Powiedziałam „tak” w… pociągu
Jedyne, co mogłam zaoferować Bogu, to obiecanki cacanki, że „jak się nic nie zmieni, to w przyszłym roku już pójdę”. No i… nic z tego nie było. Decyzję podjęłam w pociągu - wyznaje s. Barbara Jolanta Łydkowska, loretanka. Powołania nie da się zamknąć w żadnej teorii ani wyjaśnić za pomocą wzoru. Wiele jest także dróg, którymi do jego odkrycia prowadzi Bóg. Podobnie jak możliwości jego realizowania. S. Barbara z Siedlec wybrała życie zakonne, choć jako młoda dziewczyna miała zupełnie inne plany.
W dodatku, kiedy usłyszała głos „Pójdź za Mną”, wcale nie od razu z zachwytem powiedziała „tak”. Oto poruszające świadectwo jej powołania.
Żyć kolorowo
Miałam 22 lata. Do tamtego czasu nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym być zakonnicą. Siostry zakonne uczyły mnie katechezy, jeździły ze mną na rekolekcje oazowe. Jedne lubiłam i ceniłam, inne były wkurzające – nic z tego jednak ani nie oddalało, ani nie zbliżało mnie do ich świata, który uważałam za obcy, obojętny dla moich spraw. Miałam swój i własne plany na życie – takie naturalne: chciałam mieć męża, dużo dzieci, mały domek z ogródkiem. Chciałam żyć kolorowym, pełnym życiem. Lubiłam taniec, jazdę konną i narty, lubiłam się uczyć i czytać książki, pasjonowały mnie muzyka i sztuki piękne, miałam dobrych przyjaciół, którzy – jak ja – byli „przykościelni”. Od roku spotykałam się z chłopakiem i byłam w nim coraz bardziej zakochana.
Nie martw się, Jolka, Bóg nie zrobi nam krzywdy
Wydarzenie, przez które Pan Bóg „coś mi zrobił”, trudno opisać, ale było ono bardzo proste. Pojechałam na rekolekcje wakacyjne i jednym z punktów dnia był tzw. ...
DY