Region
Źródło: AWAW
Źródło: AWAW

Na straconej pozycji

18 kwietnia z miejscowymi hodowcami trzody chlewnej spotkał się Jarosław Sachajko, poseł z klubu Kukiz 15 i zarazem przewodniczący sejmowej komisji rolnictwa i rozwoju wsi. Głównym tematem były ASF i prawo łowieckie. Sytuacja rolników z każdym dniem staje się coraz bardziej napięta. Nikt nie potrafi odpowiedzieć, jakie będą dalsze losy hodowców trzody na Podlasiu. Trudno o optymizm, gdy na każdym kroku trzeba borykać się z utrudnieniami i brakiem zrozumienia ze strony władz.

Spotkanie rozpoczęło się od przemówienia posła J. Sachajki. Przewodniczący sejmowej komisji zgadza się z opinią rolników, którzy postulują jak najszybsze wprowadzenie zmian w ustawie o prawie łowieckim. – Powinno być ono dostosowane do aktualnych warunków. Na jego kształt winny mieć wpływ lokalna społeczność, samorządy oraz izby rolnicze. Nowa ustawa nie może służyć tylko myśliwym. Do jej projektu zgłosiłem 30 poprawek, apelowałem o publiczne wysłuchanie. Niestety, wszystko utknęło w martwym punkcie. Ustawa przestała być procedowana – zaznaczał J. Sachajko, odwołując się jednocześnie do rolników, by naciskali na swoich posłów w sprawie ustawy o prawie łowieckim, a także by indywidualnie informowali parlamentarzystów o swoich problemach.

Poseł wskazywał również, że za ASF odpowiedzialni są pośrednio sami myśliwi. – Dziki powinny przestać istnieć na tym terenie już dwa lata temu, kiedy tylko pojawiło się ognisko choroby, ale ktoś pozwolił na to, by zaniechać odstrzału, by wirus rozszedł się po większym terenie. Walka z ASF odbywa się dziś kosztem małych i średnich gospodarstw. Zaostrzanie wymogów sanitarnych z jednej strony jest drogą do zatrzymania wirusa, ale może też doprowadzić do tego, że w Polsce powstanie pięć kombinatów, otoczonych podwójnym murem i wyposażonych w pięć śluz. Do wyśrubowanych wymogów mogą dostosować się tylko wielcy hodowcy, reszta będzie skazana na zakończenie dzielności – mówił poseł. Zachęcał też rolników do tworzenia spółdzielni i wspominał o złożonych przez siebie projektach ustaw.

Nic nie wiadomo

Obecni na spotkaniu rolnicy słuchali cierpliwie zaproszonego gościa, ale w pewnym momencie jeden z nich nie wytrzymał i dał do zrozumienia, iż hodowcy chcą konkretów, że nie przybyli na spotkanie po to, by wysłuchiwać posła, który ma plan na odnowę polskiego rolnictwa. Zgromadzeni – w porównaniu do przewodniczącego sejmowej komisji – byli bardzo rzeczowi.

– Mieszkam na terenie niebieskiej strefy. Hodowlę trzody załatwiono tu definitywnie. Nasze tuczniki w ramach skupu interwencyjnego odbierały trzy firmy. Jedna z nich ogłosiła upadłość. Nie dostaliśmy pieniędzy. Z właścicielem tego zakładu nie mamy żadnego kontaktu. Dlaczego nikt nie ściga tego pseudoprzedsiębiorcy? – pytał jeden z hodowców.

– Jestem ze strefy zapowietrzonej. Chciałem kupić dwa tuczniki od gospodarza z tej samej wsi, aby je ukarmić i przerobić na własny użytek. Lekarz weterynarii odesłał mnie do powiatowego. Nie dostałem pozwolenia na przemieszczenie. Przecież te zwierzęta będą badane! Kiedy wszystko wreszcie wróci do normalności? – domagał się odpowiedzi inny rolnik.

– Nie dostajemy pieniędzy za naszą pracę od listopada – skarżył się kolejny z hodowców.

Zabawa w ciuciubabkę

Rolnicy pytali też o przyszłość hodowli trzody chlewnej. Niczym refren powtarzali prośbę: „Proszę mi powiedzieć, czy mam wstawiać do chlewni kolejne świnie? Czy będę mógł je sprzedać?”. Pytali też o odstrzał sanitarny. Myśliwi podobno nie chcą strzelać do dzików, a tym bardziej do loch. Czekają na kolejne rozporządzenie powiatowego lekarza weterynarii. Hodowcy zgłaszali też uwagi odnośnie składania wniosków o dopłaty i wypłaty. Pieniądze – według najnowszych rozporządzeń – mają trafić do gospodarzy nie w ciągu kilkudziesięciu dni od złożenia wniosku, jak było do tej pory, ale maksymalnie do końca września.

– Panie pośle, czy myśli pan, że hodowla świń jest jak hodowla gołębi? Taka działalność wiąże się z ogromnymi kosztami. To wszystko zaczyna przypominać zabawę w ciuciubabkę. Nie dość, że do tej pory nie dostaliśmy rekompensat, to jeszcze dowiadujemy się, iż pieniądze przeznaczone na odszkodowania właśnie się skończyły. Nikt nie chce zapłacić nawet za zakończenie produkcji. Namawia pan do łączenia się w grupy producenckie. A co my z tego będziemy mieli? Nic! Jestem w takiej grupie i wiem, co mówię – podsumowywał inny hodowca.

