Komentarze
13/2020 (1287) 2020-03-25
Zasypywani jesteśmy lawiną informacji. Wszyscy spieszą z wyjaśnieniami medycznymi, organizacyjnymi, prawnymi, ekonomicznymi etc. Angażowane są różne autorytety, by uzasadnić zachowanie spokoju i wskazać możliwe sposoby przetrwania w tym trudnym dla każdego czasie.

Internet zawalony jest poradami od przaśno-praktycznych po cudownościowe i niesamowite. Informacje od cioci, babci, pani z magla mieszają się z wiadomościami podawanymi z wysokości katedr profesorskich i naukowych tytułów. Czy to źle? Z jednej strony nie, gdyż można w tym galimatiasie przy zastosowaniu nikłych zdolności logicznych wyłowić cenne wskazówki. Jednakże, i to jest druga strona medalu, chaos informacyjny trochę na własne życzenie powoduje, iż zaczynamy się czuć jak dzieci we mgle. A tego efektem najbardziej dojmującym jest dzisiaj deficyt nadziei. Proste pytanie: co dalej? przenika każdy umysł i każde serce. Potrzebujemy nadziei. Łatwość, z jaką większość polskiego społeczeństwa poddaje się ostrym rygorom stany epidemii, nie jest tylko czy głównie wynikiem zorganizowania społecznego naszego narodu, choć zapewne i w tym może mieć swoje korzenie. To poszukiwanie stabilnej podstawy naszego istnienia i oglądu rzeczywistości.
12/2020 (1286) 2020-03-18
Wszystkim krytykom mojego ubiegłotygodniowego felietonu na samym początku odpowiadam, iż z całą stanowczością podtrzymuję wszystkie zawarte w nim tezy.

Może tylko poza tym fragmentem, w którym mowa była o zgromadzeniach powyżej 1 tys. osób. Cykl druku tygodników jest taki, że często pewne rzeczy zmieniają się już po wydaniu gazety. Poprzedni numer ukazał się w czwartek, a w piątek wprowadzone zostały obostrzenia sanitarne, w tym zakaz zgromadzeń powyżej 50 osób. Zasadnicza teza mojego rozumowania pozostaje jednak niezmienna, a mianowicie fakt, że efektem działań i słów części „oświeconej” samozwańczego establishmentu Kościoła będzie epidemia niewiary. Ale po kolei. Chcę na samym początku podziękować wszystkim księżom, którzy nie zostawiają ludzi bez pomocy, odpowiadają na duchowe potrzeby. Dziękuję za otwarte kościoły, gdzie „wróbel znajduje swój dom, a jaskółka gniazdo”. Dziękuję tym, którzy sprawują sakramenty, zwłaszcza sakrament pokuty. Dziękuję także tym, którzy poświęcają czas, odwiedzając chorych i starszych w domach. Dziękuję tym, którzy nie zwolnili się z obowiązku katechizacji, zdalnie nauczając dzieci i młodzież, a przynajmniej dając im taką możliwość.
11/2020 (1285) 2020-03-11
Czegóż dzisiaj najbardziej powinien obawiać się statystyczny Polak? Otóż wnioskować można z przekazów telewizyjnych, komunikatów rządzących i opozycji, obwieszczeń władz kościelnych i codziennych rozmów naszych rodaków, że największym zagrożeniem jest koronawirus.

Przyznam się, że widząc po raz pierwszy graficzne przedstawienie owego wroga publicznego numer jeden, ciarki na plecach przechodzące poczułem. Trochę później przyszła refleksja, iż ten obraz, choć zapewne w celach informacyjnych przekazywany, przypomina mi kampanię władz nazistowskich, które kolportowały obraz Żyda jako największego zagrożenia. Ok, być może zbyt daleko posunięte skojarzenie, lecz nie sposób mu się oprzeć. Nie sposób również zaprzeczyć, iż w całej kampanii ochrony ludności przed zagrożeniem epidemiologicznym jest nagły i gwałtowny wzrost zachowań paranoicznych, nie tylko wśród szarych obywateli, lecz również (a może przede wszystkim) pomiędzy „wielkimi tego świata”. Aż dziw bierze, że do tej pory nie ma w mediach społecznościowych żadnych akcji „karteczkowych” naszych celebrytów, aktorów i aktoreczek maści wszelakiej czy też innych „wolnozawodowych” artystów.
10/2020 (1284) 2020-03-04
Całkiem niedawno podnoszono na poważnie argument przeciwko polskiej rzeczywistości politycznej, iż podziały polityczne sięgnęły wnętrza polskich rodzin, rozrywając nawet wspólnotę świątecznych stołów i spotkań rodzinnych.

