Komentarze
Pieczętowanie kamienia

Pieczętowanie kamienia

Co jest fascynującego w rozprzestrzeniającym się blasku? Nie uderzenie światła w oczy przyzwyczajonych do ciemności ani też nagłe ujrzenie szerszej perspektywy.

Tych zazwyczaj możemy się domyślać lub je sobie wyobrażać. Fascynująca jest uciekająca granica pomiędzy tym, co z ciemności, a tym, co ze światła. Blask nagłego światła przesuwa ją coraz bardziej i bardziej do tego stopnia, że w ogóle nie dostrzegamy jej istnienia. A to błąd. Bo nikt nie umie ocenić ani docenić światła, jeśli nie widzi jego antytezy. Nie oznacza to jednak, że ciemność jako antyteza światła jest konieczna do jego zrozumienia, lecz tylko tyle, że istotę blasku można lepiej i dokładniej zrozumieć, gdy widzi się jego granicę. Dlaczego jednak taka refleksja powstaje we mnie, gdy noc rozpalona zostaje światłem paschalnej świecy, a radosne Alleluja bieży od głębi ludzkiego serca aż po wyżyny niebios? Otóż dlatego, że nasza radość wielkanocna jest zbyt łatwa i prosta. Drży w niej nie wizja galilejskich powrotów, ile raczej pragnienie pozostania na łatwych brzegach teologicznych określeń, moralizatorskich kazusów, ornamentów felietonistyczno-homiletycznych czy też ciosania postumentu pod własny posąg (jak zawsze cielca z metalu). A światło domaga się ciemności.

Obiecał po Zmartwychwstaniu posłać Gołębicę – Parakleta. Gdy dopytywano Go o cel tego posłania, wspomniał jednoznacznie: ma przekonać świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. A gdy tchnął na nich i dał im odczuć pierwsze trzepoty skrzydeł Pocieszyciela, wyraźnie wskazał: „Weźmijcie Prawdę”. Nic z domniemanego przez nas ciepełka niebiańskich rozkoszy, usprawiedliwiania każdego świństwa Jego miłosierdziem, dywagacji na temat: a ja uważam…, pozorów nadziei zrównanych z naszą megalomanią. Jasno zaznaczył granicę. A tę dojrzeć można tylko w kontraście pomiędzy światłem a ciemnością. Bo nigdy światło nie znajdzie się po drugiej jej stronie. Być może dlatego rzucił jasne: „Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie”. Granica to swoista przepaść nie do przebycia. Jej nie zakryje tkany przez nas światłocień. Gołębica przekonać ma nas o tym właśnie. I to jest kryterium sądu. Tertium non datur – albo jesteś zimny, albo gorący. Dostrzeganie ciemności nie jest jakimś gnębieniem siebie, lecz koniecznym warunkiem wytrwania w światłości. Jest jednak w Jego słowie jeszcze inny moment, który wskazuje dziwną miłość ludzkiego serca: ludzie bardziej umiłowali ciemność. Ta „miłość” skrywa w sobie przekonanie, że niewidzialnym stanie się zło, gdy mrok rozpostarty będzie nad nim. Mrok to nie tylko brak światła, to również brak słowa, które daje właściwy kształt rzeczy. Poranek Dnia Trzeciego rozświetlił nie tylko blask Nowej Egzystencji, ale również (być może przede wszystkim) blask Odnowionej Prawdy. Sąd się dokonał, a granica wyznaczona została jasno.

 

Zaklinanie kamienia

„Miłość ludzi do ciemności” karmi się jednak pewną kalkulacją: a może jednak kamień przybity pieczęciami pozostanie na swoim miejscu i tego Dnia Trzeciego? Lubimy co prawda oglądać obrazki z odwalonym kamieniem i ziejącą pustką pieczarą grobową, lecz w gruncie rzeczy mamy nadzieję, że tylko ten ze styropianu kamień zmienił swoje miejsce. Prawdziwy chcielibyśmy pozostawić tam, gdzie zapieczętowała go namiestnikowska ręka. Powie ktoś, że to niemożliwe. Dwa tysiące lat po Dniu Trzecim niemożliwym jest, by kamień pozostawał na swoim miejscu. Tak, to nie jest możliwe. A jednak dokładamy wszelakich starań, by ponownie go tam umieścić. Nie dokonujemy jednak tego w sferze celebracyjnej. Dokonujemy tego w sferze Prawdy. Chociaż kościoły nasze rozbłyskują światłem od Światła zapalanym, to na Prawdę pozostajemy impregnowani. Co więcej, budujemy mur twardy jak namiestnikowskie pieczęcie, by przypadkiem Prawda nie ujawniła się. Przyjmowanie chwiejności ideologii zamiast skały prawd objawionych. Odrzucenie osoby na rzecz liberalnej wizji jednostki. Lans zamiast świadectwa. Wielomówstwo zamiast słów jasnych i prostych, oddzielających w wyraźny sposób ciemność od światła. Uwikłanie w politykę światową zamiast trwania przy Prawdzie nawet za cenę męczeństwa. „Miękkość szat” i „powab perfum” zamiast negacji kłamstwa. Przyzwolenie, by chwast lawendowy rósł spokojnie, zamiast wyrywania z korzeniami „papuziego bractwa”. Nepotyzm i kolesiostwo zamiast braterstwa i wspólnoty. Eventy i show zamiast duchowości. Obmowa, oszczerstwo i plotka zamiast troskliwej rady i wsparcia. Pieczęć za pieczęcią spada na kamień, by żadna siła nie poruszyła go z miejsca. Upodobaliśmy sobie w wielkomiejskim pyle światowym, chociaż On kazał go strząsać z nóg. Ten kurz jest twardszy niż skała, którą zatoczyli kiedyś uczniowie na Grób. Tamtą mógł ruszyć anioł bez problemu. Kurz jest dla niego nie do ruszenia, bo domaga się działania z wnętrza ludzkiego.

 

Uderz Jezu bez odwłoki

Bezradnie opadają ręce, gdy pętamy Światło na rzecz ciemności. Jest jednak w tym wszystkim gram nadziei. Iskry rozrzucone przez Boga na ściernisku świata. On je rozsypuje, gdy gaśnie Światło. Chrześcijaństwo musi porzucić kamień z Grobu. Gdy stanął przed Marią, kazał jej powiedzieć uczniom, by szli do Galilei. Tylko tam można Go zobaczyć. Powrót do pierwotnej miłości jest jedyną drogą zwycięstwa Światła nad mrokiem. Błysk Zmartwychwstania najlepiej widać z brzegu Genezaretu, bo tam się usłyszało pierwsze „Pójdź za Mną!”. Jerozolima z jej pieczęciami na kamieniu nie jest warta zachodu. Gdy ona pieczętuje kamień, wchodzę do swojej izdebki i tam odkrywam niegasnące Światło Dnia Trzeciego. Brama ku wieczności otwiera się we wnętrzu każdego. Wszak prawdziwi wyznawcy mają oddawać cześć Bogu w Duchu i Prawdzie. Przeciw kamieniowi pieczętowanemu rosną serca tętniące Życiem.

Ks. Jacek Świątek