Nie bójmy się słowa „naród”
Ojcze Profesorze, dlaczego tak wielu Polaków irytuje mówienie o miłości do ojczyzny? Czy naprawdę przeżywamy kryzys patriotyzmu?
Rzeczywiście, temat ojczyzny budzi dziś u niektórych Polaków niechęć, a nawet drażni. Trochę wynika to ze współczesnej alergii na patos i gołosłowność. Ale jest w tym coś więcej - coraz niższa ocena własnego narodu, zwłaszcza wśród młodych. Niektórzy Polacy, wyjeżdżając za granicę, wstydzą się swojego pochodzenia.
Skąd bierze się ten dystans wobec własnego kraju?
Kryzys dotknął dzisiaj wszystkie nasze domy duchowe – przede wszystkim rodzinę, ale również ojczyznę i Kościół. U jego źródeł leży indywidualizm – choroba współczesnej mentalności europejskiej. Człowiek zapatrzony w siebie staje się daltonistą na wartości i znaczenie wspólnoty, traktując ją niemal jako zło konieczne, coś ograniczającego. W efekcie zaczyna być podejrzliwy wobec ojczyzny, Kościoła, rodziny i zajmuje wobec nich postawę rewindykacyjną i roszczeniową. Zwolennik indywidualizmu traci zdolność do myślenia w kategoriach dobra wspólnego, a miłość do swojego kraju zaczyna traktować jako przesąd z czasów króla Ćwieczka, coś anachronicznego, wręcz wstydliwego.
Innym źródłem współczesnego dystansowania się wobec ojczyzny jest lęk przed nacjonalizmem. Nowożytna Europa XX w. widziała, jak jego różnorakie odmiany przyniosły ocean zacietrzewienia i nienawiści, spowodowały bezmiar krzywd i przelały wiele niewinnej krwi. Dlatego współczesna mentalność boi się niekiedy samego nawet pojęcia „naród”.
A przecież patriotyzm to coś zupełnie innego niż nacjonalizm.
Różnica między nimi jest ogromna – jak między ziemią a piekłem. Świetnie pokazał to Cyprian Norwid w liście do Teofila Lenartowicza, gdzie o polskich nacjonalistach napisał: „Oni kochają Polskę jak Pana Boga, i dlatego zbawić jej nie mogą, bo cóż ty Panu Bogu pomożesz?”. Zatem nacjonalizm to nie tylko bluźnierczy błąd postawienia ojczyzny na miejscu Pana Boga. ...
Jolanta Krasnowska