Polaryzacja społeczna miała być tak wielka, że w rodzinach nie podawano sobie dłoni, odmawiano prawa do zasiadania przy wspólnym stole etc. Być może i takie przypadki miały miejsce. Krewkość natury niektórych naszych rodaków jest dość znana chociażby z polskiej literatury. Z drugiej zaś strony trudno spokojnie rozmawiać, gdy dostrzega się to, co dzieje się w polskiej przestrzeni publicznej, a niecenzuralne słowa cisną się same na usta. Biorąc pod uwagę mój stan życiowy, nie powinienem tego pochwalać. Z drugiej zaś strony wspomnienie działań chociażby św. o. Pio wobec niektórych penitentów, kopniakiem „odwodzącego” od konfesjonału tych, którzy nie chcieli żałować za swoje grzechy, pozwala mi z pewną dozą nadziei jakoś uzasadnić i te słowa powszechnie uznawane za niecenzuralne. Szczególnie wówczas, gdy z narodu robi się durnia.
9/2020 (1283) 2020-02-26
Tytuł niniejszego felietonu może brzmieć w przybliżeniu jak hasło kampanii wyborczej każdej dzisiejszej partii. Bo któraż z nich tego nie proponuje swoim zwolennikom i która nie przedstawia się w ten sposób niezdecydowanym?

W gruncie rzeczy wszystkie programy wyborcze są odzwierciedleniem tego właśnie hasła. Problem jednakże w tym, że taki „program wyborczy” sformułował blisko 2 tys. lat temu… diabeł. Jak sprawny spin doktor wziął swój „ewentualny elektorat”, czyli Jezusa po pustynnym poście, i rozwijał przed nim wizję ewentualnych korzyści wynikających z poparcia elekcyjnego. Ewangeliści i późniejsi teolodzy bez większego problemu zakwalifikowali te jego działania do kategorii kłamstwa. Nie miał on bowiem takiej siły i prerogatyw, by zrealizować swoje obietnice. A jednak parł mimo to ze swoją propagandą bez żadnej żenady. Oczywiście, pokrewieństwo czy nawet podobieństwo dzisiejszych polityków maści wszelakiej z szatanem nie jest ani oczywiste, ani też bezpośrednio możliwe. To dość odległa analogia. Tamte wydarzenia łączą się jednak dość ściśle w osobie wyborcy. To on ma dokonać wyboru w oparciu o przedstawione propozycje i własny sąd sumienia.
8/2020 (1282) 2020-02-20
Analiza stanu intelektualnego społeczeństwa, dokonana swego czasu przez królewskiego błazna Stańczyka, której ostatecznym wynikiem było twierdzenie o powszechności przekonania ówczesnych ludzi o znajomości dogłębnej spraw medycznych, dzisiaj wyglądałaby zupełnie inaczej.

Otóż musiałby on stwierdzić po prostu, że wszyscy ludzie znają się dosłownie na wszystkim. Łatwość wypowiadania dzisiaj ocen o wszelakich sprawach dziejących się współcześnie, zawierająca się (by zacytować klasyka) pomiędzy zagadnieniami teologicznymi i leczeniem dziegciem, zyskała na mocy dzięki całkowitemu zapomnieniu o przaśnej logice i rzetelności przemyśleń. Jedyną bowiem argumentacją jest stwierdzenie, że ostatecznie „ja tak uważam”, bo w końcu coś tam czytałem. Zawodnik, przyparty do muru prostymi pytaniami o autorów owych lektur, ich kompetencje w danej dziedzinie czy też po prostu przybity analizą logiczną jego własnej wypowiedzi najnormalniej w świecie salwuje się ucieczką intelektualną, przy okazji besztając stawiającego pytania i wyzywając go od zawistników, wsteczników, ciemnego ludu etc. Sztuka debaty zniknęła po prostu, gdyż celem podstawowym nie jest już dążenie do prawdy, ale zwykła chęć zwyciężenia konkurenta i postawienia na swoim, nawet jeśli jest to najgłupsza rzecz w świecie.
5/2020 (1279) 2020-01-28
W dawnych, zamierzchłych czasach, gdy matura nie przypominała wypełniania testowego krzyżówek i nie była turniejem o najlepsze wbicie się w klucz sprawdzających, pewnego roku na egzaminie pisemnym z języka polskiego zabrzmiały słowa Leopolda Staffa, w których przekonywał on uczniów, że bardziej niżeli chleba poezji trzeba w czasach, gdy wcale jej nie trzeba.

Pamiętam tę frazę, ponieważ właśnie w tym roku zdawałem egzamin dojrzałości. Czasy zaiste zamierzchłe, dla większości dzisiejszych uczniów trącące dinozaurami. Przypomniałem sobie właśnie to zdanie, patrząc na dzisiejszą polską i kościelną rzeczywistość, w której racjonalny dyskurs staje się coraz bardziej niemożliwy, a jedyną propozycją zdaje się ucieczka w tworzenie alternatywnych rzeczywistości, własnych urojonych światów, w których choć chwilę człowiek może czuć się bezpiecznie. To jednak nie stanowi zapory, a kolejną fazę niebezpieczeństwa. I w tym właśnie kontekście przypomniałem sobie wiersz Czesława Miłosza, który projektanci Pomnika Stoczniowców w Gdańsku zamieścili na jednym z jego elementów.
4/2020 (1278) 2020-01-22
Jest podobno tak, że prawda w końcu wypływa na wierzch, jak oliwa na wodzie. Dwa tygodnie temu pisałem o konieczności samooczyszczenia się Kościoła z elementów, które stanowią powód przegrywania w przekazywaniu Dobrej Nowiny, i nie spodziewałem się, że tak szybko otrzymam potwierdzenie stawianych przeze mnie tez.

