Przed nami Wielkanoc. Bez barokowych ołtarzy, dymu kadzidła,
uroczystej procesji ze złotą monstrancją, organów i dzwonów
oznajmiających Zmartwychwstanie. Bez świątecznej rutyny, która każe
„zameldować się” na Rezurekcji nawet tym, którym w ciągu roku z
Panem Bogiem nie po drodze. Inna niż wszystkie dotąd.
„Wstępujemy dziś do bramy Wielkanocy, rozpoczynamy Wielki Tydzień.
Z wyjątkiem czasu prześladowań przeżyjemy najprawdopodobniej
najdziwniejsze święta w historii chrześcijaństwa, z pustymi, często
zamkniętymi kościołami. Jestem głęboko przekonany, że może to być
Wielkanoc bardziej chrześcijańska od jakiejkolwiek innej, którą
możemy pamiętać” - mówił kilka dni temu, w homilii na niedzielę
Męki Pańskiej, ks. Tomáš Halík. To prawda. Czy tak - paradoksalnie!
- będzie, zależy od wielu czynników, przede wszystkim od tego, czy
każdy z naszych domów stanie się autentycznym Kościołem, czyli
(sięgając po etymologię słowa) „świętym zwołaniem”, do którego
zostanie zaproszony najważniejszy Domownik. Jeśli tam mieszka stale
- to znakomicie. Ale może to też dawno niewidziany Gość, Obcy,
który już wiele razy pukał do drzwi, ale nie było dlań miejsca.
Może odkryjemy, że był od zawsze, choć nierozpoznany - niczym
Nieznajomy idący z uczniami do Emaus.