Komentarze
27/2020 (1301) 2020-07-01
W najśmielszych marzeniach nie wyobrażałem sobie, że druga tura kampanii wyborczej w elekcji prezydenckiej obfitować będzie w wydarzenia zbliżone do cudów.

Tymczasem okazuje się, że w polityce mogą mieć miejsce wydarzenia o takim charakterze. Rafał Trzaskowski z rozbrajającą szczerością oświadczył już w wieczór niedzielny, iż z Konfederacją Krzysztofa Bosaka bardzo wiele go łączy. Zwrócił oczywiście uwagę przede wszystkim na sferę gospodarczą, ale sam fakt nobilitacji współorganizatorów Marszu Niepodległości, stojącego w kontrze zasadniczej do „spacerowych” poczynań obecnego włodarza Warszawy, który chadzał był raczej pod tęczową flagą, jest czymś niebywałym w swojej kategorii. Ciekawe, co jeszcze zrobić może pretendent do zamieszkania w Pałacu Namiestnikowskim (nazwa w jego wydaniu nabierze całkowicie nowego znaczenia). Radosny pisk podnieconej nastolatki, który wydał z siebie, gdy Szymon Hołownia określił „warunki brzegowe” swojego wskazania w drugiej turze (choć i bez nich poparłby Trzaskowskiego), pokazały że w polityce słowa się całkowicie nie liczą. Myślę sobie, że w tej sytuacji pretendent PO do prezydenckiego stolca powinien zmienić hasło wyborcze.
26/2020 (1300) 2020-06-24
Najbliższa niedziela to niedziela elekcyjna. W pierwszej turze wyborów prezydenckich zmierzy się ze sobą 11 kandydatów chcących objąć urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Dynamika kampanii wyborczej jest jednak taka, iż ta pierwsza elekcja zdaje się być przygrywką przed ostatecznym wyborem w ramach tury drugiej, czyli lipcowego głosowania.

Owszem, może zdarzyć się cud i wybory rozstrzygnięte zostaną w pierwszej turze, lecz dzisiaj nic na to nie wskazuje. Decydujące starcie dokona się na początku lipca. Jaki będzie jego wynik? Przyznam się, że śledząc sondaże i ludzkie wypowiedzi, trudno dzisiaj zawyrokować. Analizy chociażby prowadzone przez M. Palade wskazują, że decydujący głos może mieć wybór ok. 300 tys. wyborców. Czyli finisz o włos i wygrana/przegrana na poziomie większego miasta polskiego. Można zaryzykować stwierdzenie, że mamy do czynienia z wyborami na poziomie plebiscytu ideologicznego. Przyglądając się bowiem zarówno kampanii prezydenckiej, jak i sondażowym wyliczeniom przepływów elektoratów pomiędzy dwoma najważniejszymi (jak się wydaje) graczami w tej elekcji, zauważyć można dość wyraźnie, że nie argumenty ekonomiczno-społeczne grają w niej zasadniczą rolę, ale odrodzona mentalność plemienna. Mentalność, która nie została zachwiana pomimo 15 lat, jakie zaistniały w polskiej rzeczywistości.
25/2020 (1299) 2020-06-17
Aria księcia Mantui z opery „Rigoletto” Giuseppe Verdiego znana jest raczej każdemu, nawet niewykształconemu muzycznie osobnikowi na poziomie szkolnictwa podstawowego.

Podkreśla ona zmienność płci pięknej, porównując ją do piórka na wietrze. Co ciekawe, jest ona częścią tej części opery Verdiego, w której wspomniany książę próbuje poderwać szynkareczkę. Banalny tekst wraz ze skoczną muzyką doskonale wpisuje się w taką właśnie scenerię. Ma jednak w sobie coś ciekawego, co pozwala zastosować go także do sytuacji wyborczej w Polsce AD 2020. Tegoroczna kampania jest chyba najdłuższą w dziejach naszego kraju. Toczy się bowiem nie od ustanowienia nowego terminu wyborów prezydenckich, ale już od marca. Nie mówię tutaj o właściwych dla wszystkich kampanii wyborczych przedbiegach, ale o formalnych wystąpieniach kandydatów na najwyższy urząd w państwie. Podmiana jednego z kandydatów nic w tej materii nie zmieniła, poza, oczywiście, notowaniami sondażowymi. Oprócz swojej długości i spowodowanej przyspieszeniem w finiszu krwawości, niczym zdecydowanie nie odbiega od innych polskich elekcji. Jest jednak coś, co przypomina jako żywo słowa z opery Verdiego. Tym czymś jest zmienność przynajmniej niektórych kandydatów.
24/2020 (1298) 2020-06-10
Łatwowierność opinii publicznej jest niestety faktem. Często wspomina się dzisiaj, że odbiorcy wiadomości przekazywanych przez media łykają je jak pelikan zdobycz. Namysłu nad nimi nie ma żadnego, a nieprzetrawiona wieść staje się podstawą oglądu rzeczywistości i podejmowanych działań.