Tymczasem zamieszanie wokół publikacji książki Benedykta XVI i kard. Saraha, a zwłaszcza niejasna rola, jaką odegrał w tym zamieszaniu abp Gänswein, stanowią doskonały przykład potwierdzający tezy, które niektórzy odebrali jako atak na siebie bądź kogoś innego. Marne to jednak dla mnie pocieszenie, że się nie myliłem. Wolałbym właśnie w tej kwestii się pomylić, ale cóż… Przy okazji potwierdziło się, jak łatwo można przegrać na hasłowym traktowaniu nauczania Kościoła i wykorzystywaniu świętości do własnych merkantylnych celów. Swoją drogą ta konstatacja dotyczy nie tylko wspólnoty katolickiej, ale można ją przenieść na inne obszary naszego życia wspólnotowego, chociażby na państwo. A w naszym państwie od dłuższego już czasu dzieje się cokolwiek źle. I chociaż ostatnie badania opinii publicznej wskazują na wyraźny procent osób twierdzących, że sprawy państwa idą w dobrym kierunku, to jednak podejmowane przez część naszego establishmentu działania stoją w jawnej sprzeczności z odczuciami Polaków.
3/2020 (1277) 2020-01-15
Nie wiem, czy pamiętacie Państwo pewną opowieść z dziejów Narodu Wybranego, opisaną na kartach Starego Testamentu, mówiącą o przygodzie Balaama, który miał przekleństwem zmusić Izraelitów do odwrotu i rezygnacji w czasie wędrówki do Ziemi Obiecanej.

Czy to ze strachu, czy też powodowany niemożnością wypowiedzenia czego innego, zamiast przekleństwa błogosławił on plemiona żydowskie. Krótko mówiąc: chciał zaszkodzić, a wyszło co innego. Tak to już w życiu człowieka bywa, że nie zawsze to, co wypowiada, idzie po jego myśli. Przypomniałem sobie postać owego maga biblijnego, gdy przeczytałem w wywiadzie udzielonym przez Jerzego Owsiaka „Gazecie Wyborczej” jego przemyślenia na temat papieża, a właściwie dwóch papieży. Przemyślenia te powstały jednak nie na kanwie znajomości ich nauczania. Twórca Wielkiej Orkiestry ŚP zainspirowany został filmem „Dwóch papieży”, uznając widocznie, jak większość z młodych wolontariuszy, iż przedstawia on „najprawdziwszą prawdę”, a fikcję filmową uznał za przejaw kina dokumentalnego. Cóż, taka to już współczesna mentalność, gdzie najważniejszym argumentem w dyskusji jest stwierdzenie: „A w telewizji powiedzieli…”. Problematyczna wypowiedź pana Owsiaka miała za zadanie pognębić papieża seniora i wywyższyć obecnego następcę św. Piotra.
2/2020 (1276) 2020-01-08
Święto Chrztu Pańskiego zaczyna okres zwykły w roku liturgicznym. Pozostawiamy za sobą doznania świąteczne i wchodzimy w codzienny bieg naszego życia i naszej wiary. A z tym wiąże się powrót do spraw chwilowo zawieszonych na czas świętowania, lecz domagających się podjęcia działań, by zapobiec jakiemuś złu lub katastrofie.

Najważniejszym jednak problemem, z którym musi się uporać dzisiaj Kościół w naszej ojczyźnie, jest dokonujący się gwałtowny odpływ wierzących. I chociaż nie przybiera on charakteru masowych apostazji, to jednak z praktycznym odstępstwem mamy do czynienia coraz częściej. Nie ma co w tym względzie podpierać się statystykami czy też doświadczeniami na polu „duszpasterstwa w formie znajomkostwa”. Faktem jest, co stwierdzają chociażby chodzący po kolędzie księża, iż z roku na rok spada odsetek przyjmujących duszpasterzy w swoich domach. W naszej diecezji są już parafie, w których po kolędzie przyjmuje ledwie 40-50% mieszkańców, a średnia wieku otwierających drzwi domów przed księżmi zaczyna rosnąć. Dzieje się tak mimo podejmowania bardziej spektakularnych lub mniej akcji kościelnych. W tej sytuacji należy rozpocząć działania naprawcze, a tych nie da się wykonać bez próby oceny własnego podwórka.