Pazurami do przodu
– Tu ziemia, tu ziemia – macham mu widelcem przed nosem, ale chyba nawet perspektywa wykłucia oczu wcale go nie przeraża. Widzę, że nie przelewki, więc zmieniam taktykę i z całą powagą próbuję dociec przyczyn męskiej melancholii. Osiągam tyle, że chłop ręką na kolacyjny talerz pokazuje i dalej nic.
– Wędlina – zgaduję – niedobra? W żołądku ci się – dociekam – do góry nogami przewraca?
I deklaruję, że nie będę już od tej handlarki na rynku żadnej szynki wędzonej ani niczego podobnego kupowała. Ale na to stwierdzenie najlepszy jakby się ożywia i przekonuje mnie, żeby nie tylko kobiety od szynki i innych wędzonek nie zdradzać, ale wręcz zacieśnić z nią wędliniarskie kontakty. Bo to już niedługo.
– Koniec świata? – pytam. – Znowu?
– Prawie – odpowiada najlepszy i dalej mnie uświadamiać, że taką wędzonkę to już raczej tylko do września będziemy mogli jeść, czyli następne Boże Narodzenie bez niej pewnie przeminie. Jak nowe przepisy – unijne – w życie wejdą, to dla naszego dobra, dla zdrowia naszego wędzić drewnem zakażą. Bo w takim dymie drzewnym to za dużo jakiegoś benzoapirenu, substancji smolistej, która nam zaszkodzi. I w związku z tym zamiast wędzić, będzie się mniej szkodliwym tzw. preparatem dymu wędzarniczego, czyli chemicznym wyciągiem aromatów drewna te wędliny malować, żeby jak wędzone wyglądały. Erzac czyli ma być.
– Bój się Boga – mówię do najlepszego, a rękę mu do czoła przykładam, czy za gorące nie jest. Ale się człowiek zapiera, że prawdę mówi i stąd smutek jego. Dodaje jeszcze, że to już dawno postanowione, tyle że nadzieja była, że nasza eurokracja może jeszcze co w sprawie wędzarniczej w tej Brukseli odmieni. Jednak wygląda teraz, że chyba niekoniecznie. Zgodzili się i tyle. A na przykład Szwedzi, mówi, to się zaparli i ich produkty mogą mieć więcej tej smoły czy tam czego takiego.
No to już takie zachowanie naszych wybrańców narodu całkiem na nerwy mnie poszło i w tych nerwach przypomniałam sobie, że przecież Portugalia przekonała Unię, że marchew to owoc, Francuzi, że ślimak rybą jest, a Brytyjczycy to nawet rabat, czyli opust we wpłacaniu do unijnej kasy przeforsowali. To może i nasi niechby pokazali, że Polak też potrafi i spróbowali wykazać nie tylko smakową, ale również zdrowotną wyższość szynki czy kiełbasy wędzonej nad tą upapraną dymopodobnym świństwem. Bo inaczej to już spiskową teorią zalatuje – czy aby na pewno o ochronę naszego zdrowia tu idzie? Czy równiutkie banany albo ogórki na bank są smaczniejsze i zdrowsze? Albo trzymane w klatkach pazurami do przodu kury znoszą lepsze jajka niż te biegające po dworze? A może w wypalanych papierosach jest mniej substancji smolistych niż w wędzarkowym dymie? I zażywanie narkotyków – choćby tylko „miękkich” – żadnego negatywnego wpływu na ludzkie zdrowie nie ma?
Chyba ten dym z wędzarki to ostrość widzenia niektórym ludziom przesłania.
Anna Wolańska