Starosta za rolnikami

– Tkwimy w miejscu. Prawo łowieckie nie zmienia się, a dziki wciąż biegają po naszych polach. Naciski w sprawie wznowienia protestów i blokad ze strony rolników są coraz większe. Sprawa z Kołem Łowieckim „Diana” ze Stężycy to jedna wielka kompromitacja. Można się konsultować i rozmawiać, ale to nie wystarczy. Dziś trzeba pilnych działań naprawczych – mówił przedstawiciel związku zawodowego rolników.

Podczas spotkania kilkakrotnie nawiązano do kwestii wypowiedzenia umowy dzierżawy stężyckiemu kołu łowieckiemu. Sytuacja wciąż jest niewyjaśniona i staje się coraz bardziej gorąca. Pisaliśmy już o tym, że zarówno rolnicy, jak i wójt oraz sołtysi z gminy Międzyrzec Podlaski wypowiedzieli się o kole negatywnie, apelując do starosty, by wydzierżawił obwód innej jednostce.

– Polski Związek Łowiecki stoi przy swoim i nie ma zamiaru, by wystąpić z wnioskiem o inne koło na terenie obwodu nr 19. To ewidentny szantaż. Jak już powiedziałem, nie zmienię zdania, będę stał po stronie rolników. Jestem przekonany100%, iż mają rację. Znam ich i wiem, że walczą o swoje – zapewniał starosta bialski Mariusz Filipiuk.

Diana nie daje za wygraną

– Z naszego starosty i wójta gminy Międzyrzec chcieli zrobić notariuszy! Nic nie pomogła petycja z 350 podpisami, dwa zebrania i negatywne opinie o działalności koła. Członkowie Diany wyśmiewali naszych rolników i traktowali ich bez szacunku, a w dodatku podali do prokuratury starostę i wójta za to, że ci stanęli po stronie gospodarzy! Przecież powinno być odwrotnie. W tej chwili na terenie obwodu nr 19 nie ma żadnego koła, bo PZŁ popiera tylko Dianę. Prezes koła oczernia nas wszystkich, oskarża o polityczne zagrywki. Starosta, wójt i sołtysi byli straszeni! Nie mam nic do starszych ludzi, ale siwi dziadkowie w zielonych mundurach z PZŁ są niereformowalni. To klika i kasta! Ludzie, którzy siedzicie w sejmie, obudźcie się! – apelował Marek Sulima, przewodniczący komisji rolnictwa w radzie powiatu bialskiego.

– Dziękuję staroście i wójtowi, że poparli rolników, a myśliwym z koła Diana, którzy jawnie z nas szydzili, trzeba zahamować hubertusa, by nie bawili się za nasze pieniądze. Dawniej w gminach rolnikom pomagali instruktorzy, a teraz chcecie wysyłać nas do Warszawy, byśmy składali jakieś dokumenty?! Rolnik jest od pracy a nie od biurokracji! Tak, mamy tu swoich posłów, ale nie mieliśmy okazji, by się z nimi spotkać, choć wielokrotnie zapraszaliśmy ich do siebie – mówiła przedstawicielka gminy Międzyrzec Podlaski.
Starosta bialski zapowiedział, że obwód nr 19 wydzierżawi jednemu z lokalnych kół. Nie będzie czekał na poparcie PZŁ…


MOIM ZDANIEM 

Radomir Bańko, powiatowy lekarz weterynarii

W strefie niebieskiej wciąż panuje trudna sytuacja, ponieważ ciągle stwierdzamy obecność zarażonych dzików. Niestety pomimo odstrzału sanitarnego nadal ich przybywa. Zagrożenie cały czas jest bardzo realne. Osoba, która chce hodować tutaj kilka tuczników na własny użytek, musi spełnić szereg wymogów, co w przypadku drobnego hodowcy jest niewykonalne. Wymogom bioasekuracji mogą sprostać tylko większe gospodarstwa. Małe hodowle muszą zawiesić swoją działalność na czas zagrożenia. Nie wiem, ile czasu potrwa taka sytuacja. Od połowy roku nie odnotowaliśmy żadnych ognisk ASF u świń. Czekamy na decyzje Unii Europejskiej. Może wreszcie uda się złagodzić nieco restrykcje albo zmniejszyć obszar strefy, szczególnie niebieskiej, ponieważ obowiązujące na jej terenie obostrzenia są najbardziej dotkliwe. W strefie żółtej nie ma ograniczeń: można hodować tuczniki na własne potrzeby i na sprzedaż. Nie wiem, co będzie w strefie czerwonej. Trudno powiedzieć, jak rozwinie się sytuacja. Jeżeli odstrzał nie spełni swojej roli, istnieje niebezpieczeństwo, że strefa czerwona stanie się niebieską.

Boimy się, aby ASF nie przeniósł się do strefy żółtej. Dlatego zarządziłem odstrzał sanitarny na terenie całego powiatu (do parametru 0,1 osobnika na km²; do tej pory ten wskaźnik wynosił 0,5). W rozporządzeniu nie znalazł się zapis o zakazie odstrzału loch.

Znaleźliśmy się w sytuacji nadzwyczajnej. Niestety, nie mam wpływu na poszczególne koła. One prowadzą własną politykę. Odstrzał rozpoczął się 21 marca i potrwa co najmniej do końca roku. Odstrzelono już ponad 160 dzików. Plan opiewa na 3 tys. sztuk.

AWAW