Kultura
48/2019 (1271) 2019-11-27
W PRL postanowiono wymazać ją ze świadomości Polaków. Powodem tej nagonki była niewątpliwie wyznawana przez pisarkę zasada, że „są dwie potęgi, którym trzeba dać wszystko, a w zamian nie brać nic - to Bóg i Ojczyzna”.

Kiedy, lata temu, mój ojciec podzielił się ze swoją świeżo poślubioną żoną radosną nowiną, że dostał propozycję intratnej posady w Warszawie, ta podniosła na niego przerażone oczy i zapytała: „A nasza ziemia?”. Była świeżo po lekturze „Dewajtis” Marii Rodziewiczówny. Pisarki nazwanej „strażniczką kresowych stanic”, dla której ziemia rodzinna, trwanie na niej i pielęgnowanie tradycji stanowiły wartość nadrzędną. Która bohaterów swoich powieści oceniała przez pryzmat ich stosunku do tej właśnie ziemi. Urodziła się we wsi Pieniuha na Grodzieńszczyźnie na początku 1864 r. (różne źródła podają datę 30 stycznia, 2 albo 3 lutego) jako czwarte dziecko w ziemiańskiej rodzinie Henryka Rodziewicza i Amelii z Kurzenieckich. Jej rodzice - za przechowywanie broni dla oddziałów powstańczych - zostali skazani na dziesięć lat syberyjskiej zsyłki, zaś rodzinny majątek władze carskie skonfiskowały.
46/2019 (1269) 2019-11-13
Zlecono Polsce misję, dlatego jest atakowana, kuszona, niszczona. Ale droga wiedzie ku zwycięstwu dobra. A jego gwarantem jest Maryja.

Chyba nie ma pośród nas ludzi, którzy nie zastanawialiby się, co ich czeka, co czeka ich dzieci. W szerszym rozumieniu - jaka przyszłość czeka naszą ojczyznę. Ale na nic tu - przekonuje autor książki „Duchowa misja Polski. Proroctwa i wizje” Wincenty Łaszewski - wróżbici, czytanie w gwiazdach i w fusach. Na nic zdolności zaglądających w przyszłość jasnowidzów. Jedyny głos, jaki należy potraktować poważnie, to ten przychodzący z Nieba. Oczywiście nie możemy tu oczekiwać jasno sformułowanych komunikatów, losy przyszłości wciąż pozostają warunkowe, zależą od naszej współpracy z Bogiem. „Gdy Opatrzność z Nieba spotyka się z naszą samoopatrznością, czeka nas czas najlepszy z możliwych. (…) Gdy wola Boga i wola człowieka stają w opozycji do siebie, czeka nas czas grozy”. Co głosy z nieba mówią o przyszłości naszej ojczyzny?
44/2019 (1267) 2019-10-29
I znowu w głównej roli rozbłysłe światłem cmentarze. Miejsce tęsknoty i zadumy. Wspomnień i refleksji nad życiem. Próby odpowiedzi na pytanie: kim jestem?

Żyjemy w czasach odrzucających śmierć. Zostawiamy ją za zamkniętymi drzwiami. Już tylko w niewielu domach ludzie zbierają się na wspólne śpiewanie, na wspólną modlitwę, na dobre wspominanie zmarłego. Odganiamy śmierć jak najdalej od siebie. Nie rozmawiamy o niej z bliskimi, z dziećmi, a potem się dziwimy, że w jej obliczu jesteśmy aż tak zagubieni. Narzekamy, że nie potrafimy umierać, nie potrafimy towarzyszyć odchodzącym z tego świata. Nie potrafimy docenić człowieka za jego życia, a po jego śmierci rozpaczamy, że nie zdążyliśmy mu wielu rzeczy powiedzieć. Dobrych rzeczy, bo te gorzkie zazwyczaj zdążamy. Życie nie prosi nas o zgodę na przemijanie. Po prostu przemija - czy tego chcemy, czy nie. Sami w sobie musimy tę zgodę odnaleźć. Bo to właśnie przemijanie buduje naszą trwałość. Buduje pamięć po nas. „To przemijanie ma sens.”
43/2019 (1266) 2019-10-23
Rozmawiam ze znajomą. Jest późny wieczór, a w zasadzie to już środek nocy, ale nic sobie z tego wcale nie robimy. Nie martwimy się o powrót do domu - każda z nas jest u siebie. Realizujemy ułudę bliskości - na łączach. A tych jest - można powiedzieć - do wyboru, do koloru.

Halo ci, którzy całkiem niedawno się chichrali, że jedyną komórką, jaka będzie do wykorzystania, jest ta w głębi podwórza; że nikt się nie odważy trzymać pieniędzy w ścianie; że możliwość zobaczenia rozmówcy w telefonie to czysta ułuda. Oczywiście wszystko jest kwestią perspektywy, ale nie tak znowu odległe to czasy, kiedy integracja polegała na oglądaniu u sąsiadów „Czterech pancernych i psa”, „Stawki większej niż życie” czy „Bonanzy”. Albo na wspólnosąsiedzkim wnoszeniu do domu kolorowego radzieckiego telewizora, do której to czynności należało zaprzyjaźnić co najmniej kilku mężczyzn. A teraz palec pod budkę wszyscy, którzy nawiązywali z kumplami łączność przy pomocy rozciągniętego pomiędzy pudełkami po groszkach albo po paście do butów sznurka. I kto pamięta pilnowany przez „urzędniczkę” prawdziwy telefon na korbkę, dostępny od 8 do 15?
42/2019 (1265) 2019-10-16
Radość z wyjątkowo wysokiej frekwencji w przeprowadzonych w minioną niedzielę wyborach parlamentarnych nie wszystkim się udzieliła. „I z czego ta opozycja tak się cieszy? PiS będzie nadal rządził. Znowu połowa Polaków została w domu, a doły wybrały 500+.

Przechodzę na emigrację wewnętrzną” - zademonstrowała swoją postawę pisarka Maria Nurowska, znana głównie z tego, że nienawidzi PiS. Ale że nie samą nienawiścią pisarka Nurowska żyje, to już przed wyborami wyraziła swoją miłość do Lewicy i KO, które to ugrupowania uznała za gwarantów powrotu Polski do normalności oraz do Europy. „Nie wyobrażam sobie kolejnej wygranej Kaczyńskiego” - dramatyzowała, jak na artystkę przystało. Przy czym nieustannie wszem wobec i każdemu z osobna starała się i stara przekazać informację, że Kaczyński okłamuje swoich wyborów. Jej zdaniem idzie mu to wyjątkowo łatwo, gdyż „to są ludzie w większości niewykształceni, nie potrafią ocenić rzeczywistości takiej, jaka ona jest. My, trzeźwo myślący, jesteśmy za nich odpowiedzialni, bo obudzą się, kiedy będzie za późno” - stwierdziła pisarka. I to się nazywa postawa! W ogóle się artystyczna brać ostatnimi wyborami okrutnie jakoś przejęła. Artystka Krystyna Janda - admiratorka wszelakich inności i różnorodności - udostępniła na swoim Facebooku grafikę, która wyborców PiS porównuje do prostytutek.
37/2019 (1260) 2019-09-11
Podsumowując wydarzenie, para prezydencka nie szczędziła słów uznania pod adresem osób w nim uczestniczących.

Tegoroczne Narodowe Czytanie polskiej literatury odbyło się na siódmego września. Tego dnia para prezydencka Andrzej Duda i Agata Kornhauser-Duda odczytaniem fragmentów opublikowanej w 1880 r. „Katarynki” Bolesława Prusa zainaugurowała - jak zawsze w ogrodzie Saskim w Warszawie - ósme już święto polskiej książki. Miejscu, w okolicy którego przechadzał się pan Tomasz - jeden z bohaterów noweli. Lekturze towarzyszyły dźwięki przywołanego w utworze instrumentu.Do Kancelarii Prezydenta wpłynęło ponad 100 tytułów propozycji na wrześniowe czytanie. Były wśród nich różne formy literack ie, spośród których para prezydencka wybrała osiem przekrojowych nowel. Dlaczego nowele? „Polska literatura to nie tylko dzieła monumentalne, nie tylko świetne powieści i wspaniałe dramaty, ale również nowele, które w polskiej literaturze zajmują poczesne miejsce” - powiedziała Agata Kornhauser-Duda podczas inauguracji uroczystości. Podkreśliła, że w dziedzinie krótkich form prozatorskich mamy wybitnych twórców, a nowele zawsze były utworami na wskroś polskimi i na trwałe wpisały się w historię polskiej literatury.
34/2019 (1257) 2019-08-21
Hurrra! Feministki odtrąbiły kolejne zwycięstwo. Wolne Sutki górą! W Barcelonie można już na publicznych basenach pływać z nimi na wierzchu. Oczywiście żeńskimi. Ale po kolei.

Jak podaje po-ważny serwis, aktywiści z katalońskiej grupy Mugrons Lliures (po naszemu Wolne Sutki) dopięli swego. Przez lata zachodzili w głowę, dlaczego akurat mężczyźni mogą swobodnie górną część ciała na basenach pokazywać, a kobiety to już wcale nie. No i doszli w końcu, że to jawna dyskryminacja jest. A skoro dyskryminacja, w dodatku jawna, to mus z nią walczyć i już! Jak pomyśleli, tak zrobili. U władz miasta zainterweniowali. Osiągnęli upragniony cel. Bo tak w ogóle to nie było to takie bardzo trudne. Wolne Sutki rozkminiły prawo i odkryły w nim luki. Mianowicie takie, że nie ma nigdzie sformułowanego zakazu kąpania się w samych kąpielówkach. A jak nie tylko w Barcelonie wiadomo - co nie zabronione, to całkiem dozwolone.
33/2019 (1256) 2019-08-14
Pośród zarejestrowanych w pamięci obrazów sprzed lat mam też jeden taki: do kuzynostwa przyjeżdża kilkuletnia dziewczynka. Z niewielkiego, ale jednak miasta, w dodatku z drugiego krańca Polski.

Już samo to wystarcza, żebyśmy my, miejscowe wiejskie dzieciaki, czuli wobec niej respekt. Jakby tego było mało, smarkula przywozi ze sobą sprzęt. Chyba wszyscy rozpoznajemy w nim hulajnogę. Ale co innego rozpoznawać, a co innego kontakt jakiś z takim instrumentem mieć. Po kilku dniach milczącego kibicowania przybyszce dostąpiliśmy szczęścia dotykania cuda, a jedna z nas nawet próby pojechania na nim. Nie było to proste - zważywszy na ówczesny stan wiejskich dróg i pierwszy kontakt ze wspomnianą maszyną. Przyznaję też, że mnie na przykład nie do końca przekonywała idea wynalazku, który - według niekoniecznie udokumentowanej wiedzy - pojawił się na ulicach Stanów Zjednoczonych w czasach wielkiego kryzysu i był budowany przez dzieci. W dodatku z odzyskiwanego drewna.
30/2019 (1253) 2019-07-25
24 lipca 1979 r. zmarł śmiercią samobójczą Edward „Sted” Stachura. O znajomości z pisarzem, który już za życia stał się legendą, jego życiu i twórczości - w rozmowie z Janem Jastrzębskim.

Historia mojej znajomości ze Stachurą rozpoczęła się w maju 1977 r., a końcową kropkę postawił w niej tragiczny lipiec roku 1979. Jeśli odliczyć jego wyjazdy i moją służbę wojskową, był to dość krótki czas, ale naznaczony intensywnością. Wypełniony dziesiątkami spotkań w mieszkaniu poety na Rębkowskiej, podczas których śpiewał swoje piosenki, czytał fragmenty „Fabula rasa” i „Oto”, wiele mówił o człowieku-nikt i człowieku-Ja albo dzielił się swoimi fascynacjami muzycznymi - dzięki temu po raz pierwszy usłyszałem kwartety smyczkowe Beethovena. Było też wspólne robienie zakupów, przyrządzanie żurku i dzienne i nocne wędrowanie po Grochowie. Jednak najwięcej dowiedziałem się o nim w trakcie dwóch wypraw w moje rodzinne strony, przedsięwziętych wiosną i latem 1978 r. Ale czy go znałem? Z pewnością dobrze znałem wtedy jego twórczość.
29/2019 (1252) 2019-07-17
Spotkanie z dawno niewidzianą znajomą przebiegało spokojnie i wedle niekoniecznie założonego z góry, ale przewidywalnego scenariusza. Zatem od zwyczajowego wzajemnego się skomplementowania gładko przeszłyśmy do relacji z przeżytych bez kontaktu lat, opowieści o mężach, pochwalenia się dziećmi, obgadania znajomych.

Jak już to przepracowałyśmy, zeszło na miejsce, które wybrałyśmy na rozmowę. Skonstatowałyśmy, że niebrzydkie, niedrogie i z całkiem niekiepskim jedzeniem. I to był początek końca spokoju naszego spotkania. Znajoma bowiem przypomniała sobie, że gdzieś przeczytała o tym, jak to jakaś influencerka zagadała w sieci do restauracji w wakacyjnym mieście, że jak ta jej obiad, to ona jej zdjęcie na swoim profilu czy jak tam się to nazywa.