Miała spokój w duszy

„Ja jestem ból do samego nieba” - powiedziała po śmierci ks. Jerzego. Gdy pytano ją, jak żyć z tak ogromnym cierpieniem, przyznawała: „Tylko silna wiara może trzymać człowieka przy życiu”.

Mariannie Popiełuszko dane było uczestniczyć w beatyfikacji syna, kapelana Solidarności. Czy ona też zostanie wyniesiona na ołtarze? Jej życie związane było z wioską Okopy pod Suchowolą, gdzie z mężem Władysławem prowadziła gospodarstwo rolne. W czasie wojny urodziła pięcioro dzieci, z których dwoje zmarło. Późniejszy ks. Jerzy był najmłodszy. Pani Marianna wraz z mężem wychowywała dzieci w głębokiej wierze. Często powtarzała im: „Prościusieńko w niebo droga: kochać ludzi, kochać Boga. Kochaj sercem i czynami, będziesz w niebie z aniołkami”. W niedzielę prowadziła wszystkich do kościoła.

Pięć kilometrów, które musieli pokonać, było świetną okazją do odmawiania Różańca. – Z całą pewnością ks. Jerzego Popiełuszkę uformował dom rodzinny, przede wszystkim matka Marianna. Była prostą, ale jednocześnie bardzo mądrą kobietą o niezłomnej wierze. Co więcej, ofiarowała go Panu Bogu, gdy była w ciąży. Bardzo modliła się, by syn został księdzem. Jednocześnie nigdy go do tego nie namawiała, twierdziła, że to musi być jego decyzja – mówi Milena Kindziuk, publicystka, autorka książki „Matka świętego”.

 

Przebaczyła mordercom syna

Kiedy młody Jerzy postanowił wstąpić do seminarium, pani Marianna była z tego powodu bardzo szczęśliwa, choć zdawała sobie sprawę, że będzie to oznaczać ograniczenie kontaktu syna z rodziną. Często przyjeżdżała z mężem do Warszawy, aby uczestniczyć w Mszach za ojczyznę celebrowanych przez ks. J. Popiełuszkę. Jego kazania przyciągały tłumy wiernych z całej Polski, a tym samym zwracały uwagę Służby Bezpieczeństwa. Kapłan był pod stałą obserwacją komunistów.

– Pani Marianna bardzo bała się o syna, ale nie mogła nic więcej zrobić, jak tylko modlić się za niego. Powtarzała: „oddałam go Kościołowi”. ...

HAH