To z kolei rodzi łatwość przechwytywania tzw. opinii publicznej przez różnorakich szalbierzy i ideologów. Tłum podąża za nimi jak owce na rzeź, nie spostrzegając w ogóle, gdzie jest prowadzony. Otrząsanie się ze zgubnych i nieprawdziwych informacji nie jest jednak kwestią dni czy tygodni, lecz może rozkładać się na lata, jeśli w ogóle będzie możliwe. Dochodzi bowiem do tego wpojone w mózgi współczesnych ludzi przekonanie o własnej doskonałości intelektualnej oraz możliwości posiadania „własnego zdania” na każdy temat. To ostatnie powoduje, że dyskusja czy spór przestają być możliwe, gdyż nie można debatować wśród posiadaczy „całkowitej prawdy”. Dość dobrze widać to na przykładzie ostatnich wydarzeń w Polsce i na świecie. 25 maja w czasie interwencji policji w Minneapolis w Stanach Zjednoczonych zmarł niejaki George Floyd. Świat obiegła wieść, iż bezpośrednią przyczyną jego zgonu była brutalna napaść funkcjonariusza policji, która doprowadziła do uduszenia wspomnianego wyżej człowieka. Po tym wydarzeniu w samym Minneapolis, jak i w innych miastach USA, doszło do gwałtownych zamieszek, a na całym świecie podejmowane były działania potępiające rasizm w Ameryce Północnej.
23/2020 (1297) 2020-06-03
Myślę, że w obecnej sytuacji co jakiś czas będziemy raczeni kolejną rewelacją wskazującą na swoistą niemoc struktur kościelnych do rozprawienia się z nielicznymi wprawdzie, ale niesłychanie bolesnymi sprawami z przeszłości.

Zresztą tak, jak trudno rozliczyć się dzisiaj z pewnych zaszłości związanych z karygodnymi czynami niektórych duchownych, tak samo było wcześniej, gdy Kościół w Polsce nie umiał prześwietlić spraw związanych ze współpracą niektórych duchownych ze służbami specjalnymi w PRL. Przewlekłość działań Kościoła w tamtych sprawach, kluczenie w tłumaczeniach, mówienie o ludzkich słabościach jako żywo przypomina działania niektórych dzisiejszych „obrońców” duchownych skażonych winą działań pedofilskich. Z tą jednak różnicą, że w przypadku tych drugich ramię sprawiedliwości dzisiaj jest bardziej sprawne i radykalne. Jednak w tym wszystkim pojawia się podskórne pytanie, dlaczego do takich sytuacji w ogóle może dochodzić? Kościół winien być postrzegany, co zresztą w swojej misji stawia sobie jako cel, za wspólnotę nastawioną na jasność mówienia (tak - tak, nie - nie, a reszta od złego pochodzi) i sprawiedliwe osądzanie (nie ma względu na osoby). Niewiarygodność struktury kościelnej w tym przypadku, jak zresztą i w innych, staje się dojmującą bolączką.
21/2020 (1295) 2020-05-20
Są dwa sposoby zburzenia dużego budynku. Jednym z nich jest miejscowe podłożenie bomby o wielkiej sile rażenia, drugą - rozłożenie małych ładunków wybuchowych.

Pierwsza metoda ma to do siebie, że skutki detonacji mogą jednak dotknąć nie tylko znajdujące się wokół budynku rzeczy, ale ranić także osoby dokonujące detonacji. Druga, wymagająca planów i obliczeń, to takie rozłożenie małych ładunków wybuchowych, by upadek budowli był kontrolowany i wyglądał na samoczynny. Efekt zostaje osiągnięty, budynek wyburzony, a skutki negatywne w miarę wyeliminowane. Przyglądając się temu, co dzieje się w Polsce w ostatnim tygodniu „po zmianie kandydata”, można odnieść wrażenie, iż taką metodę obrali przeciwnicy reelekcji Andrzeja Dudy. Nagromadzenie się w jednym praktycznie momencie pewnych zjawisk, z pozoru niełączących się całkowicie z sobą, a mających za wspólny mianownik odsunięcie obecnie rządzących od władzy, nie wydaje się przypadkowym.
20/2020 (1294) 2020-05-13
Wielu publicystów prześciga się dzisiaj w roztrząsaniu skutków obostrzeń, jakie zastosowano w walce z koronawirusem, a szczególnie ich wpływu na kondycję społeczną, ekonomiczną, polityczną czy kościelną Polaków i w ogóle świata.

