Komentarze
Palec pod budkę

Palec pod budkę

Rozmawiam ze znajomą. Jest późny wieczór, a w zasadzie to już środek nocy, ale nic sobie z tego wcale nie robimy. Nie martwimy się o powrót do domu - każda z nas jest u siebie. Realizujemy ułudę bliskości - na łączach. A tych jest - można powiedzieć - do wyboru, do koloru.

Halo ci, którzy całkiem niedawno się chichrali, że jedyną komórką, jaka będzie do wykorzystania, jest ta w głębi podwórza; że nikt się nie odważy trzymać pieniędzy w ścianie; że możliwość zobaczenia rozmówcy w telefonie to czysta ułuda. Oczywiście wszystko jest kwestią perspektywy, ale nie tak znowu odległe to czasy, kiedy integracja polegała na oglądaniu u sąsiadów „Czterech pancernych i psa”, „Stawki większej niż życie” czy „Bonanzy”. Albo na wspólnosąsiedzkim wnoszeniu do domu kolorowego radzieckiego telewizora, do której to czynności należało zaprzyjaźnić co najmniej kilku mężczyzn. A teraz palec pod budkę wszyscy, którzy nawiązywali z kumplami łączność przy pomocy rozciągniętego pomiędzy pudełkami po groszkach albo po paście do butów sznurka. I kto pamięta pilnowany przez „urzędniczkę” prawdziwy telefon na korbkę, dostępny od 8 do 15?

Albo jeszcze te – wcale nie średniowieczne – czasy, kiedy założenie w domu stacjonarnego aparatu wiązało się z niezłą urzędową ekwilibrystyką? Oczywiście w mieście. Wsiowi mieli wdrukowane, że nie dla nich takie fanaberie.

Kto – poza McLuhanem – wierzył, że tak szybko zbudujemy globalną wioskę? Że będziemy korzystali z wirtualnych pieniędzy, odwiedzali wirtualne sklepy, nawiązywali wirtualne relacje towarzyskie?

 „Będziemy w kontakcie” albo jeszcze oszczędniej: „kontakt” – rzucamy hasło znajomym, znajomi rzucają nam – i odzywamy się głównie w kwestii tzw. biznesów. Ma się rozumieć – na łączach. Kto dziś – nawet ze świecą w ręku – znajdzie człowieka, który mu powie: „mam czas”? Można odnieść wrażenie, że demonstrowanie tego niedoboru wręcz nobilituje. Ale w sumie… Wszak sporo tego czasu zajmuje prezentowanie na różnistych forach, stronach – i Bóg wie, gdzie tam jeszcze – siebie i swoich dokonań… A wszystko to rzetelnie podretuszowane. Tak, żeby inni – znajomi i nieznajomi – popękali z zazdrości. Jako że fizyczna bliskość tak retuszować się nie da, zastąpiliśmy ją wirtualną „dostępnością”.

Ci, którzy urodzili się i dorastali w dobie szeroko pojętej elektroniki, nie widzą żadnego problemu. Ci, którzy przybiegli na rzucone wyżej hasło „palec pod budkę”, a na pilota od telewizora wciąż patrzą z nabożeństwem, narzekają na wirtualną przestrzeń i chcieliby utrzymać oswojone już status quo. Ale nie ma się co łudzić. „Daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia.”

Czy zatem grozi nam utrata prywatności, rozpad więzi międzyludzkich, koncentracja na ja i aspołeczne  postawy? Może tak być. Ale wcale nie musi. Noża też można użyć w dobrym i złym celu.

Anna Wolańska