Twarzą w twarz z Panem
Jej głębia, jakość i różnorodność wiele mówią o naszej wierze i życiu duchowym. Bez niej wewnętrznie usychamy, wypalamy się. Podczas Mszy św., wspólnego Różańca czy charyzmatycznego uwielbienia odnajdujemy siebie jako część Kościoła - mówi loretanka s. Gemma Misiuk. - Jest to niezwykle ważne i piękne, jednak budowanie relacji z Chrystusem wymaga spędzania czasu z Nim sam na sam - dodaje i wspomina, że w dzieciństwie często uciekała „w przyrodę” i rozmawiając z Jezusem, układała własne modlitwy czy piosenki.
– Wynikało to trochę z tego, że z jednej strony bałam się wyśmiania ze względu na moją „zbyt dużą” pobożność, a z drugiej czułam, że jest to intymne spotkanie, na którym chcę być z Bogiem sama. Zostało mi trochę z tego do dziś, bo cały czas lubię „zaszyć się” gdzieś na modlitwę indywidualną, by uniknąć ciekawskich spojrzeń, a czasami ukryć spływającą po policzku łzę – przyznaje s. G. Misiuk.
Dajmy sobie taki czas!
Opowiada też o pewnym osobistym doświadczeniu. – Pamiętam, że miałam kiedyś bardzo zły dzień, wszystko się waliło. Wyszłam ze szkoły, wokół było ciemno, otaczały mnie błyski latarni, przejeżdżające samochody i moje wewnętrzne zdołowanie. Stwierdziłam, że pójdę przed wystawiony Najświętszy Sakrament. Nie pamiętam, co wtedy mówiłam Jezusowi, nie było tego dużo, być może jedynie krótkie oddanie. Pamiętam jednak kojącą ciemność katedry i światło bijące od Hostii. A potem, gdy wyszłam na zewnątrz, wszystko nabrało jakichś piękniejszych kolorów. Nie da się kogoś poznać głębiej, nie spotykając się z nim i nie rozmawiając. Tak jest również w relacji z Bogiem. ...
Agnieszka Wawryniuk