W kim diabeł pokłada nadzieję
Przeciwieństwem głupoty nie są bowiem same tylko intelektualne zasoby informacyjne, ile raczej mądrość pozwalająca w galimatiasie nacierających newsów trzymać się prawdy. Jak głosi bowiem przysłowie – głupota ma skrzydła orła i oczy ćmy. Leci bowiem szybko, ale nie zauważa realnego niebezpieczeństwa i ginie w płomieniu świecy, która swym blaskiem ją pociąga i zachwyca. Poetycko nawet to pięknie brzmi, ale w dziedzinie normalnego życia niesie ze sobą tragedię nie tylko jednostek, ale i całych społeczeństw. Ślepa na prawdę głupota, uzbrojona nawet w uniwersyteckie szlify, potrafi wyrządzać niepowetowane szkody. A cóż dopiero, gdy zbierze się cała armia zaślepionych głupców?
Nawet wszechświat jest mniej nieskończony
Ten śródtytuł jest zamierzony. Oczywiście, można poddać go logicznemu tłumaczeniu i od razu dostrzec tkwiącą w nim sprzeczność. Ale przyznaję rację Einsteinowi, który uważał, iż nieskończoność wszechświata jest mniej udowodniona niż nieskończoność głupoty. Owa nieskończoność powoduje, że ma się ona całkiem dobrze w ludzkich społecznościach. Co więcej, zdanie Napoleona, iż w polityce głupota nie stanowi przeszkody, zdaje się dzisiaj święcić triumfy. Doskonałym przykładem jest chociażby ostatnie zamieszanie związane z forsowaniem przez rządzących legalizacji tzw. związków partnerskich oraz próba wprowadzenia na fotel wicemarszałka sejmu osoby legitymującej się dowodem osobistym na nazwisko Anna Grodzka. W ferworze dyskusji zasypywani byliśmy argumentami natury etycznej, estetycznej, a nawet ekonomicznej do tego stopnia, że daliśmy się ponieść fali istnej głupoty. Dlaczegóż? Otóż wystarczy tylko zastanowić się nad samym pojęciem związku nieformalnego. Zwolennicy jego „legalizacji” (co samo w sobie jest już dziwaczne, gdyż nie przypominam sobie, aby w naszym prawodawstwie były jakieś karne paragrafy dla ludzi żyjących ze sobą bez ślubu) twierdzą, iż chodzi o ułatwienie życia ludziom, którzy świadomie wybierają taki sposób życia. Dlatego chcą jakiejś formy instytucjonalizacji ich sposobu życia. Ale właśnie tego chcą uniknąć żyjący na tzw. kartę rowerową. Związek nieformalny jest z natury swojej niepoddany zabiegom instytucjonalizacji. Gdy staną przed urzędnikiem USC i wyrażą wolę, wówczas stają się związkiem formalnym, jakby pół-małżeństwem, czyli tracą ową „nieformalność”. Owszem, nieformalny związek niesie ze sobą pewne niedogodności, ale w końcu człowiek jest (nadal tak mi się wydaje) istotą rozumną, więc wybierając jakąś drogę, dokonuje również wyboru jej konsekwencji. Człowiek wkładający rękę do ognia nie może żądać od innych współplemieńców, aby sprawili, że się nie poparzy. Widać więc jasno, że w całej tej sprawie nie chodzi o pomoc ludziom, ale raczej o ich osłabienie. Brak, a właściwie chęć ominięcia konsekwencji w postępowaniu powoduje, że stajemy się społeczeństwem ludzi bez silnej woli, wydanymi na powiewy emocji i zachcianek. A naczelną przesłanką staje się chęć osłabienia instytucji małżeństwa, co w konsekwencji prowadzi do osłabienia wychowania młodego pokolenia. Dla polityków to jest dobre, gdyż tworzy zastępy nowych klientów przywiązanych do nich jak rzep do psiego ogona, ale nie dla społeczności. Podobnie sprawa ma się z fotelem wicemarszałka sejmu.
Stado gęsi
Agatha Christie twierdziła, że gdyby wszystkim głupcom nakazać nosić białe czapki, wówczas ludzkość z lotu ptaka wyglądałaby jak stado gęsi. Śledząc medialną przepychankę związaną z obsadą jednego z głównych stanowisk w naszym parlamencie, zauważyć można całkowite milczenie wokół samego pojęcia transpłciowości, czyli istoty zmiany płci. Otóż za naczelną przesłankę do dokonania czynności, w dawniejszych czasach nazywanej kastracją, uznaje się fakt, że dany człowiek nie może odnaleźć się w swoim życiu, gdyż nie akceptuje swojej płciowości (nieważne, czy męskiej, czy żeńskiej). A dlaczegóż nie pójść dalej i nie podjąć się akceptacji np. transgatunkowości? Bo może ktoś „poczuje się” źle jako człowiek i zażąda przekształcenia go w muszkę owocówkę albo konika morskiego. Tymczasem owe działania uderzają w samą istotę człowieczeństwa. Rodząc się, człowiek nie pojawia się bowiem od razu jako w pełni ukształtowany, ale domaga się rozwoju swoich ludzkich cech. Celem życia człowieka jest właśnie ich jak najdoskonalsze wykształcenie. Kreatywność ludzka przede wszystkim musi ujawniać się w tym zakresie. Transseksualizm jednak na miejsce kreatywności pragnie wprowadzić kreacjonizm, kształtujący dowolnie człowieka. Wszystko, nawet samo człowieczeństwo może podlegać zmianie. Nie ma nic trwałego w człowieczeństwie, ale wszystko jest dowolnym projektem, zależnym od doraźnej zachcianki czy ideologicznego nastawienia. Co więcej, kształtowanie człowieczeństwa wymaga od jednostki ludzkiej ogromnego wysiłku, zaś poddanie się zachciance trwa tak krótko, jak użycie skalpela. I właściwie nic nie zmienia. Nieżyjący Michael Jackson, mimo swojej manii do wybielania wszystkiego, przekazał w genach swoim dzieciom kolor pigmentu skóry. I tylko dzięki temu, że ich matki miały białą skórę, potomstwo Jacksona nie jest całkowicie czarne. Podobnie rzecz ma się z genami transseksualistów. Zmianie podlegać mogą tylko trzeciorzędne cechy płciowe. Pierwszorzędne, a więc zasadnicze, pozostają bez zmian. Czy więc można już „czuć się dobrze”? Widocznie czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal…
Głupota jest zawsze wystarczająca
Sławomir Mrożek ma tutaj rację. Obrońcy głupoty w sferze społecznej zawsze są przekonani o swojej misji i dogłębnym poznaniu oraz mądrości. Dlatego nie zostawiają miejsca na dyskusję. Podpisany przez kilkudziesięciu naukowców list przeciwko poseł Pawłowicz zawiera m.in. żądanie relegowania jej z uczelni, w której wykłada. Bez dyskusji i debaty. A stada internetowych pożytecznych idiotów bez zastanowienia przyklaskują temu pomysłowi. Bez zastanowienia i bez myślenia. W raju diabeł musiał się nieźle napracować, aby skusić ciekawość pramatki Ewy. Dzisiaj tego już czynić nie musi. Bo jak mawiał Zbigniew Weydykei: „Głupota to brzmi tłumnie”.
Ks. Jacek Świątek