Misjonarze w potrzebie
Do boliwijskiego Bulo Bulo ks. Tomasz przyjechał dokładnie 14 października 2012 r. Zanim stanął na ziemi dawnego kraju Inków, przygotowywał się do posługi przez rok w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, uczył się języka hiszpańskiego, słuchał wykładów z misjologii, z medycyny tropikalnej, czytał dużo książek o tematyce misyjnej, rozmawiał z misjonarzami. Wydawało mu się, że o swojej pracy i Boliwii wie prawie wszystko. Tymczasem Bulo Bulo kompletnie go zaskoczyło.
Inny świat
– W dniu mojego wylotu do Boliwii dowiedziałem się, że miejsce, w którym będę pracował, nie ma adresu. Nie ma nazwy ulicy, numeru domu, kodu pocztowego. Po prostu Bulo Bulo. Najbliższa poczta jest oddalona o 130 km, a mój adres do korespondencji brzmi: Montero 24, Bolivia – tylko tyle. Byłem zdziwiony. Tym bardziej, że nie jest to zwykła mieścina, ale miejscowość, gdzie mieszka ponad siedem tysięcy ludzi – mówi ks. Tomasz.
Tymczasem wszystkie ulice w Bulo Bulo przypominają polne drogi. Nie ma asfaltu, tylko piach i kamienie, które w porze deszczowej zamieniają się w wielkie błoto. Każdego dnia uczniowie muszą pokonać nie tylko sporą odległość do szkoły, ale także kałuże, błoto, a w porze suchej tumany kurzu. ...
MD