A dziadek Goebbels mówił…
„Nawalankę” - w obronie wolności niezależnych mediów i demokracji, rzecz jasna - zapowiedział kilka dni temu najsłynniejszy polski plażowicz Grzegorz Schetyna. A więc będzie gorąco.
Bez większego trudu w zasobach internetu można znaleźć zestawienia prezentujące udział obcego kapitału w polskim rynku medialnym. Wedle różnych wyliczeń 98% gazet lokalnych jest w niemieckim posiadaniu, a tylko 2% znajduje się w rękach polskich (prym wiedzie tu koncern Polska Press wchodzący w skład międzynarodowej grupy Verlagsgruppe Passau)! Nie inaczej rzecz ma się z tygodnikami i dwutygodnikami (moda i styl, telewizja, motoryzacja, sport, pisma branżowe itp.) – osiągają one wielosettysięczne nakłady. Najwięksi gracze w tym segmencie to Bauer Media Polska, Ringier Axel Springer, Edipresse Polska, Hubert Burda Media i inne. Podobnie jest w dziedzinie mediów elektronicznych: TVN należy do amerykańskiej Scripps Networks Interactive (w najbliższym czasie ma ją nabyć Discovery Communications). Właścicielem RMF, Interii.pl jest Bauer Media Polska, popularnej radiowej Zetki – francuski koncern Lagardere, zaś portalu Onet.pl – Ringier Axel Springer. To tylko przykłady.
Kiedy mówi się o problemie w różnych środowiskach, zazwyczaj jest to zbywane wymownym spojrzeniem, odruchem politowania. Zgłaszającym kwestię zarzuca się teorie spiskowe i fobie. Podnosi się krzyk, że próby zmiany obecnego status quo to putinowskie zakusy. Zapewne takie i inne epitety usłyszymy w najbliższym czasie niezliczoną ilość razy, przeczytamy o tym na polskojęzycznych portalach internetowych, w „Newsweeku”, lokalnych niemieckich (polskojęzycznych) gazetach. Przypomni się nam, że mamy przecież wolność i demokrację, gwarancję swobodnego przepływu kapitału! Że to nie ma znaczenia w procesie podtrzymywania narodowej tożsamości. Że jest XXI w. i że PiS cofa nas do PRL! Dostaniemy znów trochę kuksańców od przyjaciół zza Odry, zmarszczy czoło pan Timmermans. Itp., itd.
Pozostaje jednak kilka nierozstrzygniętych pytań. Dlaczego, kiedy w 2005 r. amerykańsko-brytyjski inwestor próbował przejąć „Berliner Zeitung” w Niemczech, wybuchła taka histeria? Przeciwko sprzedaży pisma protestowali dziennikarze, politycy, elity intelektualne, ludzie kultury i sztuki. Wszyscy twierdzili, że nie jest dopuszczalne, aby ktoś zza granicy wpływał na poglądy niemieckiej opinii publicznej. Pojawiły się nawet argumenty, że pierwsze w historii przejęcie niemieckiej gazety przez zagraniczny kapitał może zagrozić wolności słowa i suwerenności dziennikarskiej! Ostatecznie zagraniczny inwestor wycofał się, odsprzedając swoje udziały niemieckiemu wydawnictwu DuMont Schauberg z siedzibą w Kolonii (za www.niewygodne.inf.pl).
Chyba to jednak nie jest takie obojętne, kto zarządza przepływem i jakością informacji. Wspomnianą wyżej informację ktoś celnie skomentował: „Niemcy mają bardzo duże know-how o tym, jak strategicznie ważne jest posiadanie mediów. Udowodnił im bowiem dziadek Goebbels, iż media mają siłę totalnego programowania społeczeństwa! W Polsce od lat umysły formatowane są przez neokolonialne i zagraniczne ośrodki medialne. W efekcie «wychowały» one całe tabuny osób mniej lub bardziej otwarcie wrogich wobec Polski i polskiej racji stanu”.
I to jest sedno problemu. Nic dodać, nic ująć.
Ks. Paweł Siedlanowski