O druidach i świętych gajach Światowida
W uzasadnieniu decyzji znalazł się m.in. zapis, iż „druidyzm to spójny i poważny system wierzeń, który oferuje korzystną strukturę etyczną”, jak też to, że „praca, jaką Druid Network wkłada w promocję druidyzmu, leży w interesie społecznym”.
Nie wiem, na czym polega ów interes społeczny, faktem jednak jest, że „zapomniano” zauważyć, iż w przeszłości ważną część kultu druidzkiego stanowiły rytualne mordy. Niewolników wyznawców kultu palono w trakcie obrządku pogrzebowego ich panów. Jednym z elementów rytuału Bełtane, poświęconego urodzajności, było budowanie z suchych gałęzi wierzby i słomy wielkiej kukły Wickermana (wiklinowego pana) i umieszczanie w jego środku ofiary ludzkiej. Rytuał dopełniał się, gdy całość ulegała spaleniu. Także Tacyt wspomina w swoich pismach o zalanych krwią ołtarzach druidów na wyspie Anglesey. W zależności od bóstwa stosowano różne praktyki składania ofiar: Taranis wymagał samospalenia, dla Teutatesa topiono ludzi, natomiast Enus rządał wieszania…
A jeszcze ciekawsze jest to, że wszystko dokonuje się w kraju, w którym ustawowo katolicy mają po dziś dzień w niektórych aspektach życia mniejsze prawa niż protestanci, gdzie chrześcijaństwo (ale już nie islam) ukazuje się jako zagrożenie cywilizacyjne i gdzie sporą popularność zdobył prof. Dawkins pogardliwie określający Pana Boga „urojeniem”.
Skąd ta refleksja? Ano próbuję zestawiać wyżej opisaną sytuację z polskim antyklerykalizmem, czy szerzej: antychrześcijaństwem, o których znów ostatnio głośno, z żądaniami ostatecznego rozprawienia się z Kościołem. To tylko pozornie dwa odległe problemy. Nasz rodzimy antyklerykalizm ma to do siebie, że przychodzi falami. Fale nakładają się, raz są głośniejsze, innym razem cichsze, omiatają nowy kawałek przestrzeni. Ciągle jest to jednak ten sam bębenek, tylko werbliści się zmieniają.
Zastanawiam się nieraz, o czym śnią nasi rodzimi antyklerykałowie? O czym marzy pani Środa, panowie Napieralski, Kutz, Wojewódzki, Palikot? Jaki kształt przybiera owa „nowa szczęśliwość” w ich marzeniach? Jaki będzie – w ich wizji – świat bez kościołów, znienawidzonych „watykańczyków”, bez przykazań, „biskupów-pasibrzuchów” (cytat z Palikota), zabobonu i ciemnoty, gdzie nie będą już razić rzekome bogactwa Kościoła, nie będą już potrzebne rodziny, ponieważ otworzy się fabryki dzieci z probówek, Polska, gdzie wszystkim będzie wolno robić wszystko?
Rewolucja francuska jakoś sobie z tym radziła. Pijani rewolucjoniści, poprzebierani w ornaty, depcząc Najświętszy Sakrament, na ołtarzach profanowanych kościołów sadzali prostytutki. To była ich koncepcja i symbol nowego ładu. Twórcy dwudziestowiecznych totalitaryzmów zabsolutyzowali siłę, stworzyli nową obrzędowość, do rangi religii wynosząc ideologię. Anglicy przywrócili do życia druidów, Skandynawowie na nowo kłaniają się Thorowi, do łask powraca Gaja, bogini Matka Ziemia. Spory kawałek Europy gardzi Chrystusem, ale zarazem uwielbia nurzać się w pogaństwie, tańczyć wokół świętych kamieni, wynosić do rangi bóstw celebrytów. Ważne, by grała muzyka. A że statek (cywilizacja europejska) tonie?.. Drobiazg.
Jaki pomysł na zapełnienie pustki mają nasi rodzimi piewcy nowego ładu? Może warto sięgnąć po Światowida? Posadzić święte gaje – to świetnie będzie się komponowało z postulatami ekologów! A może założyć Stowarzyszenie Miłośników Wróżek, Wodników i Rusałek? „Strukturę etyczną” się dopisze…
Tylko co z nas wtedy zostanie? Gdzie odnajdziemy sens, kierunek? Co wtedy pozostanie z człowieka, jego marzeń?
Może czas skończyć pląsy i się wreszcie obudzić.
Ks. Paweł Siedlanowski