Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Cichy anioł stróż

W gronie bł. Sióstr Męczennic z Nowogródka były dwie zakonnice pochodzące z diecezji siedleckiej. W rysie biograficznym s. Danieli i s. Felicyty można znaleźć wiele podobieństw.

11 nazaretanek, które zginęły 1 sierpnia 1943 r z rąk niemieckich żołnierzy, tworzyło niesamowitą wspólnotę i trudno jest wyszczególniać którąś z sióstr. Razem żyły, posługiwały bliźnim i modliły się. Połączyło je zgromadzenie i nazaretańska reguła. W pamięci mieszkańców Nowogródka utrwalił się szczególnie jeden obraz. Zapamiętano je, jak każdego dnia wspólnie podążały w kierunku fary. Najpierw w grupie, a potem, gdy wchodziły już na wąską i stromą ścieżkę, wędrowały jedna za drugą. Podobnie szły na śmierć. Wszystkie w czarnych habitach i szerokich białych kryzach, z powiewającymi na wietrze welonami.

Ciche i łagodne

Wśród nich była s. Daniela Jóźwik z Poizdowa i s. Felicyta Borowik z Rudna. Pochodziły z rodzin rolniczych. Nie otrzymały wykształcenia. Pomagały w gospodarstwie i na roli. Pierwsza wstąpiła do zgromadzenia w wieku 25, druga 27 lat. Obie były siostrami tzw. drugiego chóru (niewykształcone, pracujące fizycznie). We wspomnieniach określano je jako pracowite, delikatne, ciche, łagodne i gorliwe w wierze. Na pewno nie spodziewały się, że zakończą życie w tak tragiczny sposób. S. Felicyta nawet nie zdążyła złożyć wieczystych ślubów. Zakonne imiona w niesamowity sposób oddawały ich osobowość i charakter. Obie na zawsze pozostały tam, gdzie służyły i oddały życie.

Urwana korespondencja

– S. Daniela była rodzoną siostrą mojej babci. Kiedy wstąpiła do zgromadzenia, utrzymywała z nami listowny kontakt. Pamiętam, że moja mama często do niej pisała. Wspominano ją jako osobę bardzo ciepłą. Pochodziła z niezwykle wierzącej i gorliwej rodziny. Miała dwóch braci i dwie siostry. Każdej niedzieli wspólnie szli do oddalonego o siedem kilometrów parafialnego kościoła w Kocku. W jej domu często praktykowano ścisłe posty o chlebie i wodzie. W naszym archiwum pozostało nam zdjęcie s. Danieli – już z czasów zakonnych. Pozowała do niego razem z moją babcią. Fotografię zrobiono przy okazji rodzinnej uroczystości – wspomina pani Jadwiga Niewęgłowska z Kocka.

Zaznacza, że korespondencja z s. Danielą urwała się po wybuchu II wojny światowej. W tamtym czasie nie było telefonów. Z drugiej strony bano się mówić o tym, co zaszło w Nowogródku. – Spodziewaliśmy się, że nazaretanki zostały aresztowane albo wywiezione w inne miejsce. Nie myśleliśmy o najgorszym. Trudno mi powiedzieć, kiedy dokładnie dowiedzieliśmy się o śmierci s. Danieli i jej współsióstr. Ich męczeństwo było owiane milczeniem i tajemnicą. O rozstrzelaniu nazaretanek przeczytaliśmy w „Rycerzu Niepokalanej”. Do tekstu dołączona była ilustracja pokazująca siostry zgromadzone nad wykopanym grobem – wspomina rozmówczyni.

Pamięć o męczennicach

Pani Jadwiga podkreśla, że s. Daniela jest chlubą całej rodziny. Historia zamordowanych nazaretanek jest przekazywana kolejnym pokoleniom, a także tym osobom, które weszły do rodziny. Krewni błogosławionej licznie uczestniczyli również w uroczystościach beatyfikacyjnych.

– Bardzo często modlimy się za wstawiennictwem bł. Męczennic z Nowogródka. S. Daniela nie była jedyną osobą konsekrowaną w naszej rodzinie. Wierzymy, że to ona wyprosiła kolejne powołania. W naszej rodzinie mamy obecnie kapłana i siostrę antoninkę – podkreśla J. Niewegłowska.

W rozmowie wraca do Mszy św. celebrowanej 1 sierpnia 2000 r. w nowogródzkiej farze. Eucharystia była dziękczynieniem za beatyfikację sióstr. Jeden z obecnych tam biskupów apelował: „Głoście kult błogosławionych”. Pamięć o niezwykłych nazaretankach jest kultywowana nie tylko w Nowogródku. Ich relikwie znajdują się m.in. w kościele parafialnym w Kocku. Mają tam nawet swoje specjalne miejsce. O męczennicach przypomina również jeden z witraży zdobiących okna świątyni. Bohaterskie nazaretanki są tam czczone szczególnie w dniu ich liturgicznego wspomnienia (4 września) i w rocznicę beatyfikacji (5 marca).

Welon i przykład

Jaka była s. Daniela? Wiemy, że w Nowogródku opiekowała się zakonnym refektarzem i szkolną kuchnią. Niesamowicie troszczyła się o dzieci, które stołowały się w prowadzonej przez nią jadalni. Odgrzewała im mleko i kawę. Umiała zapanować nad niesfornymi uczniami. Pilnowała, by nikt nie wychodził na dwór bez czapki i szalika. Dzieliła ich smutki i radości. Była cała dla swoich podopiecznych. Ks. A. Zienkiewicz, którym się opiekowała, nazywał ją „cichym, dyskretnym aniołem stróżem”. S. Deodata Markiewicz zaznaczyła, że s. Daniela umiała łączyć posługę ewangelicznej Marty z kontemplacją Marii. Przyszła błogosławiona modliła się nie tylko w kaplicy. Podkreślano, że łączyła się z Bogiem także w czasie pracy. W przyklasztornym muzeum pozostał po niej fragment welonu. O wiele cenniejszy jest jednak przykład życia, który nam zostawiła…


Perełka Nazaretu

Św. Jan Paweł II nazwał bł. Siostry Męczennice najcenniejszym dziedzictwem zgromadzenia nazaretanek i dziedzictwem Kościoła Chrystusowego po wsze czasy. Ich postawa ciągle zmusza do refleksji.