Dominuje nastrój apokaliptyczny, wieszczący ogólny upadek, a najpewniej kryzys na niespotykaną skalę. Pod wpływem tych „analiz” można odnieść wrażenie, iż rację mieli preppersi, którzy w imię własnych zasad szykują się na każdy możliwy scenariusz rozwoju sytuacji w świecie, gromadząc odpowiednie zapasy i ucząc się niełatwej sztuki przetrwania w ekstremalnych warunkach, przy czym budowanie przydomowych bunkrów i schronów wydaje się w tym przypadku normalnością. Cóż, wygląda na to, że my, Polacy, do apokaliptycznego pojmowania świata raczej jesteśmy przez ostatnią dekadę cokolwiek przyzwyczajeni. Każda znajdująca się w opozycji partia ową zagładę wieszczy na potęgę. I nie dotyczy to tylko dzisiejszego stanu polskiej sceny politycznej. Rysowanie skutków rządów przeciwników w kolorycie objawień św. Jana na wyspie Patmos jawi się jako zasadniczy sposób istnienia polskiej opozycji maści wszelakiej. Problem w tym, że sytuacja wokół pandemii nie tyle wykreowała czy też wzbudziła jakieś następstwa (choć nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie twierdził, że przeszła ona bezobjawowo), ile raczej odsłoniła skrywany stan społeczny i cywilizacyjny.
19/2020 (1293) 2020-05-06
W nauczaniu papieża Franciszka swego czasu pojawił się wątek III wojny światowej. Ojciec św. określał w ten sposób działania ekonomiczno-społeczne, które niszczyły godność człowieka oraz deprecjonowały wszelkie próby jej ratowania.

Oczywiście, znany z nastawienia bliskiego doczesności papież koncentrował się przede wszystkim na sferze ekologiczno-socjalnej, ale jak w każdej intuicji, także i w tej odnaleźć można pewną myśl głębszą. Obserwując chociażby dzisiejszą rzeczywistość polityczno- społeczną w naszym kraju nie sposób nie odnieść wrażenia, iż język debaty politycznej, a szczególnie jego odzwierciedlenie w przestrzeni medialnej, jako żywo przypomina język wojenno- rywalizacyjny. Wciskani jesteśmy w ściśle dychotomiczny podział, zawarty w parach wyrażeń, np. zwycięstwo opozycji - przegrana opozycji, zwycięstwo rządzących - porażka rządzących, wygrana Kościoła - porażka Kościoła itp. Problem w tym, że zazwyczaj te pary wyrażeń opisują tę samą rzeczywistość i to równocześnie. Biorąc pod uwagę przaśną logikę dwuwartościową należałoby stwierdzić, iż z dwóch zdań sprzecznych jedno i tylko jedno jest prawdziwe. Oznaczałoby to, iż przynajmniej w jednym przypadku mamy do czynienia ze zwykłym kłamstwem.
18/2020 (1292) 2020-04-29
W polskiej polityce ostatnimi czasy niesłychanie wrze wokół sprawy nadchodzących wyborów prezydenckich. W debatę nad ich przeprowadzeniem czy też odsunięciem w czasie włączają się coraz to liczniejsze instytucje, gremia, organizacje etc.

Debata nad elekcją w czasie zarazy rozpłomienia głowy nie tylko polityków, ale i zwykłych obywateli. Nawet instytucje kościelne i poszczególni hierarchowie wypowiadają w tej kwestii swoje zdanie, nie mówiąc już o szeregowych księżach i osobach świeckich. Niektórzy czynią to w sposób niezwykle prostacki (chodzi mi o felietonistów, dziennikarzy czy polityków), inni w ostrożnościach silą się na finezję słowną, a inni wreszcie swoje wystąpienia poprzedzają szumnymi zapowiedziami i głosami heroldów, wieszczących wiekopomne wypowiedzi. Do tej ostatniej grupy należy zaliczyć Donalda Tuska, którego czterominutowy filmik internetowy ogłaszany był w mediach już kilka dni przed „premierą” jako wystąpienie na miarę zbawcy narodu. Przyznam się, że wysłuchawszy go, doszedłem do wniosku i prawdą jest polskie powiedzenie, iż góra urodziła mysz. Ale po kolei, gdyż łatwo popaść w felietonistyczne zacięcie krytykanckie.
15/2020 (1289) 2020-04-08
W Jego przypadku wszystko zdawało się być przesądzone. Skazany, obity, wyszydzony, pozbawiony godności, zabity i pogrzebany. Koniec i kropka. Zero możliwego ruchu. Kalkulacja na zimno przeprowadzona zdawała się dawać jednoznaczny wynik.

Nic już się nie wydarzy. A jednak… Ludzkie plany zawiodły, człowiecze kalkulacje dały nielogiczny wynik, mędrcy się zdumieli, a uczeni w Piśmie wpadli we wściekłość i zaczęli prześladować Jego uczniów. Krzyk, obelga, szyderstwo, drwina, oskarżenia, różne rodzaje tortur i zadawania śmierci stały się codzienną bronią do zadawania bólu Jego Mistycznemu Ciału. Świat przecież nie może się mylić. A jeśli się myli, tym gorzej dla tych, którzy pod wiatr dziejowych konieczności. Czym się przed tym bronić? Czy ruszyć z podobnym orężem przeciw tym, którym winno się nieść Dobrą Nowinę? Czy też może jak stado baranów wśród radosnego pobekiwania dać się spokojnie zaszlachtować, bo to piękne i romantyczne, a i nagroda zdaje się być niezgorsza? A może podać łapkę światu i iść z nim pod rękę jak dobrzy przyjaciele po długiej i niepotrzebnej rozłące blisko 2 tys. lat?