Niespodziewane incydenty w Łosicach i okolicy
W swoich wspomnieniach zapisał on: „Na zjeździe delegatów PSL z całego okręgu wyborczego [obejmującego powiaty siedlecki, sokołowski i węgrowski - JG] wysunięto moją kandydaturę na posła na pierwszym miejscu. Organizujemy akcję wyborczą i wydajemy pismo pt. „Ludowiec”. Mianowany biskupem podlaskim Henryk Przeździecki odbył 1 grudnia uroczysty ingres do kościoła NMP w Siedlcach jako prokatedry. Gdy w Siedlcach, Zbuczynie i Łukowie zastanawiano się, na kogo głosować w przyszłych wyborach, niecałe 30 km dalej, w Międzyrzecu Podlaskim panoszyli się jeszcze Niemcy i obowiązywała godzina policyjna. Wydaje się jednak, że to wyeksploatowane gospodarczo miasto nie mogło już zadowolić okupantów i postanowili dokonać nowych kontrybucji w okolicy. Jak relacjonował kiedyś autorowi ówczesny mieszkaniec Łosic Józef Rumik - 4 grudnia 1918 r. oddział „huzarów śmierci” dokonał wypadu z Międzyrzeca, przez Mszannę, w rejon Łosic, gdzie po drodze dokonano licznych rekwizycji.
Wkrótce oddział ten przybył do Łosic. Po odcięciu linii telefonicznej rozpoczął grabież, gwałt i pijackie hulanki. Gdy wreszcie „spracowani” najeźdźcy po uczcie zaprawionej alkoholem ledwie mogli ruszyć nogami, jeden z łosickich peowiaków o nazwisku Rumowski wymknął się po kryjomu z miasta i pobiegł na stację kolejową w Niemojkach. Stamtąd zatelefonował do Siedlec, do tworzącego się tam pułku ułanów. Tak o tym wspominał później ułan Bogucki: „W jakie dwa tygodnie po pogromie urządzonym przez Niemców w Międzyrzecu do naszego 2 pułku ułanów stojącego wówczas w Siedlcach przyszło zawiadomienie, że oddział tych samych łotrów niemieckich plądruje okolicę, rabując miasteczko Łosice. Wszyscy żołnierze zapałali taką chęcią walki ze znienawidzonym wrogiem, że trudno było ich powstrzymać, zaś żołnierze, którzy pochodzili z okolic Międzyrzeca, wszyscy wyruszyli przeciw Niemcom”.
Wiadomo, że z Siedlec wyruszył pociągiem do Niemojek 4 szwadron 2 pułku ułanów pod dowództwem rotm. K. Żelisławskiego, razem ok. 80 osób. Niemców otoczono i bez przelewu krwi wzięto do niewoli. Jak wspominał J. Rumik – oficer niemiecki na próżno prosił, aby pozwolono mu zachować pusty pistolet przy boku; zaoferowano mu tylko kaburę. „Wzięliśmy ich wówczas 32 do niewoli, chcieliśmy ich powywieszać, przypominając im Międzyrzec. Dopiero przemówienie rotm. Żelisławskiego, że żołnierz polski nie może się tak hańbić jak żołnierz niemiecki mordowaniem bezbronnych, lecz krzywdę i karę pozostawić Bogu, zaledwie zdołało uspokoić zapalone chęcią odwetu umysły” – zapisał ułan Bogucki.
Rozbrojonych huzarów zawieziono do Siedlec. Gdy zapytano tego, który nimi komenderował, o przyczynę przekroczenia ustalonej w Łukowie linii demarkacyjnej, oficer niemiecki kłamliwie odrzekł, że nic o niej nie wiedział i działał w myśl rozkazu.
Nie był to jedyny oddział niemiecki, który pojawił się w okolicy. Następnego dnia oddział dragonów niemieckich przejechał przez Sarnaki. Tak o tym zapisał Jan Kondracki „…sami ujrzeliśmy Niemców w Sarnakach. «Niemcy» – biegła ważna wiadomość z ust do ust. Schowałem kasę. Ci przejechali w kilkadziesiąt koni z mitraliezami i dwoma działkami przez Sarnaki, kierując się w stronę Hruszniewa, szli spokojnie, prawie jak w domu. Telefonowaliśmy do Siedlec. Komendant Placu odparł, żeby czekać na naszego komendanta, który był w Siedlcach, i abym mu o tym zakomunikował. Niemcy przeszli i poszli dalej. Opowiadają, że w Platerowie było 100 zielonych żołnierzy – synów włościan okolicznych i tyleż trochę starszych żołnierzy z Siedlec. Rankiem niespodziewanie zjawili się Niemcy, znajdując wszystkich śpiących. Dali salwę, aby kogoś wywołać. To tak przestraszyło wojaków, że pozrywali się z łóżek i w negliżu poczęli umykać w różne strony, porzucając karabiny. Niemcy oficera śpiącego nastraszyli strzelaniną, po czym podziurawili mu łóżko, drugi oficer w skarpetkach uciekł do zagajnika. Niemcy (nie ręczę za prawdziwość – tak mówią) chcący być rozbrojeni ogłupieli na widok tak skandalicznego popłochu, poznosili rozrzucone wszędzie karabiny, poustawiali je w kozły przed pustymi koszarami i nabrawszy po trochu owsa dla swych koni, zmieniwszy przedtem zmęczone na wypoczęte, poucinali grubszą skórę z siodeł na zelówki i poszli sobie, gdy tymczasem mogliby zagarnąć z sobą tych paręset koni, co w przeddzień były zabrane od chłopów, lub inne materiały bardzo drogie (…). Są gadki, że złożyli broń w Łosicach, dokąd się z Sarnak udali. Było ich kilkudziesięciu. Hańba!”.
Według źródeł niemieckich cytowanych przez prof. Łossowskiego „był to stacjonujący w południowo-zachodnim kącie Etapów sztab i jeden ze szwadronów 14 pułku dragonów. Pozwolił się rozbroić i przez Warszawę odtransportowany został do Niemiec”. Jednak wydaje się, że zanim do tego doszło, nie obeszło się bez strzelaniny. Łosicki historyk T. Dobrowolski na podstawie dostępnej mu literatury przedmiotu zapisał, że w walce w rejonie Łosic zostało rannych 30 osób po obu stronach. Z kolei prof. A. Dobroński napisał, że 5 grudnia 1918 r. 4 szwadron 2 pułku ułanów skutecznie zaatakował niemieckich huzarów w Rożkach pod Mordami. Prawdopodobnie był to oddział opisany przez J. Kondrackiego, który przedefilował przez Łosice i został rozbrojony przez Polaków dopiero pod Mordami, na wysokości wsi Rogóziec. Być może Polacy przybyli znowu z Siedlec, chcąc zatrzymać nieprzyjaciela, otworzyli ogień, na co Niemcy odpowiedzieli również strzałami, stąd tylu rzekomo rannych po obu stronach. Na pewno nie był to ten sam oddział niemiecki, który plądrował Łosice 4 grudnia, jak interpretują to niektórzy, np. J. Nowosielski w pracy „Ziemia Sarnacka”.
Dr Józef Geresz