S. Felicyta Borowik w chwili śmierci miała tylko 38 lat. Ci, którzy znali ją osobiście powtarzali, że była nieśmiała, cicha, troszkę zalękniona, ale też pracowita i oddana zgromadzeniu. Być może na jej spokojny charakter miały wpływ wydarzenia z dzieciństwa. – Ojciec s. Felicyty zmarł przed jej urodzeniem. Poniósł śmierć podczas prac w lesie. Matka umarła zaraz po porodzie. S. Felicyta miała jeszcze dwóch braci. Całą trojką zaopiekował się brat matki – Mikołaj. To był mój pradziadek – opowiada ks. Robert Daszczuk. Tłumaczy, że s. Felicyta wychowywała się z jego dziadkiem, który potem dosyć często ją wspominał. – Traktował ją zwyczajnie, jak swoją siostrę, a nie świętą. Opowiadał, jak wyjeżdżała do zakonu. Mówił o niej bardzo zwyczajnie, że „była zakonnicą i została zamordowana w czasie II wojny”. Nie było jakichś szczególnych wspomnień. Potem dziadek zeznawał w procesie beatyfikacyjnym – dodaje kapłan.

Akt chrztu i fotografie

O rozpoczęciu procesu ks. R. Daszczuk dowiedział się przed samym wstąpieniem do seminarium. On i jego rodzina przyjęli tą wiadomość z radością. Jako diakon napisał kilka artykułów o zamordowanych siostrach nazaretankach. Teksty ukazały się m.in. w „Echu Katolickim” i w „Wiadomościach Diecezjalnych”. Potem, za radą ks. prof. dr hab. Romana Karwackiego, poświęcił męczennicom swoją pracę magisterską. Pisał o teologii świadectwa na przykładzie sióstr z Nowogródka.

S. Felicyta został ochrzczona w kościele w Komarówce Podlaskiej. Po latach trafił tam także ks. Robert. – Kiedy pracowałem w tamtejszej parafii, odnalazłem jej akt chrztu. Mamy też kilka fotografii, przedstawiających s. Felicytę. Członkowie naszej rodziny brali udział w uroczystościach beatyfikacyjnych. Niektórzy jeździli także do Nowogródka – mówi ks. R. Daszczuk.

Stuprocentowa zakonnica

Co wiemy o s. Felicycie? Przed wstąpieniem do zgromadzenia należała do III Zakonu Świętego Franciszka i do koła różańcowego. Brała także czynny udział w uroczystościach kościelnych. S. Deodata Markiewicz zapisała, że [s. Felicyta] „Nazaret ukochała jak najdroższą rodzinę i czuła się zawsze jej dzieckiem”. Z kolei s. Veritas Piątkowska zanotowała o niej: „Cicha i ukryta perełka Nazaretu. Prawdziwa Oblubienica Jezusa Chrystusa. Stuprocentowa zakonnica”. Wspominano, że była pracowita jak mrówka i pszczółka. Pomagała w sprzątaniu internatu i szkoły, a także w innych domowych zajęciach. Wiadomo, że dbała o dekorację fary. Mówiono, że choć sama była słaba i chorowita, potrafiła układać piękne i trwałe bukiety. Powierzone zadania wykonywała najlepiej jak umiała. Nie rzucała się w oczy. Nie szukała towarzystwa innych, choć w kontaktach z ludźmi była bardzo uprzejma i ujmująca. Jedna z nowogródzkich matek wspominała, że potrafiła znaleźć wspólny język zarówno z dorosłym, jak i z dzieckiem.

Jestem szczęśliwa

Do tej małomównej i skromnej siostry przylgnęły słowa, które powiedziała jednej z mieszkanek Nowogródka. Wyznała jej, że „ciężar krzyża do Boga zbliża”. Czekała na złożenie ślubów wieczystych. Profesja nastąpiła w lesie, o wschodzie słońca, podczas dźwięku strzałów…

Śmierć nazaretanek największym piętnem odbiła się nie tylko na ich współsiostrach, ale również na mieszkańcach Nowogródka i jego okolic. Historia męczennic jest w dalszym ciągu żywa i ciągle inspiruje.

– Pamiętam czas, gdy usłyszałam w sercu głos powołania, niestety, nie wiedziałam, gdzie mam iść. Mieszkałam w Grodnie, gdzie posługiwały siostry szensztackie. Poszłam do jednej z nich i o wszystkim opowiedziałam. Poprosiłam o jakieś materiały mówiące o zgromadzeniach. Siostra powiedziała mi, że nieprzypadkowo urodziłam się w Grodnie. Kazała mi przyjrzeć się zakonnicom pracującym w moim mieście. Oprócz sióstr szensztackich były tam także nazaretanki. Wcześniej jakbym ich nie zauważała… Poszłam do nich i poznałam ich charyzmat. Dowiedziałam się, czym się zajmują. Podobało mi się, że nazaretanki modlą się i poświęcają w intencji rodzin. To mnie bardzo pociągało. Dziś jestem bardzo szczęśliwą nazaretanką – zapewnia s. Danuta Bielenik. Trudno o lepsze podsumowanie…

Agnieszka Wawryniuk