Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Wrócił Mu uśmiech cały…

W Jego przypadku wszystko zdawało się być przesądzone. Skazany, obity, wyszydzony, pozbawiony godności, zabity i pogrzebany. Koniec i kropka. Zero możliwego ruchu. Kalkulacja na zimno przeprowadzona zdawała się dawać jednoznaczny wynik.

Nic już się nie wydarzy. A jednak… Ludzkie plany zawiodły, człowiecze kalkulacje dały nielogiczny wynik, mędrcy się zdumieli, a uczeni w Piśmie wpadli we wściekłość i zaczęli prześladować Jego uczniów. Krzyk, obelga, szyderstwo, drwina, oskarżenia, różne rodzaje tortur i zadawania śmierci stały się codzienną bronią do zadawania bólu Jego Mistycznemu Ciału. Świat przecież nie może się mylić. A jeśli się myli, tym gorzej dla tych, którzy pod wiatr dziejowych konieczności. Czym się przed tym bronić? Czy ruszyć z podobnym orężem przeciw tym, którym winno się nieść Dobrą Nowinę? Czy też może jak stado baranów wśród radosnego pobekiwania dać się spokojnie zaszlachtować, bo to piękne i romantyczne, a i nagroda zdaje się być niezgorsza? A może podać łapkę światu i iść z nim pod rękę jak dobrzy przyjaciele po długiej i niepotrzebnej rozłące blisko 2 tys. lat?

Może stworzyć nową teologię, zupełnie uznającą tę rzeczywistość za jedyną i ostateczną? Może odrzucić prawdę wypracowywaną umysłem i sercem przez wieki na rzecz doraźnie ustanawianych interpretacji i idei?

 

Płótna, strzępy i pewność

Nie jestem plemieniem żmijowym, ale domagam się jakiegoś znaku. W pomieszaniu dzisiejszym i w chaosie – także przez nas, wyznawców Jego spowodowanym – znak jest koniecznością. A On znaków nie skąpi. Pozostawił je dla nas, by po wiekach nie można było wątpić. Zrzucił je z siebie, gdy powstawał. A my je w relikwiarzach zamknęliśmy. Trzeba nam jednak owe drogocenne szkatuły rozłupać i spojrzeć na to, co pewność daje. I chociaż wydawać by się mogło strzępem, to jednak po śladach odszukuje się Drugiego. Ja swój ślad odnalazłem w Manoppello. Rozwarte oczy Zmartwychwstałego i szczery uśmiech jak po przebudzeniu. Ten uśmiech idzie za mną do dzisiaj. Cóż mógł pierwszego zrobić, gdy tylko oczy otworzył w Nowości? Uśmiechnąć się. W uśmiechu jest i zadziwienie, i podziw, i radość, i fascynacja, i dobro. Ten uśmiech jest najwyraźniejszym dowodem, że to nie było wskrzeszenie, wyjście z letargu czy inne doraźne wytłumaczenie. To była zupełna Nowość, jak nowe jest niebo i nowa jest ziemia, którą zapowiadał i które uczynił. Pielgrzymował przez cały czas do Świtu i ten Świt w jego oczach się otworzył. Płótno, na którym zamarł Jego uśmiech i radosne oczy, prześwituje słońcem. Światłem brzasku nowego. „Szukajcie tego, co w górze (…). Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co jest na ziemi”. Otwierając oczy, chciał także otworzyć moje, bym zobaczył kres moich dążeń. Ta pewność z małego kościoła pośród wzgórz Apenińskich nie jest pewnością tej ziemi, jak wygrana w loterii czy też inwestycja na giełdzie. To nie pewność zwycięstwa, do którego można dotrzeć tu na ziemi. To nie popularność i poklask za coraz to nowe eventy. To pewność celu i pewność Jego pewności.

 

A strach ma wielkie oczy

Ale o tym jakoś zapomnieliśmy. Dzisiaj z mediów i z ambon krzyk się podnosi, by tu i teraz filantropią się zająć, altruizm szerzyć, miłosierdzie bez pytań praktykować, a o wieczności nie mówić. Dość dzień ma swojej biedy. Może właśnie dlatego nieustannie doświadczamy zachodu Słońca i krzesać musimy nasze maleńkie iskierki. Zdajemy się żyć nieustannie w cieniu wieczora, nieuchronnego i nieubłaganego, który strachem rozwiera nasze oczy. Z Rzeczywistości zrobiliśmy jeno ideę doskonale zamykającą nasze teorie sekundowe i marzenia na godziny. Bo Kim właściwie On się dla nas dzisiaj stał? Uzasadnieniem wojny i pozycji liniowych w podziale liturgicznym? Sędzią zachowywania sanitarnych zakazów i obostrzeń? Motywem dla kupna masek, rękawiczek i respiratorów? A gdzie w tym wszystkim Wieczność? Muszę wspomnieć tutaj jednego Aupetita z Paryża, który sam będąc lekarzem, przesłał do władz miejskich listę 55 młodych księży, którzy zadeklarowali się, że są gotowi przebywać wśród zakażonych i chorych, by nieść im posługę duchową i wskazywać drogę. Nie zamknęli się w domu, ale ruszyli, nie bacząc na niebezpieczeństwo, by nie zostawić ludzi w samotności i pustce wieczoru. Nie tłumaczyli, że żal doskonały, że Komunia duchowa etc. Byli z ludźmi tam, gdzie zdawało się, iż zapomniał o nich Bóg. Strachu własnych oczu nie zasłoni się relacją internetową, nawet bezpośrednią. I nieważne, czy jesteś neonem, czy tradsem. Bo człowiek szuka Wieczności. Te rozwarte manoppellskie oczy i dyskretny uśmiech Powstającego więcej mówią i lepiej strach leczą niż moje teorie i sylogizmy. Daj mi, Panie, wrócić znowu do Wieczności, bo o niej zapomniałem zafascynowany tym, co mogę zdobyć na ziemi.

 

Pełnia pełni

Nakazano nam obchodzić Wielkanoc po pierwszej pełni wiosennej. Być może ważkie wyliczenia historyczne za tym stały. Lecz jest w tym także jakaś forma znaku. Światło księżyca, związane z nocą, jest pewną symboliczną formą wyrażenia Złego. Jego pełnia minęła i zaczyna się zmniejszać, a wiosna rodzi nowość życia w fizycznej postaci. Zabłysło Światło, które nie zna zachodu – Zmartwychwstały. Po Nim już nie ma miejsca na powroty księżyca, bo to Słońce zajść już nie może. Lecz kochamy ciemność i nie można nas przekonać, że Światło Wieczności rozbłyska. Śmierć traktujemy jak coś nas niedotyczącego i wszystko zrobić potrafimy, by przed nią się uchronić. Nawet wyprzedając Światło i czyniąc z niego ledwie tlący się płomyk. Na szczęście Ono od nas nie zależy. Płonąć będzie nawet wtedy, gdy wylejemy z naszych lamp oliwę i z pustymi stać będziemy jak głupie panny czekające Oblubieńca. Lampka z telefonu nie wystarczy. Panie zapal we mnie pragnienie Wieczności. Otwórz moje oczy na Twoje Światło. Zabierz strach i lęk. Wzbudź pewność. Po prostu – uśmiechnij się Pełnią..

Ks. Jacek Świątek