Komentarze
1/2020 (1275) 2020-01-02
Po wyczynie „satyryków” z niemieckiej rozgłośni państwowej WDR można powiedzieć tylko tyle, że nasza polska młodzież jest jednak wychowana dobrze.

Każdy z nas, pamiętając przedwyborczą akcję „Zabierz babci dowód”, zapewne myśli sobie, że takiego rozwydrzenia młodzieży i skierowania jej przeciwko starszym nie można było już przeskoczyć. Otóż nie, niemieckie dzieciaczki z klas młodszych szkoły podstawowej i zapewne także z przedszkola, pod świetlanym przewodem jakiejś aktywistki z ruchów ekologicznych, wyśpiewały dla swych babć istną laurkę, w której babcia jedząca codziennie kotlety i jeżdżąca do lekarza samochodem nie dość, że przejeżdża z lubością dwoje staruszków z balkonikami na przejściu dla pieszych, to dodatkowo jest czule nazywana ekologiczną świnią, lochą bądź maciorą (Umwetlt-Sau). Dzieciątka ów „tytuł” wyśpiewują lub wykrzykują z istną lubością, co można zauważyć na załączonym do tego „utworu” filmiku (zresztą już przez WDR wycofanym z sieci). Przy tym „evencie kulturalnym” nasza krajowa akcja wydaje się być pieszczotą wobec najstarszej części społeczeństwa i trąci zgrzebnością.
51-52/2019 (1274) 2019-12-18
Zbyt bezpiecznie obchodzimy te święta. Kordonem sanitarnym jest dla nas sztuczna szopka w kościele oraz aniołek kiwający główką za pieniążek i potakujący nad naszym żywotem.

On na wszystko się zgodzi, nawet bez patrzenia na nominał wrzucanych pieniędzy. Maryjka z gipsu ni słowa nie powie, a dziecię słodkimi oczętami popatrzy na nas z aprobatą. Sumienie zatkamy kawałkiem karpia i obowiązkowym siankiem pod wigilijnym obrusem. Bezpieczne świętowanie. Bez konieczności pokazania siebie. Uperfumowani i czyściutcy, wygładzeni i z pękiem savoir vivre’u w dłoni, nieprzylepni i śliscy, bo ciągle za pan brat z rajskim akwizytorem boskości. Nie, niekoniecznie od razu krzyczeć należy o zrosłej z naszą wolą grzeszności. To najłatwiejszy sposób na tworzenie współczesnych „naczyń duchowych”, które umieją tylko odkryć co do nanometra odstępstwo od prawa boskiego i ludzkiej tradycji. W gruncie rzeczy ci również sytuują się za bezpiecznym kordonem świętowania, utkwiwszy swój wzrok w tym tylko, co jawi się im jako doskonałość, nie wychodząc poza schemat klatki urojonego dobra. Cóż, sposobów na życie bez konieczności konfrontacji z samym sobą jest nadzwyczaj wiele.
50/2019 (1273) 2019-12-11
Tydzień prawie przedświąteczny zaiste obfitował w nawał tematów ciekawych do komentowania.

Poczynania naszej noblistki, kolejne wypowiedzi superweganki niejakiej Spurek, buńczuczne pomachiwania szabelką przez sędzię (vel sędzinę) Gersdorf stanowią doskonałą pożywkę dla felietonistów i komentatorów. Podobnie zresztą jak ciągnąca się sprawa szefa NIK czy inne tego typu. Nie sposób jednak nie zauważyć, że na czoło wybija się jednak „wyczekiwana” decyzja konferansjera programu telewizyjnego i dyżurnego „teologa” kraju, czyli Szymona Hołowni, który światu i Polsce, niczym Piłsudski depeszą iskrową, obwieścił swój zamiar kandydowania w wyborach prezydenckich 2020 roku. Reakcja światka medialnego zdawała się podkreślać, iż jest to wydarzenie w swej wadze porównywalne z Bitwą Warszawską 1920 r. Relacje na żywo w mediach lewicowych i prawicowych, rządowych i opozycyjnych, na portalach społecznościowych i innych… Świat odetchnął z ulgą niczym uczestnik programów „talentowych”, gdy usłyszał wyczekiwany niecierpliwie werdykt.
49/2019 (1272) 2019-12-04
Mając ostatnio trochę wolnego czasu, postanowiłem nadrobić swoje zaległości w oglądaniu dokumentów społecznych dotyczących współczesnej kultury.

Zazwyczaj mam co najwyżej możliwość ich pobieżnego przejrzenia. Jednym z takich dokumentów był film niemieckiej telewizji na temat tzw. fakenewsów, czyli fałszywych informacji mających na celu zdyskredytowanie, ośmieszenie lub oczernienie przeciwnika. Zaciekawiło mnie w tym filmie nie to, co związane jest z częstotliwością stosowania tej metody przeciwko innym ani też nie samo formalne konstruowanie takowych wiadomości. Najciekawszym okazało się to, że fałszywe informacje są 70% częściej powielane i przekazywane chociażby w mediach społecznościowych od informacji prawdziwych, nawet przy posiadaniu wiedzy o tym, która z nich jest prawdziwa, a która fałszywa. Konstatacja ta jest zaiste nie tylko niepokojąca, ile wręcz dramatyczna. Oznacza to bowiem, iż nasze społeczeństwo samo w sobie jest zainteresowane tworzeniem fałszywej rzeczywistości i nurzaniem się w tym, co kłamliwe i błędne. Nie idzie tu jednak tylko o sam aspekt etyczny, ile raczej o sposób naszego odbioru świata, a co za tym idzie - o nasze rozumienie świata.
48/2019 (1271) 2019-11-27
Tak czasem w życiu bywa, że marzenia rozjeżdżają się z rzeczywistością niemiłosiernie.

Zastosowany w tytule fragment epopei o Pawlakach i Kargulach odnosi się wprawdzie do konia podarowanego w ramach pomocy międzynarodowej, ale poprzez wejście w świat polskiej mowy odnosić się może właśnie do wszystkiego, co zaplanowane jako świetlana przyszłość nagle okazuje się spaloną na panewce mrzonką. Szczególnie bolesną, gdy zadawać by się mogło, iż zainwestowane wysiłki miały dać fenomenalny sukces, a okazały się zwykłym przeinwestowaniem. Pierwszy z brzegu to przykład pewnej gwiazdki telewizyjnej, co to rozstawszy się z jedną stacją postanowiła, iż jej zwycięstwo w programie konkurencyjnego nadawcy będzie pokazem siły i zemstą na dotychczasowym pracodawcy. Plany pokrzyżowało oczywiście głosowanie widzów, którzy jakoś nie pojęli owego detalicznie określonego planu i wyrazili swoje zdanie nie tak, jak decydenci postanowili.
47/2019 (1270) 2019-11-20
Pozornie, czytając mity poszczególnych ludów naszej planety, człowiek nie odczuwa żadnego niebezpieczeństwa. Ot, opowieści ludzi, którzy nie mając innego sposobu, w ten właśnie próbują opisać otaczającą ich rzeczywistość.

Baśniowe opisy poruszają wyobraźnię, niekiedy stając się kanwą artystycznych dokonań, a przede wszystkim są łatwym sposobem dotarcia z jakimś wyjaśnieniem stanu rzeczy do prostego ludu, nieposiadającego możliwości zrozumienia zawiłych naukowych twierdzeń. Zdawać by się mogło, że nie ma w nich nic zbytnio zatrważającego. A jednak nie sposób nie odnieść wrażenia, a nawet z pewnością stwierdzić, iż stanowią one niemałe zagrożenie właśnie dla ludzkiej egzystencji w świecie. Pozornie bowiem, będąc łatwym sposobem interpretacji rzeczywistości, w gruncie rzeczy one właśnie prowadzą ludzi na manowce. Zawierając w sobie wieloznaczność, dają możliwość różnorodnych interpretacji, czego skutkiem jest po prostu szerzenie wśród ludzi błędów w poznaniu świata. Ich łatwa przylepność do ludzkiej emocjonalności daje asumpt do wysunięcia się sfery przeżyć psychicznych na plan pierwszy z pominięciem racjonalności jako zasadniczego elementu odróżniającego człowieka od reszty stworzeń.
46/2019 (1269) 2019-11-13
Inauguracja nowego parlamentu już za nami. Cóż powiedzieć? Chyba tylko tyle, że znowu zawiedli się ci, którzy mieli nadzieję na jakąś formę normalnego współistnienia w ramach sejmowych i senackich mandatów, a przynajmniej na ukrócenie happeningowej formy „debat” parlamentarnych.

Marszałek senatu, tragikomicznie nawiązujący w swoich gestach do Tadeusza Mazowieckiego z dnia wyboru go na urząd premiera po 1989 r., to tylko najłagodniejszy zwiastun tego, co nas czeka. Bowiem poza pozerskimi gestami pojawiły się także realne zapowiedzi działań tzw. obozu totalnej opozycji powiększonego w parlamencie o lewicę i narodową prawicę. Zapowiedzi te nie tylko oddają sposób działań preferowany przez nowe byty parlamentarne, ale także dotykają tego, co nazwać można byłoby na potrzeby chwili ideowym podłożem narodowego istnienia. Być może brzmi górnolotnie, ale jednak oddaje to, co działo się w pierwszym dniu sejmu IX kadencji i senatu X kadencji.
45/2019 (1268) 2019-11-06
Przychodzi czasem taki moment, że człowiek po prostu mówi: dość! Nadmiar idiotyzmów docierających do uszu, oczu i mózgu staje się tak wielki, że nie sposób obok tego przejść obojętnie.

Szczególnie, gdy dzieje się to na jakiejś fali wznoszącej, cokolwiek przypominającej zaplanowaną akcję. Poza tym istnieje taka część naszej egzystencji, której nie wolno wystawiać na plwanie i głupotę. Takie bowiem działanie stanowi o całkowitej przegranej i dobrowolnej kapitulacji z tego, co jest prawdą. Ostatni tydzień przyniósł aż nadto takich zdarzeń, zwłaszcza w temacie wiary i tożsamości narodowej. A przecież to są fundamenty. Pozwolenie na lżenie w tym zakresie jest zwykłym szujostwem i ucieczką. Ale po kolei. Wydawało się, że zawieruchę o kształt pamięci historycznej mamy już za sobą. Nic bardziej mylnego. Po głosowaniach radnych Białegostoku i Żyrardowa, szczególnie związanych z Platformą Obywatelską, okazało się, że major Zygmunt Szendzielarz, ps. Łupaszko, i gen. Emil Fieldorf, ps. Nil, przegrali nie tylko z geograficzną nazwą ul. Podlaska, ale (co jest chichotem historii) z ul. Jedności Robotniczej. Taka decyzja jest niestety jednoznacznym opowiedzeniem się tejże partii po jednej stronie w sporze ideowym o charakter dokonanego po II wojnie światowej zawłaszczenia Polski przez totalitaryzm komunistyczny.
44/2019 (1267) 2019-10-29
Blisko 2,5 tys. lat temu Arystoteles sformułował prostą zasadę postępowania naukowego, która głosiła potrzebę dokładnego procesu zgłębiania prawdy: mały błąd na początku powoduje fatalne skutki w finalnych twierdzeniach.

Każdy zdroworozsądkowo myślący człowiek zasadę tę przyjmuje za oczywistość. A jednak często nie zauważamy owych małych kamieni, które w konsekwencji powielania błędu stają się istną lawiną. Szczególnie dzisiaj, w dobie łatwości przekazywania idei za pomocą środków informatycznych, zgubność łatwego pomijania szczegółów jest powodem narastania i tkwienia w błędzie przez miliony. Szczegół jawi się jako łatwa do pokonania przez podeszwę buta nic nieznacząca przeszkoda. Twierdzenie pewnego dyktatora, iż jedno zabójstwo to zbrodnia, a 100 tys. zamordowanych to statystyka, nie jest dzisiaj budzącym zgrozę śmiechem krwawego zbrodniarza, lecz przyjętą przez większość zasadą inżynierii społecznej. Jednostka z jej zastrzeżeniami jest po prostu niczym, nie liczy się więc ani jej protest, ani jej zdanie. Dodatkowo przeniesienie mechanizmów demokracji ze sposobu obioru sprawujących władzę na każdą dosłownie dziedzinę życia powoduje, iż prawda staje się wynikiem nie poznania niepowątpiewalnego, lecz własnością posiadających większość, ewentualnie przyjmowana jest w drodze konsensusu.
42/2019 (1265) 2019-10-16
Niedzielna elekcja za nami. Chwila ciszy wyborczej to raptem mgnienie, bo już się rozpalają do czerwoności bulteriery poszczególnych partii.

Nawet w wieczór wyborczy w studiach tej czy innej telewizji posłowie Halicki i Szczerba dawali koncert „miłosnej mowy”. Wszyscy przecież są winni, a oni jako aniołowie nieśli dobrą nowinę pośród ciemny lud. Po odrzuceniu jednak zapłonęli gniewem i z wielką radością rzuciliby ogień i siarkę jak drzewiej na Sodomę. Choć im dzisiaj ta nazwa nie powinna kojarzyć się źle, biorą pod uwagę frekwencję ich partyjnych kolegów na marszach tzw. równości. Przyznam się, że nie do końca rozumiem wyrazy histerii w wydaniu tych czy innych celebrytów. Ganiający po ekranie monitora Michał Żebrowski z gołymi pośladkami w celu skomentowania niedzielnej elekcji poprzez kojarzące się z prezentowanym obrazem słowo, dodatkowo rymujące się z „kamieni kupa”, nie napawa mnie optymizmem względem kondycji intelektualnej naszego społeczeństwa. Zresztą pojawiające się na tej czy innej internetowej stronie obrazki z zapłakaną twarzą przechodzącą w kontur Polski (co miało być zapewne obrazem tragedii narodowej, jaka dokonała się w ostatnią niedzielę) jest dla mnie bardziej wyrazem trudności z opanowaniem emocji panienki, której wciąż nie wychodzi z facetami, aniżeli komunikatem na temat tego, co wydarzyło się nad Wisłą. A wydarzyło się i nie wydarzyło się zarazem.