Troszczmy się o ład, naprawiajmy sumienia
Organizatorem uroczystości było Stowarzyszenie Chrześcijańsko-Patriotyczne Ziemi Włodawskiej, przy którym powołano w tym roku Komitet Organizacyjny obchodów 33 rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Na uroczystości przybyło 200 internowanych.
Obecni byli: wiceprzewodniczący Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” Tadeusz Majchrowicz, parlamentarzyści, przedstawiciele władz wojewódzkich z wicemarszałkiem Krzysztofem Grabczukiem na czele, władze powiatowe i miejskie, członkowie wielu instytucji, przedstawiciele duchowieństwa oraz młodzież szkolna.
Pamiętamy
Uroczystości rozpoczęły się Mszą św. w kościele pw. Najświętszego Serca Jezusowego, koncelebrowaną. Eucharystię sprawowali: proboszcz parafii goszczącej przybyłych ks. kan. Stanisław Dadas, ks. prałat Roman Wiszniewski – proboszcz parafii pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Radzyniu Podlaskim, ks. kan. Józef Brzozowski – proboszcz parafii pw. Św. Mikołaja w Międzyrzecu Podlaskim, ks. Zbigniewa Kuzia – proboszcz parafii pw. MB Królowej Polski w Lublinie, o. Jan Woźniacki – kapucyn z parafii pw. Św. Jana Jałmużnika w Orchówku i kapelan Zakładu Karnego oraz o. Dariusz Cichor – paulin, proboszcz parafii pw. Św. Ludwika we Włodawie.
W kazaniu ks. Kuzia nawiązał do sytuacji w kraju przed 30 laty. – W latach 80 Polacy nie potrzebowali innej ideologii. Mieli wiarę, Kościół katolicki, Jana Pawła II oraz poczucie więzi z II Rzeczpospolitą. Solidarność w tamtym czasie była optymalnym sposobem uwolnienia Polski od sowieckiej dominacji. Niestety NSZZ „Solidarność” pozwoliła odebrać sobie ten sukces i miejsce milionów robotników zajęli „eksperci” przy okrągłym stole. To, co przejęliśmy z PRL, to wszechobecne kłamstwo, które trwa do dzisiaj. Jeśli nie naprawimy sumień naszych rodaków, nie będzie ładu w naszej ojczyźnie – mówił kaznodzieja.
Po Mszy św. uczniowie Zespołu Szkół Zawodowych nr 1, II Liceum Ogólnokształcącego oraz Szkoły Podstawowej nr 3 we Włodawie zaprezentowali program artystyczny, przygotowany pod kierunkiem Renaty Holaczuk.
Ośrodek Odosobnienia dla Internowanych
Kolejnym punktem spotkania było odsłonięcie i poświęcenie tablicy pamiątkowej umieszczonej na murach Zakładu Karnego. W dalszej części uroczystości, która odbyła się w świetlicy, otwarto zjazd internowanych.
ZK to dla przybyłych symboliczne miejsce – tu mieścił się Ośrodek Odosobnienia dla Internowanych, utworzony 13 grudnia 1981 r. W tę pamiętną grudniową niedzielę dnia przywieziono do ośrodka 68 internowanych z województwa lubelskiego, w następnych dniach – kolejne osoby. Na początku stycznia był to jedyny ośrodek internowania na Lubelszczyźnie. Przebywało w nim 320 osób z pięciu województw: bialskopodlaskiego, chełmskiego, lubelskiego, siedleckiego i zamojskiego. Likwidacja ośrodka rozpoczęła się pod koniec marca 1982 r., przenoszono wówczas internowanych do innych miejsc.
Łącznie przez włodawski ośrodek przeszło 366 internowanych, w tym pięciu mieszkańców Włodawy: Józef Fert, Zdzisław Kociubiński, Stanisław Łuczko, Henryk Rudzki oraz Wojciech Zając.
Odznaczeni, uhonorowani
Podczas zjazdu internowanych przyznano medale oraz odznaki. Medalem pamiątkowym województwa lubelskiego „Parata Semper Cornua” uhonorowano Józefa Franciszka Ferta, Henryka Rudzkiego, Janinę Rudzką i Leszka Popika. Odznakę „Grawerton” wręczono Władysławowi Dmuchowi. Odznakę honorową „Zasłużony dla Województwa Lubelskiego” otrzymali: ks. kan. J. Brzozowski, Edmund Feliks Brożek, Krzysztof Stefan Dziadko, Jadwiga Granica, Ryszard Władysław Granica, Lilianna Barbara Czwórnóg, Andrzej Teofil Dzięgielewski, Jan Huszcza, Andrzej Karol Klisowski, Kazimierz Mazurek, Marian Krzysztof Smyk, Jerzy Zaprawa, Feliks Konstanty Hamziuk, Wiesław Kamiński, Janina Maria Kiszczak, Jan Kurek, Tadeusz Mąka, Erazm Piotr Meniów, Henryk Szczepkowski, Zofia Twaróg i Eugeniusz Wilkowski.
Spodziewaliśmy się wiatru, był tylko powiew
Przeprowadzona w 2007 r. nowelizacja Ustawy o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego z 1991 r. ma zastosowanie odszkodowawcze jedynie wobec tych osób, które siedziały w więzieniu lub były skazane na kolegium ds. wykroczeń. Pomija ludzi, których zatrzymywano – nieraz wielokrotnie – na 48 godzin albo wyrzucano z pracy. Oto kilka opinii na ten temat.
– Uważam, że osoby pokrzywdzone powinny być w jakoś sposób zauważone – zaznacza Józef Dominiczuk zamieszkały w powiecie chełmskim. – Nie jestem zadowolony z aktualnej sytuacji; jest część internowanych, która zdobyła władzę i dzisiaj nie dostrzega społeczeństwa. Ponad dwa miliony młodych za granicą, zamyka się szkoły, a miało być inaczej. Polska bardzo dużo traci – dodaje.
Jerzy Zalewski z Białej Podlaskiej twierdzi, że nie korzystał z żadnych przywilejów. Grono ludzi bardzo poszkodowanych, którym z tego tytułu należą się przywileje, jest znaczne. – Wtedy walczyliśmy nie po to, aby mieć coś dla siebie, tylko aby zrobić coś dla kraju. Ja nie domagam się niczego – zastrzega.
W opinii Krzysztofa Dziadko z Ostrowa Lubelskiego nowa ustawa powinna być uchwalona, ponieważ bardzo dużo osób zostało wcześniej zwolnionych z pracy nawet za błahe sprawy. – Mnie, gdy byłem na urlopie, posądzono o kradzież opony – wspomina. – Byłem kierownikiem zakładu usług mechanicznych. Mam żal do konkretnych osób, które mi wyrządziły krzywdę, ponieważ zostałem zwolniony z pracy – dodaje.
Jan Kurek z Wólki Orłowskiej (pow. krasnostawski) mówi stanowczo: – Zmiana jest bardzo potrzeba, ale w tej chwili nie ma takiej możliwości, ponieważ ten rząd i sejm nie są w stanie takiej zmiany przeprowadzić. Obecna władza nie jest w stanie pomóc ani internowanym, ani Polsce. Myślę, że tego typu spotkania, jak to we Włodawie, zintegrują środowisko i zmobilizują ludzi do pójścia do wyborów – podkreśla.
Krzysztof Goławski z Siedlec, który przybył na uroczystości do Włodawy z żoną, nie ukrywa niezadowolenia z obecnego stosunku władz polskich: – Po 89 roku naród spodziewał się wiatru wolności. Był to tylko podmuch, który oszukał naród. Część lewicowej opozycji porozumiała się z władzą, aby wspólnie rządzić narodem. Walczymy dziś o przetrwanie biologiczne – to skutek tajnych układów politycznych. Nie walczyliśmy dla pieniędzy, odznaczeń. Chcieliśmy dzieciom i wnukom zostawić lepszą Polskę – zaznacza. – Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. powstańcy zostali nagrodzeni. Po 1989 r. tego nie było. Gdy zorientowaliśmy się, że dokonuje się grabież Polski, zaczęliśmy domagać się praw należnych ofiarom. Chcemy praw i szacunku od władz, zadośćuczynienie jest potrzebne narodowi. Ustawa powinna obejmować także żony represjonowanych, ich rodziny – mówi K. Goławski.
Pamiątkowe zdjęcie
W trakcie uroczystości odbyła się również sesja pod tytułem „Solidarność 1980-1989”. Głos zabrał m.in. senator Stanisław Gogacz. Podkreślił on odwagę tych, którzy powiedzieli „nie” stanowi wojennemu i walczyli o prawa człowieka. Natomiast prof. J. Fert wyznał, że we Włodawie odbył najważniejsze w życiu rekolekcje.
Na zakończenie obchodów podzielono się opłatkiem. Wszyscy uczestnicy zjazdu otrzymali pamiątkowe zdjęcie oraz publikację na temat Ośrodka Odosobnienia dla Internowanych we Włodawie autorstwa Eugeniusza Wilkowskiego.
Głos internowanego o Polsce lat 80 i współczesnej
– Stan wojenny po straszliwych latach stalinowskich jawi się w mojej pamięci jako najbardziej tragiczny okres naszych powojennych dziejów. W brutalny sposób cofnięto Polakom wywalczone obszary wolności. Uderzenia aparatu represji – SB, MO, ZOMO, ORMO, a nawet wojska – były ogromne – wspomina H. Rudzki, założyciel Stowarzyszenia Chrześcijańsko-Patriotycznego Ziemi Włodawskiej.
W tamtą grudniową noc 1981 r. tysiące Polaków zostały wyrwane z domowego ciepła, z rodzin i wtrącone do więzień. – Do tych chwil wracam niechętnie. Były one dla mnie ciężkie. Zabrano mnie w nocy, 13 grudnia, z łóżka, chorego, z temperaturą 39 stopni. Rodzina – żona Jasia i dziesięcioletnia córka Renata – nie wiedziały, dokąd idę i czy w ogóle wrócę. Był to dla nas wielki szok – wspomina H. Rudzki.
Jak w czasie okupacji
– Atmosfera przypominała czasy wojenne, które trochę pamiętałem. Na drodze, kiedy prowadzono mnie na komendę, na myśl przychodziły mi sceny z 1946 r., kiedy NKWD i UB dokonywało łapanek Polaków i wywózki. Właśnie tak wywieziono mojego wujka. Jeszcze większy niepokój czuliśmy: ja, prof. J. Fert, S. Łuczko i Z. Kociubiński, kiedy jechaliśmy „suką”. Wydawało nam się, że jedziemy na wschód, „na białe niedźwiedzie”. Mieliśmy nawet wrażenie, że słyszymy rozmowy w obcym języku. Dopiero charakterystyczny stuk samochodu na przejeździe kolejowym w Chełmie uspokoił nas i upewnił, że jeszcze jesteśmy w Polsce – mówi H. Rudzki.
Na Wysokiej w Chełmie, gdzie otworzyły się drzwi, już wiedzieli, co jest grane. – Na dziedzińcu było pełno ludzi z Solidarności, niektórzy nawet skuci kajdankami po dwoje. Stąd skierowano nas do więzienia chełmskiego. Z warunkami więziennymi zetknąłem się po raz pierwszy: brudne, śmierdzące i zimne cele…
Byliśmy pełni nadziei
11 stycznia 1982 r. grupę, w której znalazł się H. Rudzki, przetransportowano do Włodawy.
– Dziś trzeba postawić pytanie, czy czas spędzony w celi więziennej należy uznać za czas stracony, wyrwany z naszej biografii, tylko za czas represji i cierpienia, czy może potraktować go jako czas pewnych rekolekcji narodowych, indywidualnych doświadczeń, które przeniosły się na kształtowanie zbiorowych postaw, kreślących ważny rozdział polskich dziejów. Wiem, że postawa nasza umacniała się coraz bardziej. Wierzyliśmy, że idziemy dobrą drogą, że wcześniej czy później prawda i sprawiedliwość zwycięży. Byliśmy pełni nadziei. Nadzieję tę wskazywał nam Jan Paweł II – kontynuuje refleksję.
Brakuje perspektyw
– W stanie wojennym działalność opozycyjna zbiorowa w ramach związku była niemożliwa. Solidarność została całkowicie rozbita, my – internowani: J. Fert, S. Łuczko i ja – byliśmy śledzeni i inwigilowani przez SB. Ciągłe wezwania na rozmowy profilaktyczno-ostrzegawcze do MO, groźby zwolnień i przeniesień… Naczelnik miasta Franciszek Gruszkowski ciągle powtarzał, że zrobi wszystko, „aby wykurzyć tych szerszeni z liceum”. Działalność opozycyjną prowadziliśmy indywidualnie, utrzymując łączność z Solidarnością w Lublinie; rozprowadzaliśmy ulotki i bibułę podziemną. Byłem pierwszym przewodniczącym odrodzonego związku Solidarności we Włodawie po 1989 r. – mówi H. Rudzki, przyznając, że Solidarność odrodzona po 1989 r. to już inna Solidarność od tej z 1980 r., niewolna od błędów…
– Jestem bacznym obserwatorem życia publicznego w kraju i naszej Włodawie. Wiele zjawisk mnie niepokoi. Poszerzają się obszary biedy, postępują procesy rozwarstwienia społecznego, brakuje perspektyw dla młodych ludzi. Pojawia się bierność, przyzwolenie na manipulowanie społeczeństwem, a we Włodawie – ogólne wyludnienie – zauważa.
Joanna Szubstarska