Kiedy ziemia przestaje pachnieć
Marek od zawsze wiedział, że zostanie rolnikiem. Gospodarstwo przejął po ojcu, gdy miał 26 lat. Praca na roli była jego pasją i sposobem na życie. Budził się o 5.00, zanim słońce podniosło się nad łąkami, a zasypiał późno w nocy, kiedy ostatnie światła gasły w oborze. „Ziemia nie poczeka” - powtarzał, przekonany, że tylko ciężką pracą można utrzymać rodzinę i tradycję. Przez lata wszystko układało się dobrze. Inwestował, modernizował, rozbudowywał. Jednak z każdym rokiem było coraz trudniej - ceny skupu mleka spadały, koszty rosły, a pogoda płatała figle.
Mimo to Marek nie zwalniał. Nie umiał. Kiedy żona próbowała namówić go na urlop, śmiał się: „Rolnik ma urlop tylko wtedy, gdy pada”.
Zmęczenie, które nie mija
Z czasem coś się zmieniło. Wracał z pola rozdrażniony, krzyczał na syna, który źle podłączył przewód w dojarkach, wyładowywał złość na żonie, choć w głębi duszy wiedział, że to nie jej wina. Rano nie mógł się dobudzić, wieczorem nie mógł zasnąć. Przestał się śmiać. – Wszystko zaczęło mnie irytować: zwierzęta, sąsiedzi, nawet dźwięk ciągnika. A przecież to było moje życie – opowiada. Coraz częściej myślał, że nic, co robi, nie ma sensu, że pracuje jak szalony, a i tak ledwo wiąże koniec z końcem. – Pewnego dnia, stojąc w pustym magazynie, uświadomiłem sobie, że nie pamiętam, kiedy ostatnio poczułem prawdziwą satysfakcję – dodaje.
Przełom nastąpił, kiedy zasłabł w oborze. Lekarz stwierdził przemęczenie i problemy z sercem. Kazał odpocząć. „Tylko jak to zrobić, jak wszystko na mnie stoi?” – pytał sam siebie. Ale to właśnie ten moment był początkiem zmiany.
Nie samą pracą żyje człowiek
Po raz pierwszy w życiu Marek pozwolił sobie na słabość. Przez znajomego trafił do psychologa – online, bo wstydził się, by ktoś we wsi wiedział. Na początku mówił, że to głupota, że „facet nie gada o uczuciach”. ...
Jolanta Krasnowska