Historia
Pojmanie ks. Stanisława Brzóski

Pojmanie ks. Stanisława Brzóski

Walery Przyborowski, historyk i uczestnik powstania, który w 25 lat po wypadkach zastanawiał się, jak doszło do aresztowania ks. Brzóski, doszedł do wniosku, że złożył się na to cały szereg nieszczęśliwych okoliczności. Tak było w istocie.

20 kwietnia 1865 r. Antonina Konarzewska, kurierka ks. Brzóski, wysłała znajomego murarza Jana Skopańskiego do Kałuszyna, gdzie znajdował się punkt poczty powstańczej, z upoważnieniem po odbiór broni i być może pieniędzy. Kim była kobieta, którą opinia publiczna obwiniała później o zgubę kapłana?

25-letnia Antonina to córka zarządcy majątku. Jej ojciec zginął powieszony przez powstańców. Później okazało się, że nie on był głównym winowajcą, lecz właściciel majątku. Antonina ciężko przeżyła przylgnięte do jej ojca miano zdrajcy i – aby zmyć hańbę – została powstańczą kurierką i łączniczką. Współpracowała z oddziałami Jasińskiego-Jastrzębca, Wróblewskiego, Sumińskiego i ks. Brzóski. 1 lutego dowiedziała się o śmierci brata, uczestnika powstania. W kwietniu ukrywała się w Starym Dworze k. Kałuszyna, gdzie jej powinowaty Dejbel był administratorem majątku. Wykonując polecenie ks. Brzóski, posłużyła się murarzem Skopańskim. Udał się on do naczelniczki poczty w Kałuszynie – Mikulskiej z żądaniem wydania broni powstańczej. Gdy Mikulska oświadczyła, że broni nie posiada, Skopański zaczął jej grozić, iż może mieć nieprzyjemności. Syn Mikulskiej, Leopold, podsłuchał rozmowę i doniósł naczelnikowi żandarmerii w Kałuszynie. Skopańskiego aresztowano, okrutnie zbito i wymuszono zeznanie, że w Starym Dworze u niejakiego Dejbla ukrywa się kobieta mająca powiązania z powstańcami. Dejbla i Konarzewską aresztowano. Jak pisze autorka krótkiej biografii aresztowanej M. Złotorzycka, znęcając się okrutnie nad Konarzewską, zmuszono ją do wyznania, gdzie znajduje się ks. Brzóska. Jak wyglądało takie śledztwo, opowiadał kiedyś K. Wsołczyk: „Gdym wszedł do audytorium, pod ścianą leżał pęk rózeg powiązanych w miotełki. Obnażyli mnie prawie zupełnie. Czterech siadło mi na rękach i na nogach, a dwóch, stanąwszy z obu stron, zaczęło siec mnie owymi miotełkami. Sołdaci zmęczeni biciem zmieniali się, zmieniali miotełki na świeże. Pode mną była kałuża mej krwi”. Ile uderzeń mogła wytrzymać młoda kobieta? Zapewne po kilku dniach znęcania się, będąc w rozstroju nerwowym, obiecała wyjawić kryjówkę kapłana. Jak pisze M. Złotorzycka, Konarzewska, wskazując miejsce pobytu księdza, była przekonana, że go już tam nie ma. Brzóska rzeczywiście wychodził z kryjówki do lasu, ale tego dnia pozostał na śniadaniu. 29 kwietnia mjr Kremer, kpt Czygirin i 11 kozaków udało się do Sypytek. Sytuację opisuje K. Koźmiński: „Sztabsrotmistrz wlókł ze sobą Antoninę. Szła blada bez kropli krwi w twarzy tylko oczy szare, błyszczące gorączką w potarganej sukni, w podartych trzewikach, zanosząca się od płaczu. Za Antoniną szedł z rewolwerem w ręku wachmistrz żandarmów i kilku kozaków. Milcząc, wskazała dom”. Tak wyglądało ujęcie ks. Brzóski wg relacji komendanta piątej sotni kozackiej Sawczenki: „17 kwietnia 1865 r. [wg kalendarza juliańskiego – JG] we wsi Sypytki Szlacheckie pow. sokołowskiego, okręgu siedleckiego, u miejscowego sołtysa Bielińskiego, wojska natknęły się na ks. S. Brzóskę i jego towarzysza F. Wilczyńskiego. Osaczeni w zagrodzie chłopskiej do ostatniej chwili stawiali zbrojny opór. Raniony w lewą rękę ks. S. Brzóska zaczął uciekać ze swym towarzyszem w stronę lasu. Za nimi podążyli kozacy na koniach, lecz natrafili na przeszkodę w płotach, za które dostali się uciekający. Jeden z kozaków, skoczywszy z konia, pieszo podbiegł z szablą, uderzając na ks. Brzóskę. Ten strzelał z rewolweru, dopiero drugi kozak nadbiegł z pomocą i kolbą karabinową zdołał uderzyć ks. Brzóskę w twarz i wtedy osaczony musiał się poddać”.

A tak wyglądało to zdarzenie w późniejszej relacji ks. Brzóski: „Wojsko wówczas zrobiło rewizję tego domu, ja wtedy cicho siedziałem za przegrodą. Gdy zaś kpt. żandarmów stuknął w ścianę przegrody i wyczuł za nią pustą przestrzeń, nakazał odsunąć paki i dalej rewidować, sam zaś wyszedł na podwórze. Żandarm, który pozostał w piwnicy, natrafił na otwór. Wtedy krzyknąłem, aby stąd uciekał i wówczas żandarm ten tak się przestraszył, że zostawił swój karabin i wybiegł na podwórze. Zaczęto w tym momencie trąbić na alarm. Wtedy wraz z Wilczyńskim, nie tracąc czasu, wyszliśmy szybko zza przegrody i w drzwiach mieszkania, przez które wychodziło się na świat, wystrzeliliśmy parokrotnie z rewolwerów. I zaczęliśmy uciekać przed siebie, ciągle się ostrzeliwując wobec nacierających na nas kozaków. Gdyśmy zużyli wszystkie naboje, wtedy sam oddałem się w ręce kozaków, którzy kilkakrotnie mię uderzyli w głowę i po rękach, przykładając do mnie karabin. Uderzono mnie również szablą w głowę. Jednocześnie schwytali F. Wilczyńskiego” [który już miał szansę ucieczki, ale nie chciał opuścić ks. Brzóski – JG]. Jeszcze tego samego dnia rozesłano telegramy powiadamiające władze gubernialne i warszawskie o pojmaniu księdza. Namiestnik Berg depeszował nawet do cara do Petersburga. W Sokołowie, dokąd najpierw przywieziono zatrzymanych, mieszkańcy tłumnie wylegli na ulicę, by żegnać nieszczęsnych więźniów, a kobiety głośno płakały. Władze rosyjskie nałożyły później na miasto karę – wysoką kontrybucję. 30 kwietnia ludność Siedlec opuściła domy i wyległa na ulice, spodziewając się, że z Sokołowa konwojować będą aresztantów do Siedlec. Kiedy nadeszła wiadomość, że odesłano ich do Warszawy, nie chciano wierzyć, iż pojmano Brzóskę. Sądzono, że chodzi raczej o jakiegoś nieznanego powstańca, który używał nazwiska księdza – donosił o tym oficer żandarmerii lubelskiej ppłk. Drozdow.

Józef Geresz