące, wyszydzające i poniżające grupy i jednostki z powodów całkowicie lub po części od nich niezależnych, takich jak cechy rasowe i etniczne, płeć, preferencje seksualne czy kalectwo, a także przynależność do innych naturalnych grup społecznych.” Za tą definicją podąża również polski parlament, więc wydaje się, że można ją uznać za wystarczającą.

Powyższa definicja jest cokolwiek jednak frapująca. Otóż mamy w niej do czynienia z trzema czynnikami, które muszą wystąpić, aby uznać wypowiedź za „mowę nienawiści”: poniżanie, jednostkę lub grupę poniżaną oraz cechy, które stanowią podstawę poniżania, a które są niezależne przynajmniej w części od wolnej woli osoby poniżanej. Załóżmy pewien przypadek: otóż mamy psychopatycznego mordercę – kanibala, chociażby Hannibala Lectera. Czy można bez skrupułów nazwać go mordercą? Przecież słowo „morderca” ma wydźwięk pejoratywny, a więc poniżający (stanowi wszak jakieś piętno). A jeśli jest on psychopatycznym kanibalem, to ta jego cecha nie jest w pełni zależna od jego woli. Więc nazwanie go mordercą spełnia wymogi „mowy nienawiści”. I chociaż realnie jest on zabójcą (i smakoszem) wielu ludzi, to jednak nie można nazwać go tak, ponieważ definicja „mowy nienawiści” jest jasna.

Inna wypowiedź. Całkiem niedawno pewien polski polityk nazwał prezydenta Lecha Kaczyńskiego „kurduplem”. Niski wzrost jest niezależny od naszej woli. A samo wyrażenie „kurdupel” nie jest używane na salonach, ponieważ zawsze ma charakter pejoratywny. Znamiona więc „mowy nienawiści” zostały wyczerpane. A jednak sąd nie dopatrzył się tutaj żadnych znamion przestępstwa. Czy dlatego, że mamy do czynienia z prezydentem wywodzącym się z partii prawicowej? Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że mówienie o „mowie nienawiści” jest domeną ludzi o poglądach raczej lewicowych. I co ciekawsze, żadna prokuratura nie zajmuje się internetowymi postami, które nawołują do zabijania kleru, natomiast wypowiedź w Radiu Maryja na temat ogolenia poniektórych głów natychmiast znalazł oddźwięk w dochodzeniówce.

Staranne czytanie

Problem bowiem jest gdzie indziej. Otóż sam termin „mowa nienawiści” został wprowadzony do języka prawnego przez sędziego Sądu Najwyższego USA Franka Murphy’ego, pełniącego tę funkcję w latach 1940-1949. Ciekawostką jest to, że w ocenie historyków sam Murphy nie jest zbyt miło wspominany. Zarzuca mu się, że nie posiadał ani wiedzy, ani praktyki prawnej. Bardziej przedkładał serce nad rozum, użyteczność wyroków nad logiczne rozumowanie, a także skłonności wielce socjalistyczne. Nazywany jest również „charyzmatycznym obrońcą Afroamerykanów, imigrantów, kryminalistów, inaczej myślących, Świadków Jehowy, Indian, kobiet, robotników i innych outsiderów”.

Przyznam się, że zestaw jest całkiem ciekawy. Mamy więc do czynienia nie tyle z mniejszościami (za takich nie można uznać wszak kobiet czy robotników, oni stanowią większość), ile raczej z grupami uznawanymi za uciskane. Na jakiej podstawie? Otóż jak się wydaje na zasadzie dowolności ideologicznej. Ponadto Murphy wprowadził zasadę „dwóch warstw” głoszącą, iż każda wypowiedź może mieć dwojakie znaczenie i dlatego należy poszukać jej głębszego znaczenia. Innymi słowy prokuratura ścigająca danego człowieka za jego wypowiedź powinna zbadać, czy tylko krytycznie odnosił się do tez innego człowieka, czy też chciał wywrzeć presję w celu wyrządzenia mu krzywdy. A to oznacza jakieś gierki psychologiczne z rodzaju: „czy pan chciał to powiedzieć, czy też co innego miał pan na myśli, gdy pan to wypowiadał?”. Bzdura kompletna. W ten sposób można łatwo zniszczyć każdą debatę. Naczelną zasadą dyskutowania będzie wówczas dobre samopoczucie adwersarzy, a nie dążenie do odkrycia prawdy. Podstawą dyskusji bowiem jest z założenia stwierdzenie: „nie zgadzam się z głoszonym przez ciebie poglądem, ponieważ…” i tu następuje argumentacja. A to zakłada negację (przynajmniej częściową) twierdzeń oponenta, co zapewne nie daje nikomu dobrego samopoczucia.

Herbertowska przepowiednia

W swoim wierszu „Przesłuchanie anioła” Zbigniew Herbert ukazuje dzieło finalne speców od naprawiania kręgosłupa: „po kilku nocach dzieło jest skończone, skórzane gardło anioła pełne jest lepkiej ugody. Jakże piękna jest chwila, gdy pada na kolana. Wcielony w winę, nasycony treścią”. Treścią poprawnych ideologicznie tez, gdzie prawda nie ma żadnego znaczenia. „Mowa nienawiści” to jedynie wykręt, gdy nie możemy już przemóc prawdy.

Ks. Jacek